[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Wie?  Już jej przestali tłumaczyć, że jakby się miało wyjaśnić&  Gajczakowi głos sięzałamał. A jednak.Niby tylko trzynaście lat, a jaka przepaść w przepływie informacji,komendancie.Teraz to się wydaje aż nieprawdopodobne. Jasna cholera!  zaklął Miśkiewicz.Zerknął z uwagą na Gajczaka. A ten stary&A mój ojciec już wie?Gajczak chrząknął niewyraznie. A to nie zna pan swojego ojca? Z samego rana już tu siedział. I gdzie polazł? Do Romka Witczaka. To i tak dobrze, bo przez chwilę pomyślałem, że już jest w drodze do Kielc& A niechto! Niech pan mu się nie dziwi, komendancie.Tyle lat o nią pytał& A! Bo w końcu bymzapomniał.Z Komedy Głównej pół godziny temu był telefon& Z jakiej głównej?! No, jest tylko jedna Komenda Główna, komendancie.Ta w Warszawie. Nie wymądrzaj się, Gajczak.Po jaką cholerę dzwonili? Dostali sygnał o poszukiwanym samochodzie.%7łe gdzieś się tu poruszał w naszymrejonie.Prosili, żeby zwrócić uwagę& W komputerze mam wszystkie dane, chłopaki już wiedzą. Dulęba coś zaczął o citroenie Murawskiego, jak już jesteśmy przy samochodach& No znalezli, nad Soliną, pod jakimś ośrodkiem.Anusi i tych jej koleżanek już nie było. Spytam tego popaprańca, czy miał świadomość, z kim się zadaje, jak się zaczął z niązadawać.Poniedziałek! Nowy tydzień! Pięknie się zaczyna.Gajczak chrząknął, poprawił mundur. No nie wiem, czy tak dobrze, szefie.Bo z Warszawy już ktoś jest w drodze. W jakiej drodze? No do nas. A po co? Nic nie wiem, komendancie, nic nie powiedzieli.Komendant rozejrzał się po zrujnowanym wnętrzu, parsknął nerwowym śmiechem,rozłożył ręce, kopnął kawałek gruzu pod ścianą, zerwał ze stosu pudeł kawał folii i krztusząc sięod opadającego z niej pyłu, powiedział: No to czekamy, Gajczak! Czekamy na gości z Warszawy!&&&Wbrew prognozom Czesi Marlena pojawiła się w Magnolii już wczesnym popołudniem.W towarzystwie Borysa, ma się rozumieć, rozpromieniona i radosna.Co rusz delikatnym ruchemręki przegarniała kilkucentymetrowe włosy i co rusz wzdychała.Wyglądała młodziej niż zwykle najwyżej na czterdzieści lat.A ma czterdzieści jeden, o czym każdy wie i czego sama nigdy nieukrywała.A Borys był zabójczo przystojny.I równie beztroski.W południe dzwonił Olaf,uspokoił oboje i zapewnił, że sprawa nie jest aż taka poważna, na jaką wyglądała.Dostał trochępo nosie, trochę się nasłuchał.Ze wszystkiego się wytłumaczył.Teraz rozgląda się po Warszawiei bardzo mu się tam podoba  chyba na jakiś czas zostanie. Na moje oko  odezwała się Czesia ponurym głosem, bo już jej euforia Marleny zaczęładziałać na nerwy  sam to wszystko ustawił.Wynajął dwóch facetów z mercedesem,zainwestował w dwie pary ciemnych okularów, zapłacił, żeby podjechali pod cerkiew tuż przedślubem i go niby zgarnęli. W jakim celu?  Marlena zatrzepotała rzęsami, które przy tych krótkich włosach wydawały się nadzwyczaj długie. %7łeby z honorem wyłgać się z małżeństwa z tobą.Ludzie gadają.Rzęsy Marleny opadły wraz z powiekami, kładąc cień na bladych policzkach.Kilka razyprzymykała i otwierała oczy, a tajemniczy uśmiech nie schodził z jej twarzy.W końcu wlepiław przyjaciółkę przytomniejszy wzrok i powiedziała: A zgadnij, ile mnie to obchodzi. Albo mnie  wtrącił Borys. Albo Borysa.Wobec tego Czesi nie pozostawało nic innego, jak trzepnąć jakimś garem na kuchni, tylkoże akurat żadnego pod ręką nie było.Mruknęła więc pod nosem, że matko jedyna, co się na tymświecie wyprawia, i zaczęła uprzątać blaty.Jaszczuk na sali jadł obiad, choć to nie była jeszcze jego pora.Machnął jednak rękąna porę, tak jak Czesia na swoje wcześniejsze oświadczenie, że obiadów dziś nie ma.Podała mu,co było.Je, to nie gada.Wszedł mecenas; przywitał się ze zbiegającym z góry Maurycym. Jak samopoczucie, pani Cześko!  huknął adwokat. Jak nowożeńcy?! Widzę, żedobrze, o nic więcej nie zapytam.Jakieś drinki, pani Cześko, by się przydało zrobić, bo wódki toraczej nie& O!  wpadł mu w słowo Jaszczuk [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl