Pokrewne
- Strona Główna
- Foster Alan Dean Tran ky ky Czas na potop
- Foster Alan Dean Tran ky ky Misja do Moulokinu
- Foster Alan Dean Przekleci 03 Wojenne lupy
- Foster Alan Dean Przekleci 02 Krzywe zwierciadlo
- Foster Alan Dean Zaginiona Dinotopia
- Koonz Dean R Ziarno Demona
- Dean R. Koonz Ziarno Demona (2)
- Koonz Dean R Tunel strachu
- Amy Lane Chase in Shadow
- Keyes Marian Czarujący mężczyzna
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- psp5.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdybym jed-nak w tych okolicznościach nie był zachłanny i neurotyczny, z pewnością wkrótce bymoszalał.Gdybyśmy zawsze byli świadomi tego, że nasi przyjaciele i najbliżsi są tak przera-żająco śmiertelni, że w każdej chwili ich życie wisi nie na włosku nawet, lecz na smużcedymu, być może bylibyśmy dla nich milsi, bardziej wdzięczni za ich miłość i oddanie.Sasza czekała na mnie przy schodach.Razem wyszliśmy na górę i położyliśmy siędo łóżka.Przez chwilę leżeliśmy w całkowitej ciszy, trzymając się za ręce.193Baliśmy się.Baliśmy się o Orsona, Jimmy ego, Stuartów, o nas samych.Czuliśmy sięmali, bezradni.Więc, oczywiście, przez następnych kilka minut wyliczaliśmy nasze ulu-bione włoskie sosy.Pesto z orzeszkami ziemnymi było o krok od zwycięstwa, w końcujednak zwyciężyła marsala.I znów leżeliśmy w ciszy.Dokładnie w chwili, gdy pomyślałem, że moja ukochanamusiała już zasnąć, przemówiła cicho: Ty prawie nic o mnie nie wiesz, Snowman. Znam twoje serce, wiem, co się w nim kryje.To mi wystarczy. Nigdy nie opowiadałam ci o mojej rodzinie, o mojej przeszłości, o tym, kimbyłam i co robiłam, nim przyszłam do KBAY. Chcesz powiedzieć mi o tym teraz? Nie. To dobrze.Nie mam już sił. Neandertalczyk.Po chwili milczenia, znowu się odezwała: Może nigdy nie będę z tobą rozmawiać o przeszłości. Jak to, nawet o tym co robiłaś wczoraj? Naprawdę nie chcesz tego wiedzieć? Kocham cię taką, jaka jesteś odparłem. Jestem pewien, że kochałbym ciętaką, jaka byłaś.Ale mam ciebie terazniejszą, a nie tę dawną. Nigdy nie osądzasz ludzi pochopnie. Jestem święty. Mówię poważnie. Ja też.Jestem święty. Dupek. Lepiej nie rozmawiaj w ten sposób ze świętymi. Jesteś jedyną osobą, jaką znam, która osądza ludzi tylko na podstawie ich czy-nów.I przebacza im, kiedy coś sknocą. Cóż, jest nas dwóch, ja i Jezus. Neandertalczyk. Uważaj ostrzegłem ją. Lepiej nie narażać się na gniew niebios.Pioruny.Susza.Szarańcza.Deszcz żab.Hemoroidy. Wprawiam cię w zakłopotanie, prawda? Owszem. Chce tylko powiedzieć, że to jest twoja odmienność, Chris.To jest coś, co czynicię innym od ogółu.Nie XP.Milczałem. A teraz starasz się jak najszybciej wymyślić jakąś ciętą ripostę, żebym znów na-zwała cię dupkiem.194 Albo przynajmniej neandertalczykiem. To jest właśnie twoja odmienność.Zpij dobrze.Wypuściła moją dłoń i przewróciła się na drugi bok. Kocham cię, Goodall. Kocham cię, Snowman.Pomimo czarnych żaluzji i grubych zasłon, delikatne ślady światła rysowały przedemną prostokąty okien.Nawet zachmurzone, smutne niebo było piękne.Pragnąłemwyjść na zewnątrz, stanąć pod chmurami, szukać w nich znajomych kształtów, twarzy,zwierząt.Pragnąłem być wolny. Goodall? szepnąłem. Hmmm? Chodzi mi o twoją przeszłość. Tak? Nie byłaś dziwką, prawda? Dupek.Westchnąłem z ukontentowaniem i zamknąłem oczy.Przejęty troską o losy Orsona i trójki zaginionych dzieci, nie oczekiwałem spokoj-nego wypoczynku, okazało się jednak, że spałem bezmyślnym, pozbawionym jakich-kolwiek obrazów snem neandertalczyka.Kiedy obudziłem się pięć godzin pózniej, Saszy nie było już w łóżku.Ubrałem sięi poszedłem jej szukać.W kuchni znalazłem wiadomość przymocowaną magnesem do drzwi lodówki: Wyszłam w interesach.Wrócę niedługo.Na miłość boską, nie jedz na śniadanie tychserowych enchilad.Wez sobie płatki.Marlena Dietrich.Kiedy enchilady przygrzewały się piecyku, przeszedłem do jadalni, w której Saszaurządziła swój pokój muzyczny, jako że i tak posiłki jadamy w kuchni.Przenieśliśmystół, krzesła i inne meble z jadalni do garażu, by zrobić tam miejsce dla elektronicznychorganów, syntezatora, saksofonu ze stojakiem, klarnetu, fletu, dwóch gitar (jednej elek-trycznej i jednej akustycznej), wiolonczeli i stojaka na wiolonczelę, pulpitów na nutyi stołu do komponowania.Podobny los spotkał gabinet na parterze, który zamieniliśmy w siłownię.Rower doćwiczeń, maszyna do wiosłowania i ławka wraz z kompletem hantli zajęły miejsce podścianą, a na środku pokoju znalazł się gruby materac.Sasza interesuje się homeopatią,dlatego też półki zastawione są buteleczkami z witaminami, minerałami i ziołami je-stem pewien, że z tyłu kryją się też pojemniki ze sproszkowanymi skrzydłami nietope-rza, maścią z oczu ropuchy i marmoladą z jaszczurczej wątroby.Obszerna biblioteczka zajmowała całą ścianę salonu w jej byłym mieszkaniu.Tutajmusieliśmy ją rozmieścić w kilku pokojach.195Sasza jest kobietą o wielu zainteresowaniach, do których zalicza gotowanie, mu-zykę, ćwiczenia fizyczne, książki i mnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Gdybym jed-nak w tych okolicznościach nie był zachłanny i neurotyczny, z pewnością wkrótce bymoszalał.Gdybyśmy zawsze byli świadomi tego, że nasi przyjaciele i najbliżsi są tak przera-żająco śmiertelni, że w każdej chwili ich życie wisi nie na włosku nawet, lecz na smużcedymu, być może bylibyśmy dla nich milsi, bardziej wdzięczni za ich miłość i oddanie.Sasza czekała na mnie przy schodach.Razem wyszliśmy na górę i położyliśmy siędo łóżka.Przez chwilę leżeliśmy w całkowitej ciszy, trzymając się za ręce.193Baliśmy się.Baliśmy się o Orsona, Jimmy ego, Stuartów, o nas samych.Czuliśmy sięmali, bezradni.Więc, oczywiście, przez następnych kilka minut wyliczaliśmy nasze ulu-bione włoskie sosy.Pesto z orzeszkami ziemnymi było o krok od zwycięstwa, w końcujednak zwyciężyła marsala.I znów leżeliśmy w ciszy.Dokładnie w chwili, gdy pomyślałem, że moja ukochanamusiała już zasnąć, przemówiła cicho: Ty prawie nic o mnie nie wiesz, Snowman. Znam twoje serce, wiem, co się w nim kryje.To mi wystarczy. Nigdy nie opowiadałam ci o mojej rodzinie, o mojej przeszłości, o tym, kimbyłam i co robiłam, nim przyszłam do KBAY. Chcesz powiedzieć mi o tym teraz? Nie. To dobrze.Nie mam już sił. Neandertalczyk.Po chwili milczenia, znowu się odezwała: Może nigdy nie będę z tobą rozmawiać o przeszłości. Jak to, nawet o tym co robiłaś wczoraj? Naprawdę nie chcesz tego wiedzieć? Kocham cię taką, jaka jesteś odparłem. Jestem pewien, że kochałbym ciętaką, jaka byłaś.Ale mam ciebie terazniejszą, a nie tę dawną. Nigdy nie osądzasz ludzi pochopnie. Jestem święty. Mówię poważnie. Ja też.Jestem święty. Dupek. Lepiej nie rozmawiaj w ten sposób ze świętymi. Jesteś jedyną osobą, jaką znam, która osądza ludzi tylko na podstawie ich czy-nów.I przebacza im, kiedy coś sknocą. Cóż, jest nas dwóch, ja i Jezus. Neandertalczyk. Uważaj ostrzegłem ją. Lepiej nie narażać się na gniew niebios.Pioruny.Susza.Szarańcza.Deszcz żab.Hemoroidy. Wprawiam cię w zakłopotanie, prawda? Owszem. Chce tylko powiedzieć, że to jest twoja odmienność, Chris.To jest coś, co czynicię innym od ogółu.Nie XP.Milczałem. A teraz starasz się jak najszybciej wymyślić jakąś ciętą ripostę, żebym znów na-zwała cię dupkiem.194 Albo przynajmniej neandertalczykiem. To jest właśnie twoja odmienność.Zpij dobrze.Wypuściła moją dłoń i przewróciła się na drugi bok. Kocham cię, Goodall. Kocham cię, Snowman.Pomimo czarnych żaluzji i grubych zasłon, delikatne ślady światła rysowały przedemną prostokąty okien.Nawet zachmurzone, smutne niebo było piękne.Pragnąłemwyjść na zewnątrz, stanąć pod chmurami, szukać w nich znajomych kształtów, twarzy,zwierząt.Pragnąłem być wolny. Goodall? szepnąłem. Hmmm? Chodzi mi o twoją przeszłość. Tak? Nie byłaś dziwką, prawda? Dupek.Westchnąłem z ukontentowaniem i zamknąłem oczy.Przejęty troską o losy Orsona i trójki zaginionych dzieci, nie oczekiwałem spokoj-nego wypoczynku, okazało się jednak, że spałem bezmyślnym, pozbawionym jakich-kolwiek obrazów snem neandertalczyka.Kiedy obudziłem się pięć godzin pózniej, Saszy nie było już w łóżku.Ubrałem sięi poszedłem jej szukać.W kuchni znalazłem wiadomość przymocowaną magnesem do drzwi lodówki: Wyszłam w interesach.Wrócę niedługo.Na miłość boską, nie jedz na śniadanie tychserowych enchilad.Wez sobie płatki.Marlena Dietrich.Kiedy enchilady przygrzewały się piecyku, przeszedłem do jadalni, w której Saszaurządziła swój pokój muzyczny, jako że i tak posiłki jadamy w kuchni.Przenieśliśmystół, krzesła i inne meble z jadalni do garażu, by zrobić tam miejsce dla elektronicznychorganów, syntezatora, saksofonu ze stojakiem, klarnetu, fletu, dwóch gitar (jednej elek-trycznej i jednej akustycznej), wiolonczeli i stojaka na wiolonczelę, pulpitów na nutyi stołu do komponowania.Podobny los spotkał gabinet na parterze, który zamieniliśmy w siłownię.Rower doćwiczeń, maszyna do wiosłowania i ławka wraz z kompletem hantli zajęły miejsce podścianą, a na środku pokoju znalazł się gruby materac.Sasza interesuje się homeopatią,dlatego też półki zastawione są buteleczkami z witaminami, minerałami i ziołami je-stem pewien, że z tyłu kryją się też pojemniki ze sproszkowanymi skrzydłami nietope-rza, maścią z oczu ropuchy i marmoladą z jaszczurczej wątroby.Obszerna biblioteczka zajmowała całą ścianę salonu w jej byłym mieszkaniu.Tutajmusieliśmy ją rozmieścić w kilku pokojach.195Sasza jest kobietą o wielu zainteresowaniach, do których zalicza gotowanie, mu-zykę, ćwiczenia fizyczne, książki i mnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]