[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zastanawiałem się, czy czegoś nie popsułem.- Czekam, Rick.- Tak, tak, wiem, Wilf.- Zdecydowałem, że czas rzucić przynętę.- Wiesz, Rick, myślałem o tej biografii.- O Boże! Wilf! "ho zupełnie tak.tak jak gong, który obwieszcza koniec morderczej rundy.Boże drogi! Dał mi siedem lat i.- Będę tam w czwartek.Powiedz temu swojemu panu i Hallidayowi, żeby ci natychmiast kupił bilet.- Do diabła, do Weisswaldu niedaleko.Obejdę się bez niego.- A co u Mary Lou?Chwila ciszy.Oczami duszy widziałem, jak jego broda się cofa.Nie bardzo umie rozmawiać przez telefon ten nasz Rick.Jego głos przybrał niskie tony i zabrzmiał żałośnie.- Piękna z nich para, Wilf.- Tak jak z nas.Chwila bezdźwięczna.Ciągnąłem dalej.- Będę tam w czwartek.Nie przyjeżdżaj przed sobotą.Chcę być wcześniej, żeby się przystosować.7.aklimatyzować.Odwiesiłem słuchawkę.Nie jestem taki jak Rick, potrafiębyć stanowczy przez telefon, znacznie łatwiej niż w cztery oczy.Jakby mój głos bez twarzy był kimś innym, kogo mogę wykorzystać, tak samo jak ludzie wykorzystują adwokata, żeby opowiadał o ich brudnych sprawkach.A zatem ruszyłem przed siebie z tym napiętym drutem w piersiach, dalej, co­raz dalej.Pamiętam, że przenocowałem w tym gigantycznym motelu, nie wiem, gdzie to było, a potem przez góry do ko­chanego, starego Weisswaldu.Ku mojemu zdziwieniu, kolej­ka zębata tym razem nie zrobiła na mnie większego wrażenia.W hotelu przywitał mnie nie Herr Adolf Kaufmann, pole­cany gdzieś tu na kartach tego dzieła, lecz jego bratanek ­zupełnie inny Adolf Kaufmann, który po zasięgnięciu infor­macji w księgach hotelowych powitał mnie jak starego przy­jaciela i umieścił w znajomym apartamencie, gdzie czekała już na stole otwarta butelka Dole.A mówi się, że dziś nie jest już tak dobrze, jak niegdyś bywało! Chociaż widok kierow­nika aż tak odmłodzonego dosyć mnie zadziwił.Umarła stara pokojowa.Poza tym zmienił się wystrój baru, i to wszystko.Stanąłem więc przed lustrem w łazience, żeby się sobie przyj­rzeć i, Boże drogi!, zobaczyłem się po raz pierwszy od wielu, wielu lat.Jeżeli nic zmieniasz uczesania, bo wypadły ci już prawie wszystkie włosy, i jeżeli się nie golisz, to nie masz powodu wystawać Ar-red lustrem.Tak, czas odcisnął swoje piętno na tym, co było widać, toteż przy okazji przypomnia­łem sobie, że należy powrócić do regularnego mycia się.W wyniku błyskotliwej dedukcji natychmiast wziąłem pry­sznic.W torbie nie znalazłem żadnej bielizny, więc kazałem sobie przysłać i wkrótce mi ją dostarczono.Zapomniałem powiedzieć, że w barze wisiała fotografia.W pierwszej chwili rzuciłem na nią okiem od niechcenia.Ot, fotografia, jakie widuje się w tanich magazynach ilustrowa­nych: Kapitan W.F.Hunkelberry-Fawcett “Twardy" z mło­dą przyjaciółką na balu myśliwskim w Bonktown.Dopiero potem zauważyłem, że kelnerem jest wuj kierow­nika, świętej pamięci stary Kaufmann.Kazało mi to przyjrzeć się lepiej brodatemu pajacowi, który siedział przy stole i w błazeńskim uśmiechu szczerzył zęby do dziewczęcia po przeciwnej stronie.No tak, oczywiście, nasze grzechy zawsze nas dopadną, bo Ten z Góry ma notes i aparat fotograficz­ny i nie pozwala nam pozować, tylko po prostu strzela fotkę, kiedy zechce, i zawsze na naszą niekorzyść.Był to Wilfred Barclay, sławny Wilf, który wyświadczył barowi taką przy­sługę, że go tam powiesili.Uchwycony w momencie, kiedy, choć był pijany, nie mógł się przewrócić, bo siedział; sfoto­grafowany przez starego kumpla, mięsistego Ricka L.Tu­ckera, kudłatego Ainu, silnego mężczyznę emanującego ciep­ło, pachnącego dezodorantem i z wypchanym rozporkiem.dlaczego tego nie ma na zdjęciu? Byłby chlubą każdego zakła­du.Mam na myśli rozporek.I ta dziewczyna.Tak, dziewczyna.Taki jest ten flesz.Odbiera twarzy życie i kolor, każdej twarzy, nawet najdeli­katniejszej, i dlatego to nie była Mary Lou, która uwielbiała swojego wielkiego siłacza i starała się za wszelką cenę za­mknąć magiczne koło.O, nie! To była lalka, modelka, pla­stikowa imitacja dziewczyny z białą twarzą pod zamarzniętą chmurą czarnych włosów, bez cienia delikatności.A mówi się, że aparat fotograficzny nie oddaje prawdy Oto i my, Wilf­-klown, niepoprawnie lubieżny, chociaż od kilkunastu lat po­winien już mieć swój rozum, i dziewczyna ze szminką rów­nie czarną jak włosy, o tępej, płaskiej twarzy, która dokład­nie odzwierciedla umysł nieciekawy jak kawałek sznurka! Za­mknąłem oczy; nie mogłem na to dłużej patrzeć.A jednak ten pajac na zdjęciu nie był tak odrażając jak mężczyzna, którego oglądałem w lustrze.Z tego wyszłoby półtorej fotografii! A Mary Lou? Co zrobiły z niej lata nie­udanego małżeństwa, lata z Hallidayem? Pomyślałem, że Rickpowinien nam zrobić nowe zdjęcie, przed i po, ale oczywiście to było to samo co z Lucindą: są sytuacje, w których nie da się uchwycić dwóch pożądanych twarzy na tym samym zdjęciu, bo to po prostu niemożliwe.Więc wróciłem do siebie, wło­żyłem czystą bieliznę, upewniłem się, że w Weisswaldzie nie można kupić gotowego garnituru, otworzyłem drzwi na bal­kon w “moim" salonie, rzuciłem okiem na Spurli, wziąłem głęboki oddech, przeszedłem przez balkon, chwyciłem się oburącz balustrady, pochyliłem się i spojrzałem w dół.W ciągu pięciu sekund przeżyłem to, co potocznie nazywa się piekłem.Potem nie czułem już nic, oprócz masy prze­strzeni i uderzenia o dno, co przyniosło mi nawet pewną ulgę.Zakomunikowałem więc sam sobie:- Dorosłeś.I każdy się zgodzi, że czas był najwyższy! Wróciłem do salonu zamykając za sobą drzwi na balkon.Blat stołu na środku pokoju wciąż błyszczał, jakby za sprawą ducha grubej sprzątaczki, chociaż była tu zapewne nowa gruba sprzątaczka.Na stole znajdował się tylko jeden arkusz papieru: menu obok otwartej butelki Dole.Posłałem jej tęskne spojrzenie.By­łoby niedobrze, gdyby Rick zastał mnie w stanie upojenia i trzęsiączki.Jeżeli mam panować nad sytuacją, rozumowa­łem, muszę zmobilizować w sobie całą posiadaną stanowczość.Wytrzymałem spojrzenie butelki.nie takie to proste, jak się wydaje.i wybrałem się na poszukiwanie ciepłej odzie­ży.Kierownik wyposażył mnie w sweter i kurtkę, pozosta­wione przez gości hotelowych [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl