[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W taki oto sposób, nic o tym nie wiedząc, stałem się sprawcą porwania czarnookiej dziewczyny.Wkrótce potem Guldżachon - bo ona to była - została moją żoną.Znacie ją wszyscy, może więc potwierdzić prawdziwość opowieści.Zaledwie Hodża Nasreddin zamilkł, podniosła się wrzawa protestów.- Co? Guldżachon? Małżonka twoja, afandi? Jeśli ta historia jest równie prawdziwa, jak czar jej wdzięków, które nam tutaj opisywałeś, to jesteś, Hodżo, ojcem największych łgarzy w ca­łym muzułmańskim świecie.- Prawdę powiedziałem, o czcigodni.Guldżachon jest ową hurysą Pukhtunów.Zważcie jednak, iż od tamtego wydarzenia mi­nęło czasu niemało.Działo się to wszakże przed wielu już laty - westchnął smętnie Nasreddin.Przysłuchujący się dotychczas słowom mędrca w milczeniu bo­gaty kupiec Bałtaj Nurułła nie wytrzymał.Poderwał się z mindera i natarł gwałtownie na Hodżę:- Nie pojmuję zagadki opowiedzianej, afandi.A może ślina kłamstwa wyciekła ci przez zęby? Słuchałem uważnie.Powiedzia­łeś, iż w obydwu jajkach znajdowały się ziarna czarnej fasoli.W jaki więc sposób ocaliłeś głowę? Wytłumacz nam, jeśli potra­fisz.- Zwyczajnie, czcigodny Nurułło.Najzwyczajniej w świecie.Mówiłem przecież, głód zaostrzył bieg moich myśli i podsunął od­powiednie rozwiązanie.Ponieważ na cudowne uczynki było już za późno, musiałem sięgnąć ręką po pierwsze z brzegu jajko.I co powiesz? Moje zamysły nie zawiodły, udało się.Nie poszczę­ściło, lecz udało.Udało, pojmujesz? No i właśnie dlatego szejk rozbójników zwrócił mi wolność i dobytek - objaśnił uczenie mędrzec i zamilkł.W ciszy, jaka po słowach afandiego zapanowała w czajchanie, słychać było nieomal trzeszczenie głów od wielkiego wysiłku; głów usiłujących pojąć prawdziwy sens słów Nasreddinowych.- A czy zgodziłbyś się, zacny Nurułło, abym pił herbatę w czajchanie Temudżyna na twój rachunek dopóty, dopóki ty nie odgadniesz sposobu, który naówczas dopomógł mi wybrnąć z opre­sji? - zagadnął po chwili Hodża Nasreddin.I dodał: - Zważ, o czcigodny, że byłem w znacznie trudniejszej, niźli ty teraz, sy­tuacji.Ty ryzykujesz jedynie herbatę, ja przed laty ryzykowa­łem całością własnego czerepu.Wobec gromady ubogich poganiaczy wielbłądów i miejskiej mizeroty wypełniających szczelnie czajchanę Temudżyna bogaczowi nie wypadało przyznać się, iż daleki jest od wyłuskania właści­wego jądra z tajemniczej przygody.Ponaglany chichotem ludzi rozumiejących źródło kupieckiego wahania, skąpy Bałtaj Nurułła nie miał innego wyjścia, musiał przystać na warunek mędrca.I oto, ku niezmiernej uciesze bucharskiej gawiedzi, Hodża-aka już od trzech miesięcy syci pragnienie herbatą spijaną na rachunek zamożnego Nurułły.A kupiec Nurułła myśli nieustannie nad Nasreddinowym przypadkiem ocalenia głowy, zmusza także do rozmyślań swego pierworodnego syna, pisarza wysługującego się kadiemu, człowieka obeznanego bądź co bądź z księgami, i.nic.Wszystko nadaremnie.Mimo że we dwóch uparcie poszukują ścieżki rozwiązania, nie zbliżyli się nawet o arszyn do sedna opowieści.*Rozważ, człowieku słuchający słów mędrca, jakim sposobem mógł Hodża-aka ocalić własny czerep? Pomyśl, albowiem prawdą jest, iż w wątku jego opowieści płynie nurt rzetelnego dowcipu, pozwalający zepchnąć na mieliznę głupoty nawet tak szczwanego lisa, jakim był okrutny szejk z afgańskiego plemienia Pukhtunów.NA POLOWANIUOpowieść piąta o przepowiedniachdomorosłego astrologa i o dramatycznejkąpieli Fajzułły Sarsanbaja,niekoronowanego króla skąpcówbucharskiego emiratuSzybkimi krokami zbliżał się czas łowów wiosennych.W licz­nych rozlewiskach i trzęsawiskach Zerawszanu zaroiło się od zwierzyny i dzikiego ptactwa.Tym razem, ku najwyższemu zdu­mieniu wielmożów, emir Buchary zaprosił na polowanie także i Hodżę Nasreddina.Nieprzypadkowo.Nie było bowiem kogo py­tać o pogodę podczas długich dni wędrówki oczekujących łowie­cką wyprawę.Wróżbita dworski Muchammad Astrolog - zresztą serdeczny przyjaciel Nasreddina - jeszcze ubiegłej jesieni udał się z bagażem grzechów do Mekki, zaś jego zastępca przepędzo­ny za wróżby niemiłe życzeniom władcy zginął przed miesiącem z pragnienia w piaskach Czerwonej Pustyni.Doświadczenie lat wielu wskazywało palcem przezorności na Hodżę, jako człowieka, który potrafi przewidzieć niejeden los ludzki i niejedno ważkie wydarzenie.Dlaczego więc nie miałby przewidywać zwyczajnej pogody?O umówionej godzinie na Registanie, Piaszczystym Placu u stóp twierdzy emirowej, zgromadził się orszak przysposobiony do dalekiej drogi.Pośród wyznaczonych osób brakowało tylko Hodży Nasreddina.Zaniepokojony władca pchnął jednego z jeźdźców przybocznych - udajczijów - do domostwa Nasreddinowego z nakazem najwyższego pośpiechu.Niewiele zdziałał poseł zbrojny.Długo jeszcze czekano na bucharskiego filozofa.Drużyna Kazachów na ognistych argamakach z orłami na rękach uzbrojonych w skórzane rękawice niecierpli­wiła się, skracając czas oczekiwania próbnymi galopami.Wreszcie od strony przesławnego mazaru Czaszma-Ajub pojawił się mę­drzec na swym wiernym kłapouchu z oswojoną wroną na lewym ramieniu.Nadjeżdżającego powitał huragan śmiechu.Także emir ujrzawszy Hodżę Nasreddina z niezwykłym ptakiem nie mógł powstrzymać się od gwałtownego chichotu.Dopiero kiedy ochłonął, zapytał:- Aj, Hodżo, co to za ptaszysko? Nie masz.chyba zamiaru wyruszyć na polowanie ze zwyczajną wroną?- A czemuż by nie? - zdziwił się Nasreddin nie zważając na głośne drwiny i wielką uciechę dworaków.- Kpisz sobie? - emir zmarszczył brwi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl