Pokrewne
- Strona Główna
- Charles M. Robinson III The Diaries of John Gregory Bourke. Volume 4, July 3, 1880 May 22,1881 (2009)
- John Marsden Kroniki Ellie 1. Wojna się skończyła, walka wcišż trwa
- Adams G.B. History of England From the Norman Conquest to the Death of John
- Marsden John Kroniki Ellie 03 Przycišgajšc burzę
- DeMille Nelson John Corey 01 liwkowa Wyspa
- John Ringo Dziedzictwo Aldenata 03 Taniec z Diabłem
- Wojny Rady Tom 1 Tam Będš Smoki Ringo John
- Tom Mangold, John Penycate Wi podziemna wojna
- Feist Raymond E Srebrzysty ciern
- Tara Sivec Piękne kłamstwo. Igrając z ogniem
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- nie-szalona.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nieumiarkowane łakomstwo przy śniadaniu, pozostające w rażącej sprzeczności zgłodową taktyką w porach pozostałych posiłków, sprawiło, że Jack częściej wybierał terazłososia marynowanego niż wędzonego.Maliny moroszki, uparcie proponowane dzieciomprzy każdej okazji, okazały się wyśmienite, a chociaż skosztowanie mięsa renifera byłonieuniknione, Jack wywinął się od zjedzenia ozora.Lecz mimo ograniczenia lunchów ikolacji do przekąsek i deserów koszt wyżywienia przewyższał skromne dochody Alice.No inikt w Oslo nie chciał rozmawiać z nimi o Williamie.W Norwegii ofiarą jego żądzy (azarazem przyczyną ruiny) stała się bowiem dziewczyna zbyt młoda, aby ludzie mogli przejśćnad tym do porządku dziennego.Nawet dorośli.Katedra w Oslo stoi nieco powyżej Bristolu.Kiedy ujrzeli ją z perspektywy jegofrontowych drzwi pierwszego mrocznego poranka, Domkirke zdawała się wyrastać pośrodkudrogi na końcu długiej ulicy, przeciętej wzdłuż szynami tramwajowymi.Zawsze jednakdochodzili tam pieszo.- Założę się, że to ta - oświadczyła Alice.- Dlaczego? - spytał Jack.- Mówię ci.Domkirke zdecydowanie wyglądała na godną organów ze stu dwoma rejestrami.Niemiecki instrument firmy Walcker został przebudowany najpierw w 1883, a następnie w1930 roku.Część zewnętrzna pochodziła z roku 1720.W 1950 pomalowano ją na szaro (wwersji pierwotnej była zielona); kolor ów podkreślał posępny i monumentalny charakterbarokowej fasady.Katedra została wzniesiona z cegły, kopuła miała zielonkawy odcień zmurszałejmiedzi, a zegar na wieży był wielki i okazały.Cyferblat nadawał całości zgoła sprzeczny zluteranizmem ton przesadnej powagi, jak gdyby budynek służył raczej przechowywaniuświętych relikwii, aniżeli pełnił skromną funkcję domu bożego.Wnętrze kościoła potwierdziło owo pierwsze wrażenie.Wewnątrz nie było świec, leczoświetlenie elektryczne.U sufitu wisiały wielkie żyrandole; staroświeckie kinkiety stwarzałyzłudzenie blasku świec.Ołtarz, łączący sceny Ostatniej Wieczerzy z obrazami Ukrzyżowania,pod względem ilości ozdób przypominał sklep z antykami.Nieliczne schody, wiodące naambonę, udekorowano drewnianymi wieńcami, pociągniętymi złotą farbą.Ponad kazalnicą,na podobieństwo firmamentu, który dzieli jedynie krok od runięcia w dół, wisiało dryfującekłębowisko aniołów; niektóre z nich szarpały struny harf.Nikt nie grał na organach, wszystkie ławki były puste.Powitała ich oboje tylkosprzątaczka, wsparta o mop niczym o laskę i łypiąca podejrzliwym okiem.Jak wyjaśniłapózniej Alice, nikt choćby najluzniej związany z Domkirke nie życzył sobie jakiejkolwiekwzmianki o Williamie.Takiej, jaką był na przykład Jack.Na widok chłopca kobieta zamarła.Chwyciwszy oddech, usztywniła ramiona,trzymając przed sobą mop jak krzyż, który ma ją uchronić przed złem.- Zastaliśmy organistę? - spytała Alice.- Którego? - zawołała sprzątaczka.- A ilu macie? - odpowiedziała pytaniem Alice.Nie odrywając wzroku od Jacka, kobieta zakomunikowała, że organistą Domkirke jestniejaki pan Rolf Karlsen.Którego zresztą nie było.Owo nie było wprawiło Jacka wniemałe zmieszanie; kościół nieoczekiwanie wydał mu się nawiedzony.- Pan Karlsen to wielki człowiek - mówiła sprzątaczka, chociaż nie było jasne,czy nawiązuje do jego postury tudzież znaczenia, czy może jednego i drugiego.Wszyscy księża również przebywają poza kościołem - ciągnęła kobieta.Wymachiwała przy tym mopem jak różdżką, co, biorąc pod uwagę jej nieruchome spojrzenie,nadal utkwione w Jacku, zdawało się czynnością całkowicie bezwiedną.Jack bezskutecznierozglądał się za wiadrem.(Po co komu mop bez wiadra? - zachodził w głowę).- Tak naprawdę - zaryzykowała Alice - szukam młodego organisty,obcokrajowca nazwiskiem William Burns.Sprzątaczka przymknęła oczy jak podczas modlitwy, w złudnym przekonaniu, że mopistotnie zamieni się w krzyż i odpędzi niebezpieczeństwo.Wycelowała go w chłopca.- To jego syn! - wykrzyknęła.- Trzeba być ślepym, żeby nie rozpoznać tychrzęs.Po raz pierwszy ktoś wspomniał o podobieństwie Jacka do ojca.Matka wlepiła weńwzrok, jakby i ona dopiero je sobie uświadomiła; wydawała się przy tym równie wstrząśniętajak sprzątaczka.- A ty, nieszczęśnico, musisz być jego żoną! - uzupełniła Norweżka.- Kiedyś miałam taki zamiar - odparta Alice.I wyciągając rękę, dodała: -Nazywam się Alice Stronach, a to jest mój syn Jack.Sprzątaczka wytarta dłoń o biodro i mocno uścisnęła rękę Alice.Jack widział towyraznie, gdyż Alice wzdrygnęła się mimowolnie.- ElseMarie Lothe - odpowiedziała kobieta.- Niech Bóg cię błogosławi, Jackdorzuciła pod adresem chłopca.Pomny miażdżącego uścisku recepcjonisty Jack zignorował podaną dłoń.ElseMarie odmówiła rozmowy na temat ostatnich wydarzeń, ograniczając się dostwierdzenia, że epizod wstrząsnął całą parafią.Niech Alice i jej syn lepiej wracają dodomu, poradziła.- Co to za dziewczyna? - zapytała Alice.- Ingrid Moe to nie dziewczyna, to zaledwie dziecko! - krzyknęła ElseMarie.- Nie przy Jacku - ostrzegła ją Alice.Sprzątaczka zasłoniła Jackowi uszy suchymi, silnymi dłońmi i powiedziała coś, czegonie dosłyszał.Odpowiedz matki również mu umknęła, lecz w ostatnich słowach ElseMarieAlice przestała być nieszczęśnicą.- Nikt nie będzie z wami rozmawiał! - wrzasnęła za nimi sprzątaczka, gdyopuszczali Domkirke.Słowa zabrzmiały echem w opustoszałej katedrze.- Dziewczyna, to znaczy dziecko, tak! - odkrzyknęła Alice.- Porozmawiam zIngrid Moe!Kiedy jednak po raz drugi przestąpili próg kościoła, potraktowano ich jak powietrze.Sprzątaczki nie było.Mężczyzna na drabince wymieniał przepalone żarówki w kinkietach.Był zbyt dobrze ubrany jak na kościelnego.(Pewnie nadgorliwy parafianin).Kimkolwiek był,najwyrazniej wiedział, z kim ma do czynienia, i nabrał wody w usta.- Czy zna pan Williama Burnsa, Szkota? - spytała Alice, ale mężczyzna oddaliłsię bez słowa.- A Ingrid Moe? Czyją pan zna? - zawołała za nim [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Nieumiarkowane łakomstwo przy śniadaniu, pozostające w rażącej sprzeczności zgłodową taktyką w porach pozostałych posiłków, sprawiło, że Jack częściej wybierał terazłososia marynowanego niż wędzonego.Maliny moroszki, uparcie proponowane dzieciomprzy każdej okazji, okazały się wyśmienite, a chociaż skosztowanie mięsa renifera byłonieuniknione, Jack wywinął się od zjedzenia ozora.Lecz mimo ograniczenia lunchów ikolacji do przekąsek i deserów koszt wyżywienia przewyższał skromne dochody Alice.No inikt w Oslo nie chciał rozmawiać z nimi o Williamie.W Norwegii ofiarą jego żądzy (azarazem przyczyną ruiny) stała się bowiem dziewczyna zbyt młoda, aby ludzie mogli przejśćnad tym do porządku dziennego.Nawet dorośli.Katedra w Oslo stoi nieco powyżej Bristolu.Kiedy ujrzeli ją z perspektywy jegofrontowych drzwi pierwszego mrocznego poranka, Domkirke zdawała się wyrastać pośrodkudrogi na końcu długiej ulicy, przeciętej wzdłuż szynami tramwajowymi.Zawsze jednakdochodzili tam pieszo.- Założę się, że to ta - oświadczyła Alice.- Dlaczego? - spytał Jack.- Mówię ci.Domkirke zdecydowanie wyglądała na godną organów ze stu dwoma rejestrami.Niemiecki instrument firmy Walcker został przebudowany najpierw w 1883, a następnie w1930 roku.Część zewnętrzna pochodziła z roku 1720.W 1950 pomalowano ją na szaro (wwersji pierwotnej była zielona); kolor ów podkreślał posępny i monumentalny charakterbarokowej fasady.Katedra została wzniesiona z cegły, kopuła miała zielonkawy odcień zmurszałejmiedzi, a zegar na wieży był wielki i okazały.Cyferblat nadawał całości zgoła sprzeczny zluteranizmem ton przesadnej powagi, jak gdyby budynek służył raczej przechowywaniuświętych relikwii, aniżeli pełnił skromną funkcję domu bożego.Wnętrze kościoła potwierdziło owo pierwsze wrażenie.Wewnątrz nie było świec, leczoświetlenie elektryczne.U sufitu wisiały wielkie żyrandole; staroświeckie kinkiety stwarzałyzłudzenie blasku świec.Ołtarz, łączący sceny Ostatniej Wieczerzy z obrazami Ukrzyżowania,pod względem ilości ozdób przypominał sklep z antykami.Nieliczne schody, wiodące naambonę, udekorowano drewnianymi wieńcami, pociągniętymi złotą farbą.Ponad kazalnicą,na podobieństwo firmamentu, który dzieli jedynie krok od runięcia w dół, wisiało dryfującekłębowisko aniołów; niektóre z nich szarpały struny harf.Nikt nie grał na organach, wszystkie ławki były puste.Powitała ich oboje tylkosprzątaczka, wsparta o mop niczym o laskę i łypiąca podejrzliwym okiem.Jak wyjaśniłapózniej Alice, nikt choćby najluzniej związany z Domkirke nie życzył sobie jakiejkolwiekwzmianki o Williamie.Takiej, jaką był na przykład Jack.Na widok chłopca kobieta zamarła.Chwyciwszy oddech, usztywniła ramiona,trzymając przed sobą mop jak krzyż, który ma ją uchronić przed złem.- Zastaliśmy organistę? - spytała Alice.- Którego? - zawołała sprzątaczka.- A ilu macie? - odpowiedziała pytaniem Alice.Nie odrywając wzroku od Jacka, kobieta zakomunikowała, że organistą Domkirke jestniejaki pan Rolf Karlsen.Którego zresztą nie było.Owo nie było wprawiło Jacka wniemałe zmieszanie; kościół nieoczekiwanie wydał mu się nawiedzony.- Pan Karlsen to wielki człowiek - mówiła sprzątaczka, chociaż nie było jasne,czy nawiązuje do jego postury tudzież znaczenia, czy może jednego i drugiego.Wszyscy księża również przebywają poza kościołem - ciągnęła kobieta.Wymachiwała przy tym mopem jak różdżką, co, biorąc pod uwagę jej nieruchome spojrzenie,nadal utkwione w Jacku, zdawało się czynnością całkowicie bezwiedną.Jack bezskutecznierozglądał się za wiadrem.(Po co komu mop bez wiadra? - zachodził w głowę).- Tak naprawdę - zaryzykowała Alice - szukam młodego organisty,obcokrajowca nazwiskiem William Burns.Sprzątaczka przymknęła oczy jak podczas modlitwy, w złudnym przekonaniu, że mopistotnie zamieni się w krzyż i odpędzi niebezpieczeństwo.Wycelowała go w chłopca.- To jego syn! - wykrzyknęła.- Trzeba być ślepym, żeby nie rozpoznać tychrzęs.Po raz pierwszy ktoś wspomniał o podobieństwie Jacka do ojca.Matka wlepiła weńwzrok, jakby i ona dopiero je sobie uświadomiła; wydawała się przy tym równie wstrząśniętajak sprzątaczka.- A ty, nieszczęśnico, musisz być jego żoną! - uzupełniła Norweżka.- Kiedyś miałam taki zamiar - odparta Alice.I wyciągając rękę, dodała: -Nazywam się Alice Stronach, a to jest mój syn Jack.Sprzątaczka wytarta dłoń o biodro i mocno uścisnęła rękę Alice.Jack widział towyraznie, gdyż Alice wzdrygnęła się mimowolnie.- ElseMarie Lothe - odpowiedziała kobieta.- Niech Bóg cię błogosławi, Jackdorzuciła pod adresem chłopca.Pomny miażdżącego uścisku recepcjonisty Jack zignorował podaną dłoń.ElseMarie odmówiła rozmowy na temat ostatnich wydarzeń, ograniczając się dostwierdzenia, że epizod wstrząsnął całą parafią.Niech Alice i jej syn lepiej wracają dodomu, poradziła.- Co to za dziewczyna? - zapytała Alice.- Ingrid Moe to nie dziewczyna, to zaledwie dziecko! - krzyknęła ElseMarie.- Nie przy Jacku - ostrzegła ją Alice.Sprzątaczka zasłoniła Jackowi uszy suchymi, silnymi dłońmi i powiedziała coś, czegonie dosłyszał.Odpowiedz matki również mu umknęła, lecz w ostatnich słowach ElseMarieAlice przestała być nieszczęśnicą.- Nikt nie będzie z wami rozmawiał! - wrzasnęła za nimi sprzątaczka, gdyopuszczali Domkirke.Słowa zabrzmiały echem w opustoszałej katedrze.- Dziewczyna, to znaczy dziecko, tak! - odkrzyknęła Alice.- Porozmawiam zIngrid Moe!Kiedy jednak po raz drugi przestąpili próg kościoła, potraktowano ich jak powietrze.Sprzątaczki nie było.Mężczyzna na drabince wymieniał przepalone żarówki w kinkietach.Był zbyt dobrze ubrany jak na kościelnego.(Pewnie nadgorliwy parafianin).Kimkolwiek był,najwyrazniej wiedział, z kim ma do czynienia, i nabrał wody w usta.- Czy zna pan Williama Burnsa, Szkota? - spytała Alice, ale mężczyzna oddaliłsię bez słowa.- A Ingrid Moe? Czyją pan zna? - zawołała za nim [ Pobierz całość w formacie PDF ]