[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Estevan dał mi wyraźnie do zrozumienia, że gdyby to od niego zależało, to mógłbym zabrać także te dwa, co zostały jeszcze w pieczarze, jak również wszystkie inne z całej wyspy.Najlepiej byłoby, gdyby wszystkie aku-aku znalazły się u nas na pokładzie i na dobre wyniosły się z wyspy, wtedy nikt nie potrzebowałby się o te rzeczy więcej kłopotać.Wszyscy dzisiejsi mieszkańcy byli dobrymi chrześcijanami i nigdy nie chcieli z takimi rzeczami mieć do czynienia, lecz zmusiła ich do tego obawa o życie i zdrowie.Estevan chodził do szkoły i umiał pisać.Pięknymi literami napisał mi to, co mówił w ciemnościach, objaśniając, że muszę dostosować ten tekst do osoby, której będę przekazywał kamien­nych strażników.Na kartce papieru przeczytałem:Ko au Ko Kon-Tiki hę Atua HivaHua viii mai te i Ka uru atua na Ki teKaiga Einu Ehoraie Ehiti Ka pura Eurauragate Mahinaee.Ka ea Korua Kakai Kahakahoa ite umu moa ite umu kokoma oteatua hiva.Ko Kon-Tiki mo hatu O Ko iaTo Koro Va Ka Terę Ko haho Kogao Varione ana Kena O Te Atua hiva Ko Kon-Tiki.Estevan nie potrafił mi tego dokładnie przetłumaczyć, ale mniej więcej brzmiało to tak, że ja, władca świata podziemnego, przybyłem tu stamtąd z mą świtą, tu postarałem się o to, aby cztery aku-aku imieniem Einu Ehoraie, Ehiti Ka pura, Eurauraga i Mahinaee mogły spożyć wnętrzności kury upieczonej w ziemnym piecu przed wejściem do pieczary O Ko ia, podczas gdy mój statek kołysał się na kotwicy przy piaszczystym brzegu Anakena.Zrozumiałem, że Estevan i jego żona urządzili już obrzęd z wnętrznościami kury w moim imieniu przed wejściem do rodzinnej pieczary.Kilka dni później ja i lekarz skorzystaliśmy z pierwszej okazji, udaliśmy się do wsi i nie zauważeni przez postronnych weszliśmy do małego domku Estevana.Klosz z kwiatami na małym stoliku, dwa zydle i dwie ławy - tak przedstawiało się całe umeblowanie; domyślaliśmy się jeszcze, że za kotarą znajduje się łóżko.Wszystko było pomalowane na niebiesko lub biało i błyszczało czystością.Żona Estevana, która wyszła zza kotary, okazała się prawdziwą pięknością.Ładnie zbudowana, z jasną cerą, długimi czarnymi włosami, rozumnymi oczyma, miała pogodny i opanowany sposób bycia.Jakiś niezwykły spokój bił od tej młodej, chorej dziewczyny, która miała bose nogi, lecz przywitała nas z godnością królowej.Mówiła tylko kilka słów po hiszpańsku i Estevan musiał pomagać przy porozumiewaniu się.Przepraszali nas, że nie mają krzeseł, lecz z zadowo­leniem usiedliśmy na ławach.Patrzyłem na tę młodą, cichą dziewczynę, która usiadła z rękoma na kolanach.Nie tak sobie wyobrażałem żonę Estevana, kobietę o silnej woli; przypuszcza­łem, że będzie to prawdziwa ksantypa.Lekarz otrzymał spokojne i jasne odpowiedzi.Jej niedomoga okazała się chorobą żołądkową łatwą do wyleczenia, jeżeli poleżałaby jakiś czas w szpitalu wiejskim.Sam Estevan zaczął rozmowę na temat pieczary.Na moje pytania jego żona odpowiadała z niezmiennym spokojem, łagodnie, cicho, ale stanowczo.Ojciec zapowiedział jej, że jeżeli ktoś niepowołany dostanie się do rodzinnej pieczary, wtedy umrze ktoś z jej bliskich.Ona nie chce umrzeć i nie chce również, aby to spotkało Estevana.Dlatego nie może mnie zabrać do pieczary.Co do tego była nieugięta.Estevan dodał, że przez dwa dni płakała, gdy poprzednio starał się ją namówić, więc po stwierdzeniu, że tak śmiertelnie poważnie bierze tę sprawę, postanowiłem dać za wygraną.Spytałem natomiast, czy zechcia­łaby zrobić dla nas zdjęcie pieczary, gdybyśmy ją nauczyli, jak się obchodzić z aparatem.Nie, bo wtedy niepowołani widzieli­by na fotografii pieczarę, a ona jest tabu.Spotkało nas więc głębokie rozczarowanie.Zapytałem jeszcze, już bez większej nadziei, czy mogłaby przynieść resztę zawartości pieczary do domu, aby ją tu sfotografować.Ku memu zdziwieniu odpowiedziała twierdząco, i to bez chwili wahania.Owszem, możemy fotografować kamienie.Jeszcze bardziej zaskoczyła mnie propozycja Estevana, aby żona złożyła kamienie w pieczarze, którą mają w ogrodzie, też z tajemnym wejściem, ale nie tabu; tu można by zrobić zdjęcia.Żona natychmiast się na to zgodziła z dwoma jednak wyjątkami: mianowicie odmówiła przyniesienia dwu pozostałych strażników.Oboje się szczerze zasmucili, gdy pokiwałem głową i oświadczyłem, że ten pomysł niewiele dla mnie znaczy, jeżeli nie mogę zobaczyć prawdziwej pieczary rodzinnej.Uzgodniliśmy ostatecznie, że rzeźby będą przyniesione do domu i że dostanę wiadomość, gdy już wszystko znajdzie się na miejscu.Przy pożegnaniu spytałem, czy to jej ojciec rzeźbił kamienne figurki.Nie, on tylko pomagał przy kilku.Jej dziadek, który przy przyjęciu chrześcijaństwa otrzymał imię Raimundi Uki, wyrzeźbił prawie wszystkie do swej śmierci, a umarł mając sto osiem lat.Pamiętała, jak uczył jej ojca, gdy była jeszcze małą dziewczynką, a opowiadano jej też, że pradziadek udzielał rad dziadkowi.Kiedy pierwszy raz zaczęto używać pieczary, tego nie wiedziała, lecz niektóre rzeczy były bardzo stare, chociaż znalazły się w pieczarze dopiero za czasów dziadka.Tym samym stwierdziliśmy, że przynajmniej jedna z dziwnych pieczar na Wyspie Wielkanocnej stanowiła żywą instytucję, a nie zapieczętowany skład, nie skarbiec zamarły od czasów pierwszych wojen domowych na wyspie.Możliwe, że pieczara żony Estevana była ostatnią żywą pieczarą, ale okazała się również pierwszą, której zawartość wyszła na światło dzienne.Żegnając się z młodą parą miałem jednak przekonanie, że właśnie tej pieczary nigdy na własne oczy nie zobaczę.VIII.W tajemniczych pieczarach Wyspy WielkanocnejPewnego wieczora o zmierzchu Lazarus i ja jechaliśmy konno strzemię w strzemię starą, trawą zarosła drogą z kamieniołomu Rano Raraku do obozu w Anakena.Za nami wulkan tonął w czerwieni zachodzącego słońca; na kamienistej równinie przed nami poczęły się słać długie cienie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl