[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W moim aparacie była wiadomość od Madi, z prośbą, aby do niej zatelefonować.- I zadzwoniła pani?- Nie od razu.Uwolniłam się od niej nie tak dawno.Zupełnie nie miałam ochoty dać się znowu wciągnąć.- Kiedy więc pani odpowiedziała na telefon?- Było coś w jej glosie, co mnie niepokoiło, był bełkotliwy i jąkający, jakby była pijana.Wtedy pomyślałam, że może miała atak.widziałam jak się to przydarzyło mojej ciotce.Pamiętam to bardzo żywo.- Więc zadzwoniła pani w końcu?- Tak.- I Madeleine odebrała telefon?- Tak.- Jak wtedy brzmiał jej głos?- Lepiej, ale wciąż nieswojo.Na moje pytanie, czego jej potrzeba, odpowiedziała, że nie czuje się dobrze i żebym przyjechała i zjadła z nią lunch.Spytałam, czy jest sama.Powiedziała, że tak.Zgodziłam się przyjechać i z nią spotkać.- Która to była godzina?- Koło południa.- Przed czy po?- Tuż po.- Skąd pani wie?- Włączyłam radio jak przyszłam.Właśnie zaczęły się południowe wiadomości.- Jak dojechała pani do pracowni?- Taksówką.- O której pani przyjechała?- Mniej więcej za dziesięć pierwsza.- Jak pani weszła?- Frontowym wejściem.Zadzwoniłam i Madi wpuściła mnie.- Jak była ubrana?- Jak zwykle w dzień roboczy.Kitel na sweter i spodnie.- Co robiła, gdy pani weszła? Czy coś malowała, rysowała, pisała.?- Malowała.Na sztaludze był niedokończony obraz.- Ale pani mówiła, że była niedysponowana.- Nie.Mówiłam, że jej głos brzmiał tak, jakby źle się czuła i że powiedziała mi, iż czuje się nienajlepiej.Wyglądała źle i blado i rzeczywiście mówiła nie całkiem normalnie.- I co dalej?- Zapytałam o co jej chodzi.Powiedziała, że lekarz zalecił jej środki uspokajające, ale że okazały się za silne i za bardzo ją osłabiły.Spostrzegłam butelkę whisky i szklankę.Ostrzegłam ją, że nie powinna pić, biorąc środki uspokajające, ale powiedziała, że wypiła tylko troszeczkę.Pomogłam jej zdjąć kitel, buty i położyć się.Przykryłam ją, usiadłam na brzegu łóżka i rozmawiałyśmy, zanim nie zasnęła.Całkiem nie wiedziałam co robić.Nie chciałam tam zostać.Nie chciałam też jej zostawić.Zeszłam więc na dół i zawiesiłam na drzwiach kartkę z napisem „Będę o 5.30”.Potem zadzwoniłam do pana Bayarda, do jego biura.Usłyszałam, że wyszedł na lunch i czy chcę zostawić wiadomość? Pomyślałam, że lepiej nie.Spróbowałam więc połączyć się z Hughem Loredonem.Wiedziałam, że okropnie się o coś pokłócili, ale Hugh zawsze był bardzo opiekuńczy w stosunku do niej - i do mnie w tych sprawach.Kochaliśmy się z nim kilka razy, nie było wspaniale, ale źle też nie.Hugh był w swoim biurze.Hugh powiedział mi, żebym nie czekała, tylko sprawdziła czy Madi jest przykryta i czy grzejniki są włączone.Powiedział, że będzie w ciągu piętnastu czy dwudziestu minut.Od czasu epizodu z Peterem wystrzegałam się paczki od Negroniego.Wyszłam więc tylnymi drzwiami, minęłam pół tuzina przecznic i wzięłam taksówkę do miasta.- Jeśli pozwolisz, George - wtrącił się Mather do opowiadania - chciałbym zapytać się w sprawie grzejników.Ten lokal to wielka, zimna stodoła.Musieliśmy zainstalować klimatyzację, żeby go przystosować do zamieszkania.Czego używała Madeleine Bayard?- Grzejników gazowych - powiedziała Leonie.- Takich z butlą, na kółkach.Możne je przemieszczać z miejsca na miejsce, zmieniać wysokość i kierunek grzania.Trzy były na pierwszym piętrze, a sześć na górnym, bo nie było izolacji pod krokwiami i oziębiało się bardzo szybko.- Więc - powiedział Munsel - przedstawiła pani nam swoją historię.Pozwoli pani, że ja teraz przedstawię pani tę, którą prokurator zamierza przedstawić sądowi wraz z pewnymi popierającymi ją dowodami.A potem jeszcze Max swoje wariacje na ten sam temat.Ale zanim przejdziemy do tego, ma on jeszcze do pani jedno pytanie.- Przysłałaś mi do Zurychu wyciąg z policyjnych i prasowych raportów w tej sprawie.Przysłałaś mi fotografie.Ale nie wymieniłaś jednego z faktów, które dziś ujawniłaś.Dlaczego?- Bo nie miałam pojęcia, że jestem podejrzana.Nie widziałam powodu, aby komplikować sobie życie niepotrzebnymi rewelacjami.A stosunki między nami - tobą i mną, Max - miały wtedy ściśle ograniczone ramy.- To jasne.Dziękuję.Teraz ty, George.- Dla oskarżenia sprawa, jak to pani usłyszy na rozprawie, wygląda jak następuje.Po pierwsze, czas.Świadek, który pił kawę u Negroniego, zezna, że weszła pani frontowymi drzwiami dziesięć po drugiej.Nieboszczyk Hugh Loredon twierdzi w oświadczeniu potwierdzonym notarialnie tuż przed swoją śmiercią, że zatelefonowała pani do niego za piętnaście trzecia i powiedziała, że Madeleine nie żyje.Że powiedział pani, żeby pani wzięła broń, wyszła z pracowni tylnymi drzwiami i odeszła na pewną odległość, zanim weźmie taksówkę do domu.i że on zajmie się resztą.Tego dnia później - tej części dnia pani nie pamięta - Loredon przyszedł do pani mieszkania, gdzie opowiedziała mu pani jak to wszystko się stało, a on pani poradził, aby pani siedziała cicho a wszystko dobrze się ułoży.Prokurator zapyta więc, co pani na to, panno Danziger?- To nieprawda.Po prostu to nie jest prawda.- Ale jak pani tego dowiedzie? Widziano, jak pani wchodziła do pracowni więcej niż godzinę później, niż pani twierdzi.Przyznaje pani, że wezwała Loredona.On twierdzi, że pani była tam jeszcze, gdy on przyjechał i że pani przyznała się do zabójstwa Madeleine.Narzędzie było pani znane.Według diariusza już nim pani groziła Madeleine.Nawet w swojej wersji groziła nim pani Peterowi.Twierdzi pani, że dzwoniła najpierw do Bayarda, ale nie zostawiła wiadomości, nie ma więc śladu po tym telefonie.Loredon twierdzi, że przyjechał później do pani mieszkania.Pani mówi, że niewiele pamięta z tego popołudnia.Dlaczego?- Poszłam do Roxanne.- A kto to jest Roxanne?- To jest klub, klub kobiecy.Nazywają go Zdrojem Saficznym.Spotkałam kilka przyjaciółek i - trochę za dużo wypiłyśmy.Kilka z nas postanowiło przejść się dla wytrzeźwienia.Spacer stał się rozchichotaną włóczęgą od baru do baru.Jedyne, co dobrze pamiętam, to bardzo późny powrót do domu i konieczność pożyczenia od portiera na taksówkę.- I nie pamięta pani wizyty Loredona?- Nie.- Wróćmy do Madeleine.Mówi pani, że położyła ją do łóżka w ubraniu?- Tak.- Policja twierdzi, że była naga, a jej ubranie było starannie ułożone na krześle.Sugeruje to oczywiście, że przyjmowała kochankę - kobietę, ponieważ nie było śladów stosunku z mężczyzną.Miałyście już ze sobą w przeszłości takie doświadczenia, prawda?- Tak.- Czasami, jak pani nam mówiła, kończyły się one kłótnią?- Tak.- Tym razem także?- Nie kochałyśmy się.Było dokładnie tak jak mówiłam [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl