[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z dołu dobiegały krzyki.Nacisk na pokrywę drzwi ustąpił.Faree wstał, gotów w razie potrzeby znów rzucić się na klapę, i spojrzał w dół.Dym nie dotykał ziemi, lecz wisiał mniej więcej na wysokości kolan człowieka.Nie rozchodził się.Przypominał raczej bezkształtne, drapieżne zwierzę, gotowe zaatakować wszystko, co się poruszy.Garbus zauważył, jak Sulve cofnął się i zatrzasnął drzwi przed dwoma strażnikami, którzy zaklęli i uciekli do wątpliwego schronienia w jednym z budynków bez dachu.Nikt nie wychodził z wieży.Unosząca się masa pokrywała całą przestrzeń tego, co przedtem było dziedzińcem.Jakiś dźwięk kazał Faree podnieść głowę i spojrzeć poza ruiny na rozlegle tereny dokoła.Wokół zaparkowanych tam pojazdów panowało niezwykłe poruszenie.Garbusowi wydało się, że widzi ciało odrzucone na bok i wyprężył się, by dokładniej mu się przyjrzeć.Ograniczała go jednak konieczność pozostawania w tym miejscu, w którym stanowił blokadę pokrywy włazu.Nagle usłyszał dźwięk, którego nikt z Obrzeży nie mógłby nie rozpoznać.To ślizgacz przygotowywał się do startu.Faree jeszcze raz przykucnął.Nie miał pojęcia, w jaki sposób ten obcy pojazd mógłby zgarnąć go z dachu.Przełożywszy zatrute kości do jednej ręki, drugą wyjął nóż znaleziony w gnieździe, zdecydowany na wszystko, co w jego mocy, by się bronić.Mały pojazd uniósł się w górę.Na wieczornym niebie był już częściowo widoczny zewnętrzny z trzech pierścieni księżyca.Faree żałował, że nie posiada tak głębokiej wiary, by wierzyć, że wyjdzie z tego bez szwanku.Czekał, marznąc z zimna pochodzącego nie tylko od wieczornego wiatru - wiatru, który zupełnie nie miał wpływu na ten dym poniżej, choć na górze stawał się coraz chłodniejszy i silniejszy.Na niebie pojawił się samolot obniżający lot, a z niego dobiegł sygnał myślowy lorda Kripa.- Przygotuj się!Faree był pewien, że nie jest to sztuczka Gildii.Głos ludzki łatwo można podrobić, ale nigdy nie słyszał, by można podszyć się pod cudze myśli.Tam w górze był lord Krip, a on, Faree, miał się przygotować!Nie było aż tak ciemno, by nie dało się zauważyć drabinki sznurowej spuszczonej z samolotu.Chłopiec wsunął swoje kościane drzazgi i nóż za pasek, w pośpiechu umieścił Toggora za koszulą i czekał.Wspinać się po wiszącej w powietrzu drabinie… jego umysł wzdragał się na samą myśl o czymś takim.Ale to była ta droga na zewnątrz, którą tak bardzo pragnął odkryć, a która do tej pory była nieosiągalna.Samolot zawisł nad głową.Faree udało się uchwycić liny w dłonie.Zauważył też trzecią linkę zakończoną haczykiem i przymocował ją do swojego paska, by rozpocząć w końcu chwiejną wspinaczkę w wieczorne niebo.- Trzymaj się mocno! - Gdy desperacko przywarł do drabinki, samolot wzniósł się i poniósł go przez powietrze w stronę zewnętrznych murów, z dala od klapy na dachu i wszystkich, którzy mogli próbować go schwytać.Liny wrzynały się w dłonie, gdyż ściskał je bardzo mocno.Nie miał odwagi spojrzeć w dół.Wreszcie usłyszał następny rozkaz:- Wspinaj się!Na początku Faree pomyślał, że nie potrafi poluzować uścisku, że nigdy nie zdobędzie się na to, by wejść na następny szczebel kołyszący się nad głową.Jakimś cudem jego ciało posłuchało rozkazu, choć umysł zmrożony był strachem, jakiego nie doświadczył nigdy przedtem.Mimo wszystko przesunął się wyżej.Poczuł wzrastającą prędkość samolotu i silę wiatru na ciele.Błyszcząca biała wiązka przeszyła powietrze w miejscu, w którym chłopak wisiał chwilę wcześniej.To ktoś z ruin celował laserem.Z otworu w samolocie wyłoniła się dłoń, która wyciągnęła się ku niemu, obiecując bezpieczeństwo.Nawet nie zdawał sobie sprawy, że był już na wyciągnięcie ręki od kadłuba samolotu.Jakieś palce mocno chwyciły za ubranie na garbie.Ciało pod ubraniem odpowiedziało ostrym bólem, ale Faree został wciągnięty do środka samolotu.Podniósł wzrok na twarz lady Maelen.Sięgnęła ponad jego leżącym ciałem i przycisnęła dźwignię zamykającą otwór.Garbus pozostał tam, gdzie był, zbyt słaby, by się poruszyć.Mały samolot cały się trząsł i Faree domyślił się, że pojazd porusza się z największą prędkością, by opuścić zrujnowaną twierdzę.Nie potrafił jednak stwierdzić, czy kierują się z powrotem do kraju Thassów o wysokich skałach.Przez moment czuł zadowolenie, że leży w tym miejscu, oddychając głęboko.Toggor wypełzł zza koszuli i usiadł na pokładzie obok głowy chłopca.Jego oczy sterczały na zewnątrz zwrócone w stronę garbusa, jakby smaks był zaniepokojony.- Schodzimy - odezwała się lady Maelen fachowo.- Nie możemy wjechać do miejsc wewnętrznych tym obcym pojazdem.Miejsca wewnętrzne? Tak szybko dotarli do serca krainy Thassów? Widocznie ten samolot poruszał się szybciej, niż Faree przypuszczał.Zaczęli lądować.Gdy dotknęli podłoża, co Faree odczuł na własnej skórze w postaci silnego bólu w garbie, lady Maelen podeszła do drzwi kabiny, by je otworzyć.Lord Krip nie opuścił jednak miejsca pilota.Pochylił się nad tablicą kontrolną i wyciągnął ogłuszacz.Odwróciwszy broń tak, że uczynił z niej pałkę, spokojnie tłukł po klawiszach tablicy, niszcząc ich pokrywę ochronną, a potem same klawisze, aż obnażył siec kabli, które z kolei porozrywał i powyginał.- Trochę to potrwa… może kilka dni… zanim to w ogóle jeszcze poleci - skomentował, gdy skończył.- Lepiej ruszajmy.Gdy wydostali się na zewnątrz, spojrzeli w górę.Wieczór przechodził w noc, ale niebo rozświetlał blask trzeciego pierścienia i Faree zauważył, że lady Maelen wpatruje się w to zjawisko z dłonią uniesioną w dziwnym geście, jakby gromadziła to światło i wprowadzała do swego wnętrza jego część pochwyconą w garść.Przed nimi znajdowało się wejście do tego dużego holu.Na ziemi widać było wyraźne koleiny pozostawione przez wozy, które jechały tą drogą przed nimi.Lord Krip dotknął ramienia Faree i skierował chłopca w tę stronę.Ponownie garbus znalazł się w miejscu, gdzie w skałach wydrążone były wiekowe otwory i widać było wpływ czasu na ten wysuszony ląd.Nie udali się jednak do sali zgromadzeń, lecz do mniejszego wejścia, niewiele wyższego od tych dwojga, którzy towarzyszyli chłopcu.Wewnątrz pomieszczenia nie zamkniętego żadnym ryglem ani nawet drzwiami błyszczało blade światło, które mogło być cząstką trzeciego pierścienia dumnie lśniącego na wieczornym niebie.Czekało tam tych czworo, których widział poprzednio, ale teraz nie zamierzali nikogo sądzić.Faree wyczuł subtelną różnicę, ale nie potrafił jej nazwać.Pomyślał jednak, że niezależnie od tego, co ich tu teraz sprowadza, lady Maelen albo została ułaskawiona przez przywódców jej ludu, albo jej sąd odłożono na później, by zająć się pilniejszymi sprawami.- Witaj, maleńki - odezwał się znajomy głos [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl