[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przypiął miecz i wyszliśmy na ulicę, jeśli można tak nazwać pas błota.Belkowane kładki ciągnęły się tylko do głównej kwatery i Niebieskiego Willy'ego, poza tym wszędzie były tylko błotniste ścieżki.Udawaliśmy zwiedzających.Opowiedziałem Tropicielowi o mojej ostatniej wizycie, niewiele mijając się z prawdą.Próbowałem mówić w różnych językach, ale nikt nie zwrócił na mnie uwagi.To już było coś.Dom Bomanza został pięknie wyremontowany, choć nie wyglądał na zamieszkany.Raczej strzeżono go.Albo uznano za zabytek.Ciekawe.W czasie kolacji zapytam naszego gospodarza.I tak traktował mnie jak głupka.— Pięć lat temu wprowadził się tam pewien starszy czło­wiek — wyjaśnił nam.— Kaleka.Wykonywał różne prace dla Strażników, a w wolnym czasie remontował dom.— Co się z nim stało?— Jakiś czas temu, chyba ze cztery miesiące, miał zawał czy coś takiego.Znaleźli go żywego, ale wegetował jak roślina.Zabrali go do kwatery.O ile wiem, nadal tam jest.Opiekują się nim jak dzieckiem.Powinniście zapytać tego żołnierza, który przyszedł was sprawdzić.Był przyjacielem Corbiego.— Corbie, tak? Dzięki.Jeszcze jeden dzban.— Daj spokój, Konowale — powiedział Jednooki, zniżając głos.— Odstaw piwo.Facet sam je robi.Jest okropne.Miał rację, ale myśli zaczynały mi już ciążyć.Musieliśmy dostać się do domu.Oznaczało to nocną wy­prawę i czarnoksięskie sztuczki.Oznaczało też największe ryzyko, na jakie narażaliśmy się, odkąd Goblin i Jednooki wygłupili się w Różach.— Myślisz, że stajemy do walki z upiorem? — zapytał Jednooki Goblina.Goblin zagryzł wargę.— Musimy sprawdzić.— O co chodzi? — wtrąciłem się.— Musiałbym obejrzeć człowieka, żeby wiedzieć na pewno, Konowale, ale nie wydaje mi się, aby to, co przydarzyło się temu Corbiemu, było zawałem.Goblin przytaknął.— Raczej wygląda na to, że opuścił ciało i został schwytany.— Może uda nam się go zobaczyć.A co z domem?— Najpierw musimy się upewnić, czy nie jest nawiedzony.Na przykład przez ducha Bomanza.Tego rodzaju rozmowy denerwowały mnie.Nie wierzę w du­chy.Albo raczej nie chcę wierzyć.— Jeśli został schwytany, czy co tam wolicie, to musicie domyślać się, jak i dlaczego.Musi być jakiś związek między tym, co mu się przydarzyło a domem Bomanza.Coś przybyło z jego czasów i dopadło tego Corbiego.Możliwe, że nas też to spotka, jeśli nie będziemy ostrożni.Komplikacje — narze­kałem.— Zawsze komplikacje.Goblin zapiszczał.— Pilnuj się — powiedziałem.— Albo sprzedam cię temu, kto zapłaci najwyższą cenę.Godzinę później rozpętała się burza.Z zewnątrz dochodził świst wiatru i huk gromów.Karczma aż trzeszczała, stawiając opór żywiołowi.Ledwie zdążyłem to skomentować, zjawił się nasz gospodarz, który na bieżąco dokonywał napraw.Najwyraźniej przypomniał sobie o nich dopiero w krytycznym momencie.— Najgorzej jest po zimie — wyjaśnił.— Nie możemy sobie pozwolić na zamknięcie.Od wewnątrz ogrzewamy, a od zewnątrz przysypuje nas śnieg albo zalewa deszcz.Raz drewno nasiąka wilgocią, raz wysycha.Do końca miesiąca będę miał komplet gości.Wtedy łatwiej będzie ogrzać i wysuszyć pomiesz­czenia, a tym samym doprowadzić je do porządku.Wymknęliśmy się koło północy, kiedy Straż zmieniła warty, a nowo przybyli mieli wystarczająco dużo czasu, by znudzić się i zasnąć.Goblin upewnił się, że wszyscy w karczmie już śpią.Pies Zabójca Ropuch szedł przodem, tropiąc ewentualnych świadków.Znalazł tylko jednego, którym zaraz zajął się Gob­lin.W taką noc nikt nie wychodził z domu.Szczerze mówiąc, również wolałbym tego nie robić.— Upewnijcie się, że nikt nie może widzieć światła — po­leciłem, gdy weszliśmy do domu.— Proponuję, żebyśmy zaczęli od góry.— Proponuję — przedrzeźniał Jednooki — żebyśmy naj­pierw sprawdzili, czy nie ma tu upiorów albo pułapek.Spojrzałem na drzwi.Nie pomyślałem o tym, zanim je otworzyłem.29.KRAINA KURHANÓW: WCZEŚNIEJPułkownik wezwał Pudełko.Chłopak zadrżał, stając przed jego biurkiem.— Mam kilka pytań, na które chciałbym uzyskać odpo­wiedź — oznajmił Słodki.— Zacznij od powiedzenia mi wszystkiego, co wiesz o Corbiem.Pudełko przełknął ślinę.— Tak jest, Sir.Kiedy Słodki obiecał, że każde słowo pozostanie między nimi, Pudełko powiedział wszystko, prócz tego, co dotyczyło wiadomości i paczki owiniętej w nieprzemakalny materiał.— Ciekawe — powiedział Słodki.— Bardzo ciekawe.To wszystko?Pudełko drgnął nerwowo.— Co jeszcze chciałby pan wiedzieć, Sir?— Powiedzmy, że to, co znaleźliśmy w nieprzemakalnym opakowaniu, było interesujące.— Sir?— Wygląda to na długi list, choć nikt nie potrafi go odczytać.Nikt nie zna języka, w którym został napisany.Może to być język Miast Klejnotów.Chcę wiedzieć, kto miał go dostać.Czy jest to całość, czy fragment serii? Nasz przyjaciel ma kłopoty, chłopcze.I będzie je miał, jeśli wyzdrowieje.Poważne kłopoty.Prawdziwy analfabeta nie pisze do nikogo długich listów.— Cóż, Sir, jak powiedziałem, próbował odnaleźć swoje dzieci.I mógł pochodzić z Opalu.— Wiem.Jest to fakt przemawiający na jego korzyść.Może wyjaśni mi tę sprawę do końca, gdy przyjdzie do siebie.Ale z drugiej strony, te spacery wokół Krainy Kurhanów, niby nic nie znaczące, a jednak podejrzane.Jeszcze jedno pytanie, synu.I musisz na nie szczerze odpowiedzieć albo też będziesz miał kłopoty.Dlaczego próbowałeś ukryć tę paczkę?To już koniec.Nadszedł moment, od którego nie było ucieczki.Pudełko zrozumiał, że jego lojalność wobec Corbiego została wystawiona na próbę.— Poprosił mnie, żebym.gdyby mu się coś stało.żebym dostarczył list do Wiosła.List owinięty w nieprzemakalny materiał.— A więc spodziewał się kłopotów?— Nie wiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl