[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wedle naszych informacji Biały Dom interweniował w śledztwo prowadzone przez FBI przeciwko panu Mattie­ce’owi, co naszym zdaniem nosi znamiona przestępstwa kwalifikowanego jako utrudnianie pracy wymiarowi ściga­nia.Czy zechce pan to skomentować?- Czy rozmawiamy o tym, co jest czym według waszego zdania, czy też o tym, co chcecie wydrukować?- Staramy się potwierdzić zdobyte informacje.- I ja według pana mam być źródłem, które je potwier­dzi?- Mamy inne źródła, panie Coal.- Doprawdy? Otóż oświadczam panu, że Biały Dom kategorycznie zaprzecza domniemaniom, jakoby miał coś wspólnego ze sposobem prowadzenia śledztwa.Po tragicznej śmierci sędziów Rosenberga i Jensena prezydent za­żądał, aby szefowie odpowiednich służb informowali go na bieżąco o przebiegu dochodzenia, ale nasz urząd nigdy nie wywierał pośrednich ani bezpośrednich nacisków na jakikolwiek aspekt śledztwa.Otrzymał pan nieprawdziwe i szkalujące Biały Dom informacje.- Czy prezydent jest zaprzyjaźniony z Victorem Mattiece’em?- Nie.Prezydent spotkał pana Mattiece’a tylko raz w cią­gu całej swojej kariery politycznej.Jak już wspomniałem, pan Mattiece zasilił fundusz wyborczy naszej partii niebagatelną sumą, co nie czyni go jednak przyjacielem głowy państwa.- Kwota, którą wpłacił, należy do największych, czy tak?- Nie mogę tego potwierdzić.- Czy ma pan jeszcze coś do powiedzenia?- Nie.Sądzę, że nasz rzecznik prasowy jutro ustosunkuje się do tej sprawy.Rozmowa dobiegła końca, Keen wyłączył magnetofon.Feldman zerwał się z krzesła i zatarł ręce.- Oddałbym swoją roczną pensję, żeby zobaczyć, co się teraz dzieje w Białym Domu - rzucił.- Facet ma klasę - dodał z podziwem Gray.- Zobaczymy, jaką klasę będzie miał jutro, kiedy wsa­dzimy mu dupę do garnka z wrzątkiem!ROZDZIAŁ 42Dla człowieka pokroju Voylesa, przyzwyczajonego do wydawania rozkazów i egzekwowania posłuszeństwa, wę­drówka z kapeluszem w dłoni do siedziby gazety była prawdziwą udręką.Szedł jednak pokornie, kołysząc się na boki, a za nim K.O.Lewis i dwaj agenci.Miał na sobie pognieciony jak zwykle prochowiec, przewiązany paskiem i ciasno opinający jego korpulentną, niską postać.Nie spra­wiał groźnego wrażenia, ale ruszał się i zachowywał jak ktoś, komu schodzi się z drogi.W towarzystwie swoich ubranych na czarno ludzi wyglądał jak mafijny don w oto­czeniu goryli.Sala agencyjna zamarła, gdy dyrektor pojawił się w progu.Groźny czy pokorny, F.Denton Voyles zawsze wywoływał podobne wrażenie.Mała grupa zdenerwowanych redaktorów tłoczyła się w krótkim korytarzyku przed gabinetem Feldmana.Howard Krauthammer znał Voylesa i powitał go w imieniu reda­kcji.Uścisnęli sobie ręce i poszeptali chwilę.Feldman roz­mawiał właśnie przez telefon z panem Ludwigiem, wy­dawcą, który bawił w Chinach.Smith Keen dołączył do rozmawiających i przywitał się z Voylesem i Lewisem.Agenci trzymali się dyskretnie na uboczu.Feldman otworzył drzwi i dostrzegł swego gościa.Ge­stem zaprosił go do środka.K.O.Lewis ruszył za szefem.Wymienili uprzejmości, po czym Smith Keen zamknął drzwi i wszyscy zajęli miejsca.- Rozumiem, że macie mocne potwierdzenie raportu “Pelikana” - zaczął Voyles.- Owszem - odparł Feldman.- Możecie przeczytać osta­teczną wersję artykułu.Wydaje mi się, że to wyjaśni sprawę.Za mniej więcej godzinę rozpoczynamy druk, a nasz re­porter, pan Grantham, chciałby dać panom szansę skomen­towania tekstu.- Doceniam to.Feldman podniósł z biurka kopię artykułu i podał ją Voylesowi, który z namaszczeniem wziął do ręki kartki.Lewis i jego szef zaczęli czytać.- Zostawimy panów teraz samych - oświadczył Feldman.- Nie będziemy przeszkadzać.Razem z Keenem wyszli z gabinetu i zamknęli drzwi.Agenci stanęli na straży.Feldman i Keen przeszli przez salę agencyjną.Przed drzwiami pokoju posiedzeń stali dwaj rośli strażnicy.Kiedy redaktorzy weszli do środka, zastali tam Graya i Darby.- Musisz zadzwonić do White’a i Blazevicha - powie­dział Feldman.- Czekałem na ciebie.Podnieśli słuchawki.Krauthammer musiał wyjść na chwilę z redakcji i Keen wskazał Darby jego miejsce.Gray wystukał numer.- Poproszę z Martym Velmanem - zaczął.- Tak, mówi Gray Grantham z “Washington Post”.Koniecznie muszę z nim rozmawiać.Mam bardzo pilną sprawę.- Chwileczkę - powiedziała sekretarka.Chwila minęła i po drugiej stronie odezwał się kolejny kobiecy głos.- Biuro pana Velmana.Gray ponownie przedstawił się i poprosił o rozmowę z szefem.- Pan Velmano ma spotkanie - oznajmiła sekretarka.- Ja również - odparł Gray.- Proszę pójść na to spot­kanie, powiedzieć szefowi, kto dzwoni, i poinformować, że dziś o północy jego zdjęcie znajdzie się na pierwszej stronie “Posta”.- Tak, proszę pana.Po kilku sekundach odezwał się sam Velmano [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl