Pokrewne
- Strona Główna
- May Peter Wyspa Lewis 2 Czlowiek z Wyspy Lewis
- Moorcock Michael Zeglarz Morz Przeznaczenia Sagi o Elryku Tom III
- Jakub Ćwiek Kłamca, Ochłap Sztandaru Tom III
- Moorcock Michael Rune Stuff tom III
- Jan III Sobieski Listy do Królowej Marysienki
- Lumley Brian Nekroskop III (SCAN dal 982)
- Jakes John Złota Kalifornia tom III
- Brust Steven Yendi
- Castillo Pamietnik zolnierza Korteza
- Dolega Mostowicz Tadeusz Znachor. Profesor Wilczur
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- marcelq.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Myślałem, że nie grozi mi żadne niebezpieczeństwo,Byłem zatem chwilowo bezbronny, a Santer zauważywszy mój ruch, zaśmiał się szyderczo izagroził: Ani kroku z miejsca, ani jednego ruchu po broń, bo wystrzelę natychmiast.Przestrzegam,że nie żartuję!Złowrogi blask jego oczu świadczył, że istotnie był gotów posłać mi kulę.O ile jego nagłezjawienie zaskoczyło mnie w pierwszej chwili, o tyle teraz zapanowałem już zupełnie nadsobą.Stałem bez ruchu i patrzyłem mu z zimną krwią w oczy. Nareszcie wpadłeś w moje ręce! mówił dalej. Widzisz palec na cynglu? Za najlżej-szym dotknięciem wpakuję ci kulę w łeb! Wierz mi.Nie ruszaj się więc, bo pójdziesz do dia-bła! Z tobą trzeba się mieć na baczności.Prawda, że się mnie nie spodziewałeś? Nie odrzekłem spokojnie. Obliczyłeś sobie, za ja przybędę dopiero jutro wieczorem, ale twoja kalkulacja była fałszywa.Skoro o tym wiedział, to niewątpliwie rozmawiał z moimi towarzyszami.Na próżno szu-kałem ich wzrokiem.Obecność ich uspokoiłaby mnie.Za morderców w każdym razie ich nieuważałem i nie obawiałem się, by Santer zabił mnie w ich oczach.Należało tylko nie drażnićgo teraz.Zachowałem więc nadal nieruchomą postawę, on zaś mówił z wyrazem nieubłaganejnienawiści; Chciałem się udać nad Salt Fork, aby donieść Tanguie, że ten pies Apacz zginął naresz-cie.Przypadkiem jednak spotkałem oddział Keiowehów i przybyłem tu wcześniej.Na dolezobaczyłem się z Gatesem, który mi powiedział, że przyprowadził tu z sobą niejakiego mr.Jonesa.Gdy usłyszałem, że mr.Jones ma dwie strzelby, wielką i małą, od razu powziąłempodejrzenie.Gdy zaś Gates opisał mi tego draba dokładnie, wiedziałem, czego się mam trzy-mać; chociaż udawał bardzo głupiego, nie mógł to być nikt inny jak Old Shatterhand.Wysze-dłem na górę, aby się tu ukryć i pochwycić go podczas jego powrotu z polowania, lecz on jużbył tutaj.Kopałeś dziurę, a myśmy się temu przypatrywali.Co to za papier masz w ręku? Rachunek od krawca. Psie, nie sądz, że możesz sobie drwić ze mnie! Co to takiego? Rachunek od krawca.Przyjdzcie i zobaczcie! Teraz tego nie zrobię! Muszę cię najpierw obezwładnić.Co robisz teraz w Mugworthills,które Apacz nazywał Nugget-tsil? Szukam skarbów. Tego się domyślałem!48I n d e l c z e-c z i l (ind.) Zwierkowy Las49T s e-s z o s z (ind,) Skała Niedzwiedzia211 Ale znajduję tylko krawieckie rachunki. Już ja się im dokładnie przypatrzę.Ciebie diabeł przynosi wszędzie, gdzie cię najmniejpotrzeba, ale tym razem dobrze zrobił.Nareszcie będzie po tobie! Albo po was, gdyż jednego z nas to czeka nieodwołalnie. Ty kundlu zuchwały! Taki pies jeszcze przed śmiercią warczy! Ale to bezsilne zgrzytaniezębami nic ci nie pomoże.Powtarzam, że już po tobie.A złote kości, które tu chciałeś wyko-pać, wezmiemy sobie my! Wezcie i połamcie sobie na nich zęby! Nie szydz! Powiedziałeś wprawdzie, że tu nic nie ma, ale ten papier da nam wskazówki! To przyjdz po niego. Dostanę go i tak.Zaraz się o tym przekonasz.Uważaj, co ci powiem! Za najlżejszymniedozwolonym ruchem, za najmniejszym oporem wypalę.Wobec kogo innego nie wykonał-bym może tej grozby, ale ty jesteś tak niebezpieczny łotr, że względem ciebie muszę postę-pować stanowczo! Sam wiem o tym dobrze! Aadnie, że to przyznajesz! Chodzcie i zwiążcie go!Gates, Clay i Summer stali ukryci za drzewami.Na jego wezwanie wszyscy trzej wyszli ipodeszli do mnie zwolna.Pierwszy z nich, wyciągając rzemień z kieszeni, uważał za stosow-ne niejako usprawiedliwić się wobec mnie z tego zachowania. Sir, usłyszeliśmy ku naszemu zdumieniu, że nie nazywacie się Jones, lecz Old Shatter-hand.Dlaczegoście nas okłamali? Chcieliście nas oszukać, a teraz my musimy was związać.Nie próbujcie się opierać! Nic by to wam nie pomogło, gdyż mr.Santer wystrzeli natychmiast.Bądzcie pewni! Po co tyle gadania! zawołał Santer i zwracając się do mnie, rozkazał: Rzuć papier naziemię i podaj mu ręce!Santer nie wątpił, że ma mnie całkowicie w swojej władzy, tymczasem ja wiedziałem już,że nie ja jemu, lecz on mnie ulegnie.Należało tylko szybko i energicznie wykorzystać sytu-ację. No, już? Nie ociągaj się, bo strzelam! zagroził znowu.Upuściłem papier na ziemię. Podaj mu ręce! Z pozornym posłuszeństwem wyciągnąłem ręce do Gatesa, lecz tak, żechcąc je związać, musiał stanąć pomiędzy mną a Santerem. Precz stamtąd, precz! zawołał. Stajecie mi przed strzelbą! Gdy zechcę strzelić, to.Nie dokończył, gdyż ja przerwałem mu bardzo niedelikatnie.Zamiast się dać związać, po-chwyciłem Gatesa wpół i rzuciłem go na Santera.Aotr starał się wprawdzie uskoczyć na bok,ale za pózno, bo runął na ziemię, a strzelba wypadła mu z rąk.W tej chwili znalazłem się przynim i ukląkłem mu na piersiach.Ogłuszywszy go uderzeniem pięścią, zerwałem się równieszybko i huknąłem na tamtych trzech: Oto dowód, że jestem rzeczywiście Old Shatterhand! Chcieliście mnie skrępować, a terazzabieracie się do broni! Precz z bronią, bo strzelam.Rzućcie ją! Ja mówię także na serio!Wyrwałem Santerowi rewolwer zza pasa i wymierzyłem zeń do tych trzech ,,prawdziwychwestmanów.Usłuchali mnie natychmiast. Usiądzcie tam przy grobie córki wodza! Prędzej! Poszli i usiedli.Wyznaczyłem im tomiejsce dlatego, że nie było tam w pobliżu broni. A teraz siedzcie spokojnie! Nic wam się nie stanie, ponieważ was oszukano.Ale próbęucieczki lub oporu przypłacicie życiem. To straszne, to okropne! skarżył się Gates rozcierając sobie członki. Leciałem w po-wietrzu jak piłka.Zdaje mi się, że połamaliście mi niektóre kości! Wasza w tym wina.Starajcie się, żeby nie było gorzej.Skąd wzięliście ten rzemień? Od mr.Santera.212 A macie ich więcej? Tak. To dajcie je tu!Gates wyciągnął rzemienie z kieszeni i podał mi je [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Myślałem, że nie grozi mi żadne niebezpieczeństwo,Byłem zatem chwilowo bezbronny, a Santer zauważywszy mój ruch, zaśmiał się szyderczo izagroził: Ani kroku z miejsca, ani jednego ruchu po broń, bo wystrzelę natychmiast.Przestrzegam,że nie żartuję!Złowrogi blask jego oczu świadczył, że istotnie był gotów posłać mi kulę.O ile jego nagłezjawienie zaskoczyło mnie w pierwszej chwili, o tyle teraz zapanowałem już zupełnie nadsobą.Stałem bez ruchu i patrzyłem mu z zimną krwią w oczy. Nareszcie wpadłeś w moje ręce! mówił dalej. Widzisz palec na cynglu? Za najlżej-szym dotknięciem wpakuję ci kulę w łeb! Wierz mi.Nie ruszaj się więc, bo pójdziesz do dia-bła! Z tobą trzeba się mieć na baczności.Prawda, że się mnie nie spodziewałeś? Nie odrzekłem spokojnie. Obliczyłeś sobie, za ja przybędę dopiero jutro wieczorem, ale twoja kalkulacja była fałszywa.Skoro o tym wiedział, to niewątpliwie rozmawiał z moimi towarzyszami.Na próżno szu-kałem ich wzrokiem.Obecność ich uspokoiłaby mnie.Za morderców w każdym razie ich nieuważałem i nie obawiałem się, by Santer zabił mnie w ich oczach.Należało tylko nie drażnićgo teraz.Zachowałem więc nadal nieruchomą postawę, on zaś mówił z wyrazem nieubłaganejnienawiści; Chciałem się udać nad Salt Fork, aby donieść Tanguie, że ten pies Apacz zginął naresz-cie.Przypadkiem jednak spotkałem oddział Keiowehów i przybyłem tu wcześniej.Na dolezobaczyłem się z Gatesem, który mi powiedział, że przyprowadził tu z sobą niejakiego mr.Jonesa.Gdy usłyszałem, że mr.Jones ma dwie strzelby, wielką i małą, od razu powziąłempodejrzenie.Gdy zaś Gates opisał mi tego draba dokładnie, wiedziałem, czego się mam trzy-mać; chociaż udawał bardzo głupiego, nie mógł to być nikt inny jak Old Shatterhand.Wysze-dłem na górę, aby się tu ukryć i pochwycić go podczas jego powrotu z polowania, lecz on jużbył tutaj.Kopałeś dziurę, a myśmy się temu przypatrywali.Co to za papier masz w ręku? Rachunek od krawca. Psie, nie sądz, że możesz sobie drwić ze mnie! Co to takiego? Rachunek od krawca.Przyjdzcie i zobaczcie! Teraz tego nie zrobię! Muszę cię najpierw obezwładnić.Co robisz teraz w Mugworthills,które Apacz nazywał Nugget-tsil? Szukam skarbów. Tego się domyślałem!48I n d e l c z e-c z i l (ind.) Zwierkowy Las49T s e-s z o s z (ind,) Skała Niedzwiedzia211 Ale znajduję tylko krawieckie rachunki. Już ja się im dokładnie przypatrzę.Ciebie diabeł przynosi wszędzie, gdzie cię najmniejpotrzeba, ale tym razem dobrze zrobił.Nareszcie będzie po tobie! Albo po was, gdyż jednego z nas to czeka nieodwołalnie. Ty kundlu zuchwały! Taki pies jeszcze przed śmiercią warczy! Ale to bezsilne zgrzytaniezębami nic ci nie pomoże.Powtarzam, że już po tobie.A złote kości, które tu chciałeś wyko-pać, wezmiemy sobie my! Wezcie i połamcie sobie na nich zęby! Nie szydz! Powiedziałeś wprawdzie, że tu nic nie ma, ale ten papier da nam wskazówki! To przyjdz po niego. Dostanę go i tak.Zaraz się o tym przekonasz.Uważaj, co ci powiem! Za najlżejszymniedozwolonym ruchem, za najmniejszym oporem wypalę.Wobec kogo innego nie wykonał-bym może tej grozby, ale ty jesteś tak niebezpieczny łotr, że względem ciebie muszę postę-pować stanowczo! Sam wiem o tym dobrze! Aadnie, że to przyznajesz! Chodzcie i zwiążcie go!Gates, Clay i Summer stali ukryci za drzewami.Na jego wezwanie wszyscy trzej wyszli ipodeszli do mnie zwolna.Pierwszy z nich, wyciągając rzemień z kieszeni, uważał za stosow-ne niejako usprawiedliwić się wobec mnie z tego zachowania. Sir, usłyszeliśmy ku naszemu zdumieniu, że nie nazywacie się Jones, lecz Old Shatter-hand.Dlaczegoście nas okłamali? Chcieliście nas oszukać, a teraz my musimy was związać.Nie próbujcie się opierać! Nic by to wam nie pomogło, gdyż mr.Santer wystrzeli natychmiast.Bądzcie pewni! Po co tyle gadania! zawołał Santer i zwracając się do mnie, rozkazał: Rzuć papier naziemię i podaj mu ręce!Santer nie wątpił, że ma mnie całkowicie w swojej władzy, tymczasem ja wiedziałem już,że nie ja jemu, lecz on mnie ulegnie.Należało tylko szybko i energicznie wykorzystać sytu-ację. No, już? Nie ociągaj się, bo strzelam! zagroził znowu.Upuściłem papier na ziemię. Podaj mu ręce! Z pozornym posłuszeństwem wyciągnąłem ręce do Gatesa, lecz tak, żechcąc je związać, musiał stanąć pomiędzy mną a Santerem. Precz stamtąd, precz! zawołał. Stajecie mi przed strzelbą! Gdy zechcę strzelić, to.Nie dokończył, gdyż ja przerwałem mu bardzo niedelikatnie.Zamiast się dać związać, po-chwyciłem Gatesa wpół i rzuciłem go na Santera.Aotr starał się wprawdzie uskoczyć na bok,ale za pózno, bo runął na ziemię, a strzelba wypadła mu z rąk.W tej chwili znalazłem się przynim i ukląkłem mu na piersiach.Ogłuszywszy go uderzeniem pięścią, zerwałem się równieszybko i huknąłem na tamtych trzech: Oto dowód, że jestem rzeczywiście Old Shatterhand! Chcieliście mnie skrępować, a terazzabieracie się do broni! Precz z bronią, bo strzelam.Rzućcie ją! Ja mówię także na serio!Wyrwałem Santerowi rewolwer zza pasa i wymierzyłem zeń do tych trzech ,,prawdziwychwestmanów.Usłuchali mnie natychmiast. Usiądzcie tam przy grobie córki wodza! Prędzej! Poszli i usiedli.Wyznaczyłem im tomiejsce dlatego, że nie było tam w pobliżu broni. A teraz siedzcie spokojnie! Nic wam się nie stanie, ponieważ was oszukano.Ale próbęucieczki lub oporu przypłacicie życiem. To straszne, to okropne! skarżył się Gates rozcierając sobie członki. Leciałem w po-wietrzu jak piłka.Zdaje mi się, że połamaliście mi niektóre kości! Wasza w tym wina.Starajcie się, żeby nie było gorzej.Skąd wzięliście ten rzemień? Od mr.Santera.212 A macie ich więcej? Tak. To dajcie je tu!Gates wyciągnął rzemienie z kieszeni i podał mi je [ Pobierz całość w formacie PDF ]