[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I mówił tak, mówił, gdy nagle głos uwiązł mu w gardle.- Gdzie on jest?!! - zachrypiał.Nasze spojrzenia pobiegły ku zgrabnym nogom alabastrowej Wenus.Postument byt pusty.Nic też nie stało na ziemi ani na stolikach obok.Usta przywódcy wyrzuciły tylko jedno słowo.zdrada" i nie wiadomo skąd wyrósł zwalisty cień pułkownika Mortona - szefa ochrony, do którego słowo goryl pasowało jak but do Kopciuszka.- Jestem - rzucił krótko.- Trzeba natychmiast okrążyć pałac!- Był okrążony od początku.Mysz się nie wyśliźnie.- Zaraz nakażę wprowadzić do akcji oddziały specjalne.Z nikim się nie cackać, zrewidować wszystkich niezależnie od urodzenia czy stanowiska.Pułkownik wyszedł, a w parę sekund potem zewsząd buchnęła wrzawa, zagłuszona rychło chrzęstem butów, odgłosami komend i sporadycznymi seriami karabinów maszynowych.Jeszcze chwila, a z wszystkich głośników popłynął głos Prezydenta, który z każdego miejsca swej rezydencji mógł połączyć się z radiowęzłem.- Drodzy goście.Tu mówi wasz Prezydent, cały i zdrowy.Proszę o zachowanie spokoju i nie ruszanie się z miejsc.Drobny incydent zmusza mnie do zastosowania środków specjalnych.Dlatego proszę nie utrudniać akcji oddziałom sprowadzonym dla waszego dobra.Jednocześnie apeluję, ktokolwiek z państwa widział dwie butelki.Zamierzałem właśnie pobiec do centrali telewizyjnej (wszystko, co działo się w Błękitnym Gabinecie, podobnie jak w innych apartamentach, było przecież nagrywane na magnetowid), kiedy do gabinetu wbiegła Julia i Mistrz Ceremonii.Jeszcze chwila, a mieliśmy pełną jasność.Prezydent upuścił mikrofon, który rąbnął o posadzkę.Huk wstrząsnął posadami pałacu, ożywiając czekające w odwodzie bataliony saperów.- Myślałem, że ktoś postawił je tu przez pomyłkę - bełkotał Mistrz Ceremonii.- Ja wzięłam jedną, Teresa drugą - tłumaczyła Julia.Prezydent odsapnął:- W porządku, nie wyciągnę konsekwencji.Przynieście je tylko z powrotem.- To niemożliwe, ekscelencjo - szepnęła Julia.- Dlaczego?!- Bo wypite.- Wypite!!! - bas szefa zmieszał się z cichym jękiem Profesora.- Ludzie, mówcie, na rany boskie, kto to pił? - krzyknął naukowiec.- Jedną flaszkę wzięłam na dół do coctaili - powiedziała Julia - a drugą Teresa częstowała tu na górze.Piło bardzo dużo osób.Prawie wszyscy.Smakowało im.Z wrażenia przysiadłem na kanapce obhaftowanej srebrnymi kondorami.Prezydent zamilkł.Tylko głos Profesora brzmiał dziwnie zdecydowanie:- Trzeba natychmiast odseparować parter od piętra! Wystarczy pocałunek albo podanie ręki tego, który pił napój pochodzący z butelki A, kosztującemu coctaile oparte na wermucie z flaszki B, a reakcja ruszy.Pułkownik Morton był już wśród nas.Jak zwykle.- Co mam zrobić z tymi ludźmi, zlikwidować? - zapytał.Superekscelencja machinalnie powtórzył całe zdanie i ukrył twarz w dłoniach.- Toż to wszyscy ministrowie, cały sztab naczelny.- Moim zdaniem wystarczy internować obie grupy w dwie odległe części kontynentu i tak zabezpieczyć, aby nie spotkały się do końca życia.Po śmierci ciała zalać ołowiem.To wystarczy - powiedział Profesor.Prezydent tylko kiwnął głową na znak aprobaty.Morton zrobił w tył zwrot i tylko wrzawa uczyniła się większa, a serie z automatów częstsze.Nagle z parteru dobiegł rozpaczliwy głos kobiecy:- Mężu mój, Karolu!- Co wy robicie z moją żoną?! - krzyknął przywódca.- Niestety, żona waszej ekscelencji również piła - zauważył nieubłaganie powracający pułkownik.Cała furia Prezydenta zwróciła się teraz w kierunku Profesora.Szef państwa tupiąc i machając rękami począł lżyć wynalazcę, całą naukę, z fizyką na czele.- Jest pan zbrodniarzem - wołał - paranoikiem, psychopatą, antyhumanitarnym militarystą! Jak mógł pan stworzyć coś takiego jak nul!!! Zabierzcie go, Morton!- Chwilowo nie mam odpowiednich mocy przerobowych zauważył szef ochrony.- Poza tym Profesor, jak również sekretarz pana Prezydenta, nie pił ani kropli.Błogosławiłem w tym momencie wszechobecność Mortona.Opancerzone samochody zapuszczały silniki.- Wstrzymajcie je, muszę pożegnać żonę! - krzyknął dyktator.- Wykluczone - Morton zastąpił mu drogę - pan również pił.Z butelki B.Twarz, znana z pomników i banknotów (o coraz wyższych nominatach) zrobiła się kredowoblada.Prezydent stanął jak wryty i bezradnie rozglądał się po sali, jak gdyby nic nie pozostało z akumulowanej latami pewności siebie i siły przebicia.- Wykonajcie rozkazy, pułkowniku - powiedziałem miękko.Dłoń w czarnej rękawicy spadła na ramię przywódcy i popchnęła go ku drzwiom awaryjnym.Nawet nie próbował się opierać i tylko usta szeptały bezgłośnie coś, czego nie potrafiłem odczytać nawet ja, wyspecjalizowany w reagowaniu na byle grymas, zmarszczenie brwi lub krótkie mruknięcie.- Jeśli chodzi o ścisłość - wtrąciła Julia, która cały czas jak zahipnotyzowana przyglądała się toczącemu dramatowi - to pułkownik też umoczył usta.- Niestety, Morton, będziecie musieli aresztować i siebie rzekł Profesor.- Już to zrobiłem! - padła głucha odpowiedź służbisty.Pałac opustoszał.Opieczętowano go i zablokowano kordonem sanitarnym na wszeczasy.Garstka abstynentów, po zrobieniu próby krwi, wydostała się na zewnątrz, na miękką murawę parkowych błoni poharataną co nieco świeżymi śladami gąsienic.Szliśmy najpierw wolno, ale potem, kiedy już znikły z oczu zabudowania rezydencji, ścichł chrzęst transporterów i wycie syren, przyśpieszyliśmy kroku.Fikaliśmy koziołki ciesząc się jak dzieci, a srebrzysty śmiech Julii mieszał się z rześkim pohukiwaniem Profesora.- Udało się, mój mały, udało.Dzięki pomocy Julii poszło łatwiej, niż myślałem.Zadanie, które podjąłem dwadzieścia lat temu, zadanie zlikwidowania całej militarno - politycznej nadbudowy kraju, zostało wykonane.Naród został wreszcie sam.Jutro zacznie się tu wiosna.Co mówię, jeszcze dziś! Przeskoczyliśmy rów z wodą, wkoło śpiewały ptaki, a ja musiałem w końcu zadać pytanie, które dręczyło mnie przez cały wieczór:- Obywatelu Profesorze, czy może pan zdradzić, co naprawdę było w tych butelkach?- Jak to co? Cudowny, aromatyczny wermut.Wiesz przecież, że od paru miesięcy niszczyłem wszystkie prawdziwe wyniki badań.Jeszcze chwila, a pochłonęła nas soczysta zieleń podmiejskiego zagajnika.MatrycaPiekielny tydzień! Andrzej przygryzł wargi, usiłując całą uwagę skupić na trzynastu trzymanych kartach.Z trudem panował nad nerwami [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl