Pokrewne
- Strona Główna
- Trylogia Lando Calrissiana.03.Lando Calrissian i Gwiazdogrota ThonBoka
- Carter Ally Dziewczyny z Akademii Gallagher 03 Nie oceniaj dziewczyny po okładce ( nieof.)
- Feist Raymond E & Wurst Janny Imperium 03 Władczyni Imperium
- Trylogia Hana Solo.03.Han Solo i utracona fortuna (3)
- Tielle St Clare Shadow of the Dragon 03 Smocze narodziny (całoć)
- Abercrombie Joe Pierwsze prawo 03 Ostateczny argument królów
- The History of England From the Norman Conquest to the Death of John
- Jack L. Chalker Charon
- Jon Trace Tom Shaman 01 Spisek Wenecki
- Kosinski Jerzy Gra
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- aniusiaczek.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To nie jestw porządku, żeby.- Nie, nie chcę.Nie chcę ściągnąć hańby na ciebie ani na twojego męża.Uwierz mi, proszę.Zawsze wiedziałam, że tak się stanie.Nie gniewam sięo to na ciebie ani nie czuję się urażona.Czasem ogarnia mniezniechęcenie, gdy zdaję sobie sprawę, że niewiele zyskam, pozostającuczciwa.Jest mi wtedy przykro.To wszystko, co mam do powiedzenia.Już i tak utraciłam dobrą reputację, chociaż nie zgodziłam się, mającsiedemnaście lat, na protektora.Miał być pierwszym.Od razu pożałowała swojej szczerości.Ku swemu zaskoczeniustwierdziła, że Verity wcale nie była skonsternowana jej słowami i je-dynie przyspieszyła kroku.Znalazły się przy kępie krzewów blisko studni.Celia przypomniała sobieo wiaderku wody stojącym pod jej drzwiami.Pan Albrighton był bardzouprzejmy, że przyniósł jej wodę, gdy się zorientował, że jeszcze niewstała z łóżka.Okazał się bardziej uprzejmy wobec niej niż ona wobecniego.Prawdopodobnie zrobiło mu się jej żal, gdy banda łobuzównazwała ją dziwką.Verity w końcu zainteresowała się rabatą przed kępą zarośli.- Wiosną, gdy się okaże, co tutaj rośnie, postanowimy, jakie noweodmiany dosadzić.- Teraz obchodzą cię cebulki, Verity? Nic mi nie odpowiesz na to, co wprzypływie szczerości ci wyznałam, może nawet zbyt szczerze?- Ciągle jeszcze to, co teraz wiem o tobie, jest dla mnie nowością.Muszęsię do niej przyzwyczaić.- Wiedziała tylko Daphne.Jeśli ktoś jeszcze znał prawdę, to zupełnieprzypadkowo.- Nie mam ci za złe, że się nam nie zwierzyłaś.Jestem ostatnią osobą,która miałaby do tego prawo, skoro i ja nikomu niczego o sobie niemówiłam.To był mój sekret.Verity miała na myśli ich wspólne życie u Daphne, w NajrzadszychKwiatach.Obowiązywała tam reguła, że nie wtyka się nosa w cudzesprawy.Daphne twierdziła, że kobiety mają nieraz uzasadnione powody,by zostawić swoją przeszłość za sobą, i twierdzenie to odnosiło się, wmniejszym lub większym stopniu, do każdej z nich.A Verity nie wyjawiła im nawet, kim naprawdę jest.Podawała się zaosobę, którą nie była.Ze zdumieniem dowiedziały się zeszłegolata, że najspokojniejsza i najbardziej rozważna z nich miała najwięcej doukrycia.Odetchnęły z ulgą, gdy już przeszłość Verity stała się im znana,że Verity nie tylko pogodziła się z losem, ale także spotkało ją ogromneszczęście.- I ponieważ jest nowością - ciągnęła Verity - zmienił się mój punktwidzenia.Jesteś dla mnie tą samą Celią, jaką byłaś, droga przyjaciółko,ale sytuacja, w jakiej się znalazłaś, jest inna niż uprzednio.A poza tym.-przygryzła wargę i wzruszyła ramionami - poza tym twoje słowa wcalemnie nie zszokowały.Nie zszokowały też, jak sądzę, Daphne.Reakcjiinnych osób nie potrafię przewidzieć.Celia zaśmiała się gorzko.- Sama nie wiem, czy mnie pocieszyłaś, czy obraziłaś.- Nie obraziłam, mam nadzieję.Nie jestem zszokowana, bo choć tyle wtobie optymizmu, zawsze miałaś rzeczowe podejście do życia.-Verityznów wzięła Celię pod ramię i szły teraz przytulone do siebie.-A kobietarzeczowa bez złudzeń ocenia swoje możliwości.Jak ty.Celia przystanęła i spojrzała jej w oczy.Nie było w nich potępienia.WNajrzadszych Kwiatach nauczyły się kochać siebie nawzajem bezzastrzeżeń i osądu i nic się pod tym względem nie zmieniło.- Niewiele widzę dla siebie możliwości i nie są one zbyt miłe, Verity.Rozmyślałam nad nimi przez pięć lat.Mogę pozostać w azylu Daphne, zdala od świata i jego wzgardy, ale też z dala od życia, w dodatku narażająckażdą kobietę, która by ze mną zamieszkała, na utratę reputacji.Mogę teżwyjechać gdzieś daleko, zmienić nazwisko i mieć nadzieję, że mojaprzeszłość nigdy mnie nie dopadnie.A nawet, jeśli zwiodę jakiegośuczciwego człowieka, mogę wyjść za mąż.- Albo możesz wieść takie życie jak twoja matka, które, jak przy-puszczam, miało swoje uroki.- Verity uśmiechnęła się życzliwie.-Czyodrzuciłaś takie życie jako młoda dziewczyna, ponieważ uznałaś je zazłe?- Odrzuciłam je, ponieważ wymagało robienia tego, do czego nie mogłamsię zmusić w wieku siedemnastu lat.A także dlatego, że nie chciałamdawać memu ojcu, obojętne, kim on jest, jeszcze jednego powodu doodrzucenia mnie.Naszły ją przykre wspomnienia.Spojrzała na krzewy, drzewa i niebo.- No i dlatego, że w takim życiu nie ma miejsca na miłość.Na afekt - tak.Ale uczucie większe niż afekt kończy się złamaniem serca.Verity, zakreślając łuk ramieniem, wskazała na dom i ogród.- A więc moja radosna, szczęśliwa Celia wybrała inną możliwość.Jakieto do ciebie podobne.- To prawda.- Celia się roześmiała.- Nie mogę się wprost doczekać,kiedy wzejdą tu rośliny - oznajmiła i nagle zaczęła nasłuchiwać.-Stukotustał.Pewnie pan Albrighton skończył robotę.Verity wzniosła oczy do góry.- Lepiej wróćmy tam i obejrzyjmy jego dzieło.Twój Albrighton ma dobrechęci, ale ja bym wymogła na nim, żeby oddał mi młotek, bo samaporadziłabym z tą robotą lepiej niż on.Wychodziły już z ogrodu, gdy Verity nagle się zatrzymała.- Albrighton! Już wiem, czemu to nazwisko wydało mi się znajome.Przyszedł niedawno z wizytą do Hawkeswella.Tego dnia, kiedyodwiedziłaś mnie razem z Audrianną.Hawkeswell wspomniał potem otym.Jakiś Albrighton był sędzią pokoju w Staffordshire, tam gdziewydarzyła się ta fatalna historia.Ciekawe, czy to krewny twego lokatora.- Chyba to ten sam człowiek.Jonathan przyszedł tego dnia z wizytą do Hawkeswella? Byli, onai on, w tym samym czasie w domu Verity? Czyżby się tam znalazł, bo jąśledził? Nie miał żadnego powodu.A jednak byłby to szczególny zbiegokoliczności [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.To nie jestw porządku, żeby.- Nie, nie chcę.Nie chcę ściągnąć hańby na ciebie ani na twojego męża.Uwierz mi, proszę.Zawsze wiedziałam, że tak się stanie.Nie gniewam sięo to na ciebie ani nie czuję się urażona.Czasem ogarnia mniezniechęcenie, gdy zdaję sobie sprawę, że niewiele zyskam, pozostającuczciwa.Jest mi wtedy przykro.To wszystko, co mam do powiedzenia.Już i tak utraciłam dobrą reputację, chociaż nie zgodziłam się, mającsiedemnaście lat, na protektora.Miał być pierwszym.Od razu pożałowała swojej szczerości.Ku swemu zaskoczeniustwierdziła, że Verity wcale nie była skonsternowana jej słowami i je-dynie przyspieszyła kroku.Znalazły się przy kępie krzewów blisko studni.Celia przypomniała sobieo wiaderku wody stojącym pod jej drzwiami.Pan Albrighton był bardzouprzejmy, że przyniósł jej wodę, gdy się zorientował, że jeszcze niewstała z łóżka.Okazał się bardziej uprzejmy wobec niej niż ona wobecniego.Prawdopodobnie zrobiło mu się jej żal, gdy banda łobuzównazwała ją dziwką.Verity w końcu zainteresowała się rabatą przed kępą zarośli.- Wiosną, gdy się okaże, co tutaj rośnie, postanowimy, jakie noweodmiany dosadzić.- Teraz obchodzą cię cebulki, Verity? Nic mi nie odpowiesz na to, co wprzypływie szczerości ci wyznałam, może nawet zbyt szczerze?- Ciągle jeszcze to, co teraz wiem o tobie, jest dla mnie nowością.Muszęsię do niej przyzwyczaić.- Wiedziała tylko Daphne.Jeśli ktoś jeszcze znał prawdę, to zupełnieprzypadkowo.- Nie mam ci za złe, że się nam nie zwierzyłaś.Jestem ostatnią osobą,która miałaby do tego prawo, skoro i ja nikomu niczego o sobie niemówiłam.To był mój sekret.Verity miała na myśli ich wspólne życie u Daphne, w NajrzadszychKwiatach.Obowiązywała tam reguła, że nie wtyka się nosa w cudzesprawy.Daphne twierdziła, że kobiety mają nieraz uzasadnione powody,by zostawić swoją przeszłość za sobą, i twierdzenie to odnosiło się, wmniejszym lub większym stopniu, do każdej z nich.A Verity nie wyjawiła im nawet, kim naprawdę jest.Podawała się zaosobę, którą nie była.Ze zdumieniem dowiedziały się zeszłegolata, że najspokojniejsza i najbardziej rozważna z nich miała najwięcej doukrycia.Odetchnęły z ulgą, gdy już przeszłość Verity stała się im znana,że Verity nie tylko pogodziła się z losem, ale także spotkało ją ogromneszczęście.- I ponieważ jest nowością - ciągnęła Verity - zmienił się mój punktwidzenia.Jesteś dla mnie tą samą Celią, jaką byłaś, droga przyjaciółko,ale sytuacja, w jakiej się znalazłaś, jest inna niż uprzednio.A poza tym.-przygryzła wargę i wzruszyła ramionami - poza tym twoje słowa wcalemnie nie zszokowały.Nie zszokowały też, jak sądzę, Daphne.Reakcjiinnych osób nie potrafię przewidzieć.Celia zaśmiała się gorzko.- Sama nie wiem, czy mnie pocieszyłaś, czy obraziłaś.- Nie obraziłam, mam nadzieję.Nie jestem zszokowana, bo choć tyle wtobie optymizmu, zawsze miałaś rzeczowe podejście do życia.-Verityznów wzięła Celię pod ramię i szły teraz przytulone do siebie.-A kobietarzeczowa bez złudzeń ocenia swoje możliwości.Jak ty.Celia przystanęła i spojrzała jej w oczy.Nie było w nich potępienia.WNajrzadszych Kwiatach nauczyły się kochać siebie nawzajem bezzastrzeżeń i osądu i nic się pod tym względem nie zmieniło.- Niewiele widzę dla siebie możliwości i nie są one zbyt miłe, Verity.Rozmyślałam nad nimi przez pięć lat.Mogę pozostać w azylu Daphne, zdala od świata i jego wzgardy, ale też z dala od życia, w dodatku narażająckażdą kobietę, która by ze mną zamieszkała, na utratę reputacji.Mogę teżwyjechać gdzieś daleko, zmienić nazwisko i mieć nadzieję, że mojaprzeszłość nigdy mnie nie dopadnie.A nawet, jeśli zwiodę jakiegośuczciwego człowieka, mogę wyjść za mąż.- Albo możesz wieść takie życie jak twoja matka, które, jak przy-puszczam, miało swoje uroki.- Verity uśmiechnęła się życzliwie.-Czyodrzuciłaś takie życie jako młoda dziewczyna, ponieważ uznałaś je zazłe?- Odrzuciłam je, ponieważ wymagało robienia tego, do czego nie mogłamsię zmusić w wieku siedemnastu lat.A także dlatego, że nie chciałamdawać memu ojcu, obojętne, kim on jest, jeszcze jednego powodu doodrzucenia mnie.Naszły ją przykre wspomnienia.Spojrzała na krzewy, drzewa i niebo.- No i dlatego, że w takim życiu nie ma miejsca na miłość.Na afekt - tak.Ale uczucie większe niż afekt kończy się złamaniem serca.Verity, zakreślając łuk ramieniem, wskazała na dom i ogród.- A więc moja radosna, szczęśliwa Celia wybrała inną możliwość.Jakieto do ciebie podobne.- To prawda.- Celia się roześmiała.- Nie mogę się wprost doczekać,kiedy wzejdą tu rośliny - oznajmiła i nagle zaczęła nasłuchiwać.-Stukotustał.Pewnie pan Albrighton skończył robotę.Verity wzniosła oczy do góry.- Lepiej wróćmy tam i obejrzyjmy jego dzieło.Twój Albrighton ma dobrechęci, ale ja bym wymogła na nim, żeby oddał mi młotek, bo samaporadziłabym z tą robotą lepiej niż on.Wychodziły już z ogrodu, gdy Verity nagle się zatrzymała.- Albrighton! Już wiem, czemu to nazwisko wydało mi się znajome.Przyszedł niedawno z wizytą do Hawkeswella.Tego dnia, kiedyodwiedziłaś mnie razem z Audrianną.Hawkeswell wspomniał potem otym.Jakiś Albrighton był sędzią pokoju w Staffordshire, tam gdziewydarzyła się ta fatalna historia.Ciekawe, czy to krewny twego lokatora.- Chyba to ten sam człowiek.Jonathan przyszedł tego dnia z wizytą do Hawkeswella? Byli, onai on, w tym samym czasie w domu Verity? Czyżby się tam znalazł, bo jąśledził? Nie miał żadnego powodu.A jednak byłby to szczególny zbiegokoliczności [ Pobierz całość w formacie PDF ]