Pokrewne
- Strona Główna
- Laurens Stephanie Czarna Kobra 03 Zuchwała narzeczona
- Czarna Kobra 03 Zuchwała narzeczona Laurens Stephanie
- Agatha Christie Czarna kawa
- P.D. James Czarna wieza (2)
- Nik Pierumow Ostrze Elfow
- Pierumow Nik Adamant Henny 3
- Lem Stanislaw Fiasko
- Harry Eric L Strzec i bronic (2)
- Chalker Jack L Swiaty Rombu Meduza Tygrys w opalach
- Terry Pratchett 06 Trzy wiedz
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- streamer.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A potem z kłębu Mroku powoli wyłonił się Olmer.Wolnym krokiem podchodził do przyjaciół.„To chyba koniec” - przemknęła myśl.Byli jak skamieniali, a Olmer się zbliżał; jego płaszcz wydawał się strzępem Wiecznej Nocy.Spóźnili się.Teraz już nic nie mogło powstrzymać Króla Bez Królestwa, a oni, pechowi myśliwi, tym bardziej!Wódz zatrzymał się o dwa kroki od nich, wpił się spojrzeniem w oblicze hobbita.Jego oczy, jak i wtedy, w namiocie, wydawały się studniami Wiecznej Nocy, Nicości.Ale cała reszta była ludzka.Jeszcze była ludzka.Czas wstrzymał swój bieg i Folko poczuł, jak wahnęły się Szale, o których ciągle chciał wiedzieć więcej i dowiadywał się, że Śmiertelny nie powinien wiedzieć nic więcej.Olmer uśmiechnął się lekko.Stał oparty o długi miecz, a lewa ręka zakrywała palce prawej.- Nie udało się, halflingu, i się nie uda.Zostaw ten topór, tangarze.Nie bójcie się, nie tknę was, teraz nie wolno zabijać bez potrzeby.Hobbit i krasnolud milczeli.Chwilę później Olmer nagle dodał:- Słusznie, słusznie, kochany krasnoludzie, masz rację, że nie patrzysz na mój miecz - są na świecie rzeczy, które zrodziły się nie na ziemi i nie pod nią.Olmer odwrócił się i zaczął schodzić ze wzgórza.Za nim podążał jego wierzchowiec.Straszliwy paraliż powoli ustępował, ale i tak nie mogli na razie się poruszyć.- Żegnaj, halflingu! - dotarło do nich z mgły i hobbit usłyszał oddalający się tupot końskich kopyt.Bój pod Błotnym Zamkiem skończył się.9WYŁOMOpamiętali się po dłuższym czasie.Folka zawiodły nogi - runął na ziemię, przybity porażką.Pozbawiony sił nie mógł opędzić się od namolnej myśli: teraz koniec, teraz koniec ze wszystkim, teraz to już na pewno koniec.Wbrew oczekiwaniom Torin milczał.Nie pozwolił sobie nawet na cień wyrzutu pod adresem hobbita.Krasnolud tylko cicho porykiwał w gęstwinę własnej brody, co po tak haniebnej klęsce było wręcz niebywałe.Mrok zniknął, towarzyszący mu przez chwilę wiatr ucichł; na wprost nich płonęło rozpalone przez Olmera małe ognisko, obok którego znaleźli nieuszkodzoną strzałę i sztylet.Torin nie odzywał się do hobbita, póki nie zobaczył, że ten opanował się i bez pomocy wstał.- Torinie.Ach, Torinie, co myśmy narobili?- Kogo pytasz? Mnie?.Dobra, narobiliśmy.Ale co się stało, to się nie odstanie.Spóźniliśmy się odrobinę.Nie wyrzucaj sobie, to nie było na nasze siły.- A zrozumiałeś, co on powiedział?- Zrozumiałem, ale nie do końca.Patrzyłem na jego miecz.To nie jest ziemski metal, Folko, albo zupełnie nie znam się na kowalstwie.Oto do czego odnoszą się jego słowa o narodzeniu ani pod ziemią, ani na powierzchni.To jest miecz z niebiańskiego metalu! Słyszałem o takich.I czytałem, razem z tobą.Dlatego tnie mithril!Folko jeszcze nie na tyle odzyskał przytomność umysłu, żeby nadążyć za wywodem krasnoluda.Inne myśli już wirowały w jego świadomości:- Dlaczego nas nie zabił? Dlaczego puścił żywych?- Gdybyś to wiedział, zasiadałbyś między Opiekunami Świata - uśmiechnął się Torin.- Może jeszcze się nie oswoił z nowo nabytą Mocą.a może już tak mało dla niego znaczymy, że nie chciało mu się nawet machnąć ręką.- Poczekaj.Co powiedziałeś o mieczu?- Słuchaj uchem, a nie.Dobra, wybacz.Powiedziałem, że wpatrywałem się w jego miecz.Może dlatego, że nie miałem siły patrzeć Wodzowi w oczy.Ten miecz ma z jakiegoś starożytnego skarbca - może z tego Domu Wysokiego - albo jest to rodzony brat owego słynnego Czarnego Miecza, którym władał Turin Turambar, miecza, wykutego przez Eola Ciemnego Elfa w zapomnianych już czasach sławy Beleriandu.Zapomniałeś? Były dwa takie miecze: jeden miał Turin, i ten złamał się po jego samobójczej śmierci, a kawałki są pochowane obok wojownika, a drugi przyniósł do Gondolinu syn Eola, Maeglin, od którego miecz trafił w ręce Tuora, męża Idril Kelebrindal, córki Turgona, króla Gondolinu.A Tuor dał początek rodowi królów i władców Numenoru.Widać zupełnie ci odjęło pamięć.Przecież to wszystko jest w twojej Czerwonej Księdze! A z Numenoru Czarny Miecz trafił do Śródziemia, przywieziony przez Elendila Smukłego.Przez długi czas przechowywany był w skarbnicy królów Gondoru.A co się z nim stało potem, można tylko zgadywać.Może miecz wykradli Olmerowi pomocnicy.A może.może.Boromir mógł go zostawić swemu jedynemu synowi jako znak jego praw do tronu Gondoru.Przypomnij sobie.Przecież Boromir pytał swego ojca, dlaczego ten nie ogłosił siebie królem, dlaczego wciąż jest tylko namiestnikiem.Jak zrozumiałem z Księgi, Boromir był dość osobliwym człowiekiem.Nie dziwię się, że dawno temu, na przykład, zamienił miecz, korzystając z tego, że i tak nikt go nie dotykał.Zresztą, co tam gadać! Nie, chyba obaj zwariowaliśmy.Siedzimy i roztrząsamy jakiś nieważny już szczegół.- A co możemy jeszcze teraz robić, Torinie? - wykrzyknął Folko.- Chciałbym stanąć w szeregu i walczyć, póki ręce trzymają broń - wyskandował krasnolud.- Uważasz, że wszystko, co się stało, to nasza wina.Nie mamy zatem innego sposobu, by ją odkupić.Wstawaj, wstawaj, bracie.Nie czas na łzy! Trzeba wracać do naszych.W połowie drogi spotkali spieszących na pomoc Amroda i Bearnasa.- Włożył Pierścień i uciekł - rzucił.- Nie mogliśmy.a i wy pewnie też.Nie ma co teraz gdybać! Mógł nas zabić, ale nie zrobił tego, powiedział tylko, że i tak nam się nie uda.Zrozumiałem, skąd ma ten miecz: najprawdopodobniej jest wykuty z niebiańskiego żelaza.Sądzimy, że był przechowywany w skarbcu Gondoru.Taki niebiański miecz może ciąć Szary Płomień!- I co mamy teraz, według was, robić? - zapytał Amrod głuchym głosem.- Wy chyba powinniście wracać do domu, na wschód - odpowiedział krasnolud.- Tam też przecież toczy się wojna.A my.my nie spełniliśmy Obowiązku, którego się sami podjęliśmy, i dlatego idziemy na południe dołączyć do gondorskiego wojska.Elfy wymieniły spojrzenia.- Na razie idziemy razem, ponieważ musimy dowieźć rannych do bezpiecznego miejsca, gdzie udzielą im pomocy i opatrzą Maenora.A potem zobaczymy - powiedział Bearnas, zawracając wierzchowca.Droga była trudna.Otwierały się rany, gorączkujący ludzie jęczeli, miotali się w malignie; zdrowi nie mieli chwili wytchnienia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.A potem z kłębu Mroku powoli wyłonił się Olmer.Wolnym krokiem podchodził do przyjaciół.„To chyba koniec” - przemknęła myśl.Byli jak skamieniali, a Olmer się zbliżał; jego płaszcz wydawał się strzępem Wiecznej Nocy.Spóźnili się.Teraz już nic nie mogło powstrzymać Króla Bez Królestwa, a oni, pechowi myśliwi, tym bardziej!Wódz zatrzymał się o dwa kroki od nich, wpił się spojrzeniem w oblicze hobbita.Jego oczy, jak i wtedy, w namiocie, wydawały się studniami Wiecznej Nocy, Nicości.Ale cała reszta była ludzka.Jeszcze była ludzka.Czas wstrzymał swój bieg i Folko poczuł, jak wahnęły się Szale, o których ciągle chciał wiedzieć więcej i dowiadywał się, że Śmiertelny nie powinien wiedzieć nic więcej.Olmer uśmiechnął się lekko.Stał oparty o długi miecz, a lewa ręka zakrywała palce prawej.- Nie udało się, halflingu, i się nie uda.Zostaw ten topór, tangarze.Nie bójcie się, nie tknę was, teraz nie wolno zabijać bez potrzeby.Hobbit i krasnolud milczeli.Chwilę później Olmer nagle dodał:- Słusznie, słusznie, kochany krasnoludzie, masz rację, że nie patrzysz na mój miecz - są na świecie rzeczy, które zrodziły się nie na ziemi i nie pod nią.Olmer odwrócił się i zaczął schodzić ze wzgórza.Za nim podążał jego wierzchowiec.Straszliwy paraliż powoli ustępował, ale i tak nie mogli na razie się poruszyć.- Żegnaj, halflingu! - dotarło do nich z mgły i hobbit usłyszał oddalający się tupot końskich kopyt.Bój pod Błotnym Zamkiem skończył się.9WYŁOMOpamiętali się po dłuższym czasie.Folka zawiodły nogi - runął na ziemię, przybity porażką.Pozbawiony sił nie mógł opędzić się od namolnej myśli: teraz koniec, teraz koniec ze wszystkim, teraz to już na pewno koniec.Wbrew oczekiwaniom Torin milczał.Nie pozwolił sobie nawet na cień wyrzutu pod adresem hobbita.Krasnolud tylko cicho porykiwał w gęstwinę własnej brody, co po tak haniebnej klęsce było wręcz niebywałe.Mrok zniknął, towarzyszący mu przez chwilę wiatr ucichł; na wprost nich płonęło rozpalone przez Olmera małe ognisko, obok którego znaleźli nieuszkodzoną strzałę i sztylet.Torin nie odzywał się do hobbita, póki nie zobaczył, że ten opanował się i bez pomocy wstał.- Torinie.Ach, Torinie, co myśmy narobili?- Kogo pytasz? Mnie?.Dobra, narobiliśmy.Ale co się stało, to się nie odstanie.Spóźniliśmy się odrobinę.Nie wyrzucaj sobie, to nie było na nasze siły.- A zrozumiałeś, co on powiedział?- Zrozumiałem, ale nie do końca.Patrzyłem na jego miecz.To nie jest ziemski metal, Folko, albo zupełnie nie znam się na kowalstwie.Oto do czego odnoszą się jego słowa o narodzeniu ani pod ziemią, ani na powierzchni.To jest miecz z niebiańskiego metalu! Słyszałem o takich.I czytałem, razem z tobą.Dlatego tnie mithril!Folko jeszcze nie na tyle odzyskał przytomność umysłu, żeby nadążyć za wywodem krasnoluda.Inne myśli już wirowały w jego świadomości:- Dlaczego nas nie zabił? Dlaczego puścił żywych?- Gdybyś to wiedział, zasiadałbyś między Opiekunami Świata - uśmiechnął się Torin.- Może jeszcze się nie oswoił z nowo nabytą Mocą.a może już tak mało dla niego znaczymy, że nie chciało mu się nawet machnąć ręką.- Poczekaj.Co powiedziałeś o mieczu?- Słuchaj uchem, a nie.Dobra, wybacz.Powiedziałem, że wpatrywałem się w jego miecz.Może dlatego, że nie miałem siły patrzeć Wodzowi w oczy.Ten miecz ma z jakiegoś starożytnego skarbca - może z tego Domu Wysokiego - albo jest to rodzony brat owego słynnego Czarnego Miecza, którym władał Turin Turambar, miecza, wykutego przez Eola Ciemnego Elfa w zapomnianych już czasach sławy Beleriandu.Zapomniałeś? Były dwa takie miecze: jeden miał Turin, i ten złamał się po jego samobójczej śmierci, a kawałki są pochowane obok wojownika, a drugi przyniósł do Gondolinu syn Eola, Maeglin, od którego miecz trafił w ręce Tuora, męża Idril Kelebrindal, córki Turgona, króla Gondolinu.A Tuor dał początek rodowi królów i władców Numenoru.Widać zupełnie ci odjęło pamięć.Przecież to wszystko jest w twojej Czerwonej Księdze! A z Numenoru Czarny Miecz trafił do Śródziemia, przywieziony przez Elendila Smukłego.Przez długi czas przechowywany był w skarbnicy królów Gondoru.A co się z nim stało potem, można tylko zgadywać.Może miecz wykradli Olmerowi pomocnicy.A może.może.Boromir mógł go zostawić swemu jedynemu synowi jako znak jego praw do tronu Gondoru.Przypomnij sobie.Przecież Boromir pytał swego ojca, dlaczego ten nie ogłosił siebie królem, dlaczego wciąż jest tylko namiestnikiem.Jak zrozumiałem z Księgi, Boromir był dość osobliwym człowiekiem.Nie dziwię się, że dawno temu, na przykład, zamienił miecz, korzystając z tego, że i tak nikt go nie dotykał.Zresztą, co tam gadać! Nie, chyba obaj zwariowaliśmy.Siedzimy i roztrząsamy jakiś nieważny już szczegół.- A co możemy jeszcze teraz robić, Torinie? - wykrzyknął Folko.- Chciałbym stanąć w szeregu i walczyć, póki ręce trzymają broń - wyskandował krasnolud.- Uważasz, że wszystko, co się stało, to nasza wina.Nie mamy zatem innego sposobu, by ją odkupić.Wstawaj, wstawaj, bracie.Nie czas na łzy! Trzeba wracać do naszych.W połowie drogi spotkali spieszących na pomoc Amroda i Bearnasa.- Włożył Pierścień i uciekł - rzucił.- Nie mogliśmy.a i wy pewnie też.Nie ma co teraz gdybać! Mógł nas zabić, ale nie zrobił tego, powiedział tylko, że i tak nam się nie uda.Zrozumiałem, skąd ma ten miecz: najprawdopodobniej jest wykuty z niebiańskiego żelaza.Sądzimy, że był przechowywany w skarbcu Gondoru.Taki niebiański miecz może ciąć Szary Płomień!- I co mamy teraz, według was, robić? - zapytał Amrod głuchym głosem.- Wy chyba powinniście wracać do domu, na wschód - odpowiedział krasnolud.- Tam też przecież toczy się wojna.A my.my nie spełniliśmy Obowiązku, którego się sami podjęliśmy, i dlatego idziemy na południe dołączyć do gondorskiego wojska.Elfy wymieniły spojrzenia.- Na razie idziemy razem, ponieważ musimy dowieźć rannych do bezpiecznego miejsca, gdzie udzielą im pomocy i opatrzą Maenora.A potem zobaczymy - powiedział Bearnas, zawracając wierzchowca.Droga była trudna.Otwierały się rany, gorączkujący ludzie jęczeli, miotali się w malignie; zdrowi nie mieli chwili wytchnienia [ Pobierz całość w formacie PDF ]