[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Poznajesz to zwierzę?Jeden z mężczyzn wiódł konia na postronku.-To wierzchowiec Belda! Skąd go macie?- Był w posiadaniu pewnego rozbójnika, który ostatnio grasował w tych stronach.Szukaliśmy tego łotraprzez kilka tygodni i w końcu wczoraj wpadł w nasze ręce.Przejdzmy się, lordzie Torenie.Chcę ci cośopowiedzieć.Obaj wyjechali na brzeg i zostawili swe rumaki pod opieką jednego z ludzi Torena.Sami poszlina niewielką żwirową łachę, z której mieli dobry widok w górę i w dół rzeki.- Piękny dzień - zauważył A'brgail.- Jakże zwodnicza potrafi być natura.Toren też rozglądał się wokół.Do tej pory nie zastanawiał się nad tym, jaka jest pogoda, rozmyślając oczymś zupełnie innym, ale A'brgail miał rację.Tafla wody skrzyła się w porannym słońcu, a liście na drzewach drżały poruszane przez łagodny wietrzyk.W krainie między górami byłśrodek lata.- Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że twoi rycerze przedwcześnie podjęli swoje obowiązki, Gilbercie.-Toren oderwał wzrok od pięknego krajobrazu.- Zwróciłeś się do mojej rodziny z prośbą o uznanie twojegobractwa, ale nie pamiętam, żebym to robił.A'brgail nie speszył się i śmiało wytrzymał jego spojrzenie.- Nie, nie uznałeś, lecz jestem przekonany, że to zrobisz, gdyż z dnia na dzień drogi stają się mniejbezpieczne.Trudno utrzymać dyscyplinę wśród ludzi, którzy nie mają żadnego wytyczonego celu.Pomyślałem, że dobrze im zrobi, jeśli posmakują tego, co pewnego dnia mamy nadzieję znowu robić.A tenrabuś stawał się coraz bardziej bezczelny.- Najwyrazniej, jeśli ukradł konia Beldowi! Gdzie teraz po-dziewają się moi kuzyni?-Na to pytanie nie mogę ci udzielić dokładnej odpowiedzi, ale dość długo rozmawiałem z tym łotrzykiem,który - nawiasem mówiąc - kiedyś był zbrojnym jednego z naszych sprzymierzeńców.Och, jak ten człowiekpotrafi gładko mówić! I miał wiele ciekawych rzeczy do powiedzenia.Jednak najciekawsza była opowieść otym, jak ukradł konia twojemu kuzynowi, gdyż zdołał podsłuchać spory fragment rozmowy Belda i tegodrugiego.Toren spojrzał na Gilberta, którego włosy w blasku słońca wydawały się białe jak morska piana.- Czy podczas tej rozmowy wymieniono moje imię?- Tak, i to w bardzo interesującym kontekście.Ale pozwól, że opowiem wszystko od początku.Gilbert kopnął kamyk, który sturlał się do wody.Kręgi rozeszły się i znikęły.Toren nie mógł oswoić się zwidokiem tego człowieka ubranego w rycerski strój, długi płaszcz narzucony na zbroję.Pomyślał, że GilbertA'brgail wygląda jednak na tego, kim jest - surowego i szlachetnego rycerza z dawnych czasów.- Dwaj mężczyzni, z opisu przypominający twoich kuzynów, Beldora i Samula Renne, piekli na ogniskuzająca i zastanawiali się, co ze sobą począć.- A'brgail przykucnął, podniósł kilka kamyków i zaczął jeoglądać.- Mój rabuś nie był specjalnie zainteresowany ich rozmową do chwili, gdy jeden z nich wspomniał, że drugi zabił człowieka imieniemArden.Rycerz upuścił kamyk i podniósł następny, żeby obrócić go w dłoni.- Ten rabuś, tak jak wielu jemu podobnych, lubi wiedzieć, co w trawie piszczy, więc słyszał ozamordowaniu lorda Ardena Renne.Morderców wciąż poszukiwano, a przynajmniej tak mówiono.Przyszłomu do głowy, że za schwytanie winnych mógłby dostać sowitą nagrodę.Z podsłuchanej rozmowy wynikałojednak, że obaj sprawcy też należą do rodziny Renne.Tak więc za ich pojmanie nie tylko nie dostałbynagrody, ale mógłby zostać zabity, żeby nikomu nie wyjawił prawdy.A'brgail podniósł następny zupełnie biały kamyk.- Zrozumiał, że najlepiej będzie siedzieć cicho.Pojął także, iż ci rycerze nie odważą się poskarżyć panutych ziem, jeśli zostaną ograbieni.Twoi kuzyni zamierzali kupić łódz i przepłynąć przez rzekę.Spodziewalisię, że będziesz podejrzewał, iż popłynęli rzeką na południe, a nie na wschód.A nawet jeśli się domyślisz,dokąd się udali, to nie będziesz ich ścigał.Toren wyciągnął rękę i też podniósł kamyk, jakby chciał sprawdzić, czego szuka A'brgail.- Gdzie i kiedy miał miejsce ten napad?- Wczoraj, niedaleko stąd.Dwie godziny jazdy na wschód od Flint.- Zastanawiam się, czy zdołam ich znalezć, zanim dotrą do rzeki.- Myślę, że tak.Wysłałem konnych, żeby ich szukali.Podobno wczoraj wieczorem byli w wiosce Uphill.Zapewne kierują się do Weir.To dobre miejsce, żeby kupić łódz, chociaż nie mam pojęcia za co, jeśli cirabusie zabrali im sakiewki.Toren spojrzał na A'brgaila.- Czy zabrali im również odzienie?- Nie sądzę.- A zatem mają za co.Samul myśli o wszystkim.W ubraniu zapewne miał zaszyte złoto lub drogiekamienie.To stara sztuczka Renne.- Toren podniósł kamień wielkości pięści i zważył go w dłoni.- Mogę byćw Uphill za godzinę. Cisnął kamień i patrzył, jak ten z pluskiem wpada do rzeki.A'brgail kiwnął głową.- Mógłbyś i mam dla ciebie propozycję.Mogę pojechać z tobą i asystować ci w tej misji.- Strzeż się, Gilbercie.Pamiętaj, co się stało, kiedy ostatnim razem twój zakon sprzymierzył się z Renne.- Przecież ty ścigasz przestępców, a to jest zadanie dla rycerzy zakonu.A w nadchodzących dniach i takwszyscy będziemy sojusznikami, bo nie ma innego sposobu na pokonanie Hafydda.- Wydajesz się pewny, że będzie wojna.A'brgail zastanowił się.- Hafydd żyje wojną.Ożywa tylko na polu bitwy.Z trudem znosi okresy pokoju między kolejnymibitwami.Bezczynność doprowadza go do szału.Jeśli nie zdołamy zniszczyć Hafydda, będzie wojna, waszamiłość.Straszna wojna.- Teraz, kiedy już wiem kim jesteś i znam historię twego rodu, przestań zwracać się do mnie jak sługa inazywaj mnie lordem Torenem.- Będę zaszczycony.Toren przykucnął, patrząc, jak woda marszczy się na płyciznach i omywa głazy.- Jeśli masz mi towarzyszyć, musisz wiedzieć, że ja sam zadecyduję o losie moich kuzynów.Nikt inny.- Niechaj tak będzie.Toren odwrócił się i popatrzył na oba oddziały jezdzców, czujnie obserwujących ich z obu brzegów.- Powiedz mi, Gilbercie - spytał, wstając.- Czy Beld lub Samul wymienili imiona innych spiskowców?-Zatem to prawda - powiedział cicho A'brgail [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl