[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I uległa pierwszemu, ogromnie niezręcznemu kłamstwu, skomponowanemu w rozpaczy, w braku broni innej.Ulega czemprędzej, i biegnie zrzucać posąg, aby poety nie pozbawić bolesnego efektu.Bolesnego efektu, powtarzam, bo tragicznym on nie jest, a jednak miałby przynajmniej jego pozory, gdyby kończył sztukę, gdyby poeta nie pokazywał nam potem przez cały akt czwarty kalectwa.Kwestya tego czwartego aktu nierozstrzygnięta; jaki ma cel akt czwarty »Giocondy«, jaki jest jego stosunek do tragedyi? Jest to poetycki dodatek, aby według słów tłumaczki »mogły się otworzyć upusty« (!) łzawego liryzmu.I jeszcze jedno.D’Annunzio jakby się przeraził pięknego zakończenia aktu trzeciego, jakby mu się zanadto pospolitem wydało to zakończenie ukoronowane tryumfem duszy dobrej.To było trochę za… burżuazyjne dla nowożytnego dramaturga, więc w czwartym akcie oznajmił widzowi, że to, co się stało w akcie trzecim już się odstało, bo tryumf Sylwii był chwilowy, bo w rzeczywistości zwyciężyła Gioconda, piękny model, twór bezkrwisty, upozowany na duszę duszy wielkiego artysty, kobieta bez pięknych rąk, bez miękkich rąk, bez dobrych rąk, lecz z namiętnemi ustami, sama nie demoniczna, lecz w demonicznym kostyumie.Postaciom tym, banalnym z urodzenia, dobrze jest jednak w atmosferze poezyi d’Annunzia.W słowie d’Annunzia jest przepych, jemu właściwy, gorący, żywy przepych słowa, który w dyalogu zwyczajnym dwóch przyjaciół mieni się całą skalą blasków.To najpiękniejsze miejsca poetyckie w tragedyi, te w których Lucio mówi o marmurach, prześliczne słowa o tem, kiedy »na widok Giocondy góry marmuru drżały pragnieniem piękna«, i te, którymi Cosimo Dalbo pragnie odmalować wspomnienie orgii światła, kiedy się Nil staje rzeką topazów, »miro gurge«, kiedy kobiety są w tem świetle jak pieśń »distinte e di fulgore e d’arte«.D’Annunzio przytłacza pięknością słowa, rafinowaną pięknością, która przedziwnie stroi jego bohaterów, co więcej, która rodzi postacie.Sirenetta, mówiąca wierszami, zabłąkana w sztuce, postać zupełnie bez wyraźnego przeznaczenia, stworzona została tylko mocą poetyckiego słowa, aby prześlicznem rozprawianiem o niczem, które mimo to jest piękne, wypełniała czas trwania czwartego aktu.Bo ten akt został po za wszystkiem napisany dla jednego chyba aforyzmu: Beata została Sylwii, dziecko zostało matce, dziecko osłodzi dobrej matce mękę ran.Jeśli jednak zakończenie aktu trzeciego, silne gdy o dalszym ciągu zapomnimy, zdawało się poecie zbyt burżuazyjnem, powinien był równocześnie czuć w całym akcie czwartym przedsmak melodramatu, od którego tylko odgradzała go poezya słowa.»Pochodnia pod korcem« tragedya w czterech aktach.Największą radość na włoskiej premierze »Pochodni pod korcem« miał chyba nikt inny tylko — Cezar Lombroso; tak sobie autor »Sławy« wziął do serca teorye o urodzonych zbrodniarzach, że zaludnia nimi sceny jak kryminały, morduje jak apasz, a troską jego wynalazczą zdaje się być skonstruowanie nowego morderczego narzędzia, albo nowy trucicielski preparat.Szlachetny hrabia de Monte—Christo, nie móglby być tragicznym klientem d’Annunzia — przyzwyczaił bowiem organizm do trucizn.D’Annunzio, autor dramatyczny — nabrał morderczych manier i w tym kierunku doszedł do doskonałości, zacząwszy od rzeźnickiego procederu z obcinaniem pięknych rąk w »Giocondzie«; »Pochodnia pod korcem« ocieka krwią, tragedya zaś ostatnia, udekorowany przez króla »Okręt« pływa po oceanie krwi, jak po morzu Czerwonem, i wygląda jak zadżumiony okręt, służący do przewożenia trupów.Święte słowa powiedział o autorze »Okrętu« fejletonista »Times’a«: W bajce zwierzęta udają ludzi, — u d’Annunzia ludzie udają zwierzęta…Katowska mania stała się u tego najlepszego dziś mistrza włoskiego słowa, jedynym środkiem, służącym do pobudzenia audytoryum; radykalniejszym byłby pożar teatru albo wyprowadzenie na scenę stada niedźwiedzi; na razie zrzucił autor… »Snu wiosennego poranka« ciężki posąg na ręce Setalli i zmienił je »w krwawą bezkształtną masę«, — w »Córce Joria« popalił na odmianę jedną parę rąk, — w »Pochodni pod korcem« jednej niewieście roztrzaskał głowę wiekiem skrzyni, jedną zamordować kazał mężowi, nasypał do lekarstw trucizny, bohaterce kazał zginąć od ukąszenia kilku żmij przez wsadzenie dobrowolne rąk do worka, w którym żmije ukryte, na dodatek zaś, aby przecież ktoś prócz suflera został żywy — poranił tylko kamieniami do krwi biednego ojca wyrodnej córki.Łaską dla najmłodszego w tragedyi jest śmierć naturalna, która go w czwartym akcie męczy gdzieś za kulisami.W »Okręcie« na odmianę dzieją się rzeczy, od których autorowi tragedyi powinny stanąć włosy na głowie, gdyby miał włosy…Brutalność przechodzi granice; piętrzenie grubych efektów, odpowiednich dla histryonów rzymskich, dokonywane nielitościwie, zrobi niewątpliwie swoje i wywoła wrażenie, lecz podo bne temu, którego się doznaje w prosektoryum: odrażające, tem zaś bardziej, że takie a nie inne wrażenie jest widocznym celem autora, że do niego nie zmierza, nie znając dróg do wywołania innego.Nieumiarkowane pastwienie się nad widzem ma być całem zwycięstwem autora; można je odnieść aż bez takiego rozlewu krwi i rozdzielić ją bezpiecznie na kilka tragedyi; starczy na każda, aby się stała nieznośną, niepoetyczną, bez najsłabiej nawet zaznaczonych cech artystycznych.Zajęcie się d’Annunzia gromadzeniem krwawych efektów jest tak silne, że tok akcyi dramatycznej zostawiony jest na łaskę boską, autor bowiem biega po scenie jak lew po puszczy szukający kogoby pożarł; nienaturalny ubytek którejś z osób działających posuwa tę akcyę o krok jeden, rozwiązanie zaś jej jest konieczne w chwili, kiedy ostatnia z nich gotuje się do odejścia na wieczność via Rzym.Historyi takiej potrzebna jest odpowiednia »tragiczna« dekoracya i tragiczny nastrój.Bengalskie światło z za kulisy, wieczna lampka w grobowej kaplicy i walące się, podparte belkami »świetne kiedyś« mury spełniają rolę swoją znakomicie.Gdyby d’Annunzio nie miał takiej bajecznej swobody pióru i takiej pysznej namiętności stylu, jaką ma, byłyby jego tragedye, niemal wszystkie, widowiskiem równie dobrem jak walka byków, cyrkowem, efektownem przedstawieniem męczeństwa pierwszych chrześcijan lub czemś w tym rodzaju, na co się patrzy z dreszczem, bo go trudno nie uczuwać; dreszcze takie są na widzu wymuszone gwałtownym sposobem i brutalnym.Południowy temperament, który zdaje się być reżyserem tych tragedyi, zbytnio d’Annunzia nie tłumaczy; kardynałów ani senatorów rzymskich w rodzie swoim d’Annunzio… mieć nie mógł.Jest to zmanierowane efekciarstwo, takie dobre jak każde inne, co więcej, efekciarstwo z rozczulająco sentymentalnym podkładem.Duse ma jak wiadomo prześliczne ręce cóż więc za efekt wspaniały, kiedy Duse—Setalla musi je schować w rękawy, bo jej zostały odcięte, albo wyciągnąć je ku widzom, aby pokazać, jak strasznie pastwiły się nad niemi błotne żmije! Potem d’Annunzio pisze na pierwszej karcie książkowego wydania: »Duse — z pięknemi rękoma — poświęcam«.Czyli — cała twórczość d’Annunzia jest… w rękach Eleonory Duse [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl