Pokrewne
- Strona Główna
- Vonnegut Kurt Galapagos (SCAN dal 688) (4)
- Hobb Robin Wyprawa Skrytobojcy
- Quinnell A.J. Pieklo
- Makuszynski Kornel Dziewiec kochanek kawalera Dorn
- JACQ Christian RAMZES 2 ÂŚwiątynia milionów lat
- Crichton Michael Linia Czasu (2)
- Makuszynski Kornel Kartki z kalendarza (SCAN dal 1
- Trylogia Narkomanska
- Marzenia i Koszmary 2
- ARONSON&WILSON&AKERT Psychologia Społeczna
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- aniusiaczek.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chłopczyk kiwa głową i zaczyna płakać.Nate czule klepie go po rączce i uśmiecha sięciepło.– Jak masz na imię?– Blian.– Brian?Znowu skinienie głową.– Dobrze, Brian, poszukamy twojego taty.Nate podaje mi pudło z homarami, bierze Briana za rączę i rozgląda się dokoła.Nie szukadługo – już po chwili podbiega do nas spanikowany mężczyzna.– Brian, nie możesz tak odchodzić! – Porywa chłopca w ramiona, całuje go w policzek iuśmiecha się do Nate’a z wdzięcznością.– Dzięki.Wystarczy na chwilę spuścić go z oka…– Nie ma sprawy.– Nate odwzajemnia uśmiech.– Dobrze, że pan go znalazł.Obserwuję tę scenę z czyś na kształt podziwu.Nate świetnie sobie radzi z dziećmi, zdajesię je wręcz przyciągać.I po raz pierwszy w życiu myśl o własnych dzieciach już mnie nie przeraża.Natekochałby nas, chronił, byłby z nami.Byłby sobą…Czyżbym jednak była kurą domową, a nie kobietą sukcesu?Może.Nate odwraca się do mnie z uśmiechem, bierze ode mnie pudło z homarami i ujmuje mojądłoń.– Gotowa wracać do domu?O.Mój.Boże.Tak.Z nim mogłabym założyć rodzinę.I ta myśl sprawia, że zapominam języka w gębie.– Skarbie? – Patrzy na mnie niespokojnie, gdy gapię się na niego bez słowa.Otrząsam się z transu, uśmiecham się.– Tak, jestem gotowa.Chodźmy do domu.Rozdział 29Obudź się, skarbie.– Leżę na brzuchu z rękami pod poduszką pod głową.Nate odgarniami włosy z twarzy i całuje w policzek.– Która godzina? – mamroczę.– Szósta – odpowiada i całuje mnie w ramię.Hm… to bardzo przyjemne.Nie jestemgotowa na poniedziałek.– Nie chcę wstawać.– Nie otwieram oczu.– Wiem – mruczy.Przesuwa wierzchem dłoni po moich plecach, od barków po pośladki, ijęczę cicho.Całuje mnie w policzek, muska ustami płatek ucha i nagle krew żywiej krąży mi wżyłach.– Trzymaj poduszkę, skarbie.Wysuwam ręce spod poduszki i zaciskam dłonie na jej rogach.Uchylam jedno oko izapiera mi dech z wrażenia na widok mojego mężczyzny z rozpuszczonymi ciemnymi włosami, ztatuażami, takiego seksownego, zaspanego i mojego.– Jesteś bardzo seksowny – mamroczę.– Pragnę cię – szepcze.– Jestem tu przecież.Całuje mnie w ramię i szepcze mi do ucha:– Nie puszczaj poduszki.Jego dłoń wraca do moich pośladków, ściąga ze mnie kołdrę, zajmuje miejsce międzymoimi nogami, rozsuwa je kolanami, zawisa nade mną, opiera się na rękach i całuje moje plecy, aż do pośladków.– Nate – szepczę.– Tak, skarbie.– Liże moje pośladki, wsuwa dłoń między uda, przekonuje się, że jestemjuż mokra i gotowa.– Jezu, Julianne, jesteś taka wilgotna.– Chcę mieć cię w sobie.– I będziesz miała.Puść poduszkę.Spełniam polecenie.Przewraca mnie na wznak i znowu przykrywa swoim potężnym,muskularnym ciałem, całuje mnie namiętnie, głęboko, jakby nie mógł wytrzymać ani chwilidłużej z dala od moich ust.Oplatam go nogami w biodrach, opieram stopy na jego udach, wplatam mu palce wewłosy.– Złap poduszkę – szepcze w moje usta, ale przecząco kręcę głową.– Nie, Nate, dzisiaj muszę cię dotykać.– Naprawdę tak jest.Nie potrafię tegowytłumaczyć, po prostu muszę czuć go pod palcami.Odsuwa się, żeby mnie lepiej widzieć.Przygląda mi się badawczo szarymi oczami.– Co jest? – pyta.– Nie wiem, wiem tylko, że muszę cię poczuć.– Dobrze, skarbie, dotykaj mnie do woli.Uwielbiam, kiedy mnie dotykasz.– Znowu mniecałuje, tym razem z większą delikatnością, pieści mnie tymi swoimi zdolnymi ustami, zatapia się we mnie.Pochyla się, pozwala, bym poczuła na sobie jego ciężar.– Jestem przy tobie – szepcze.Zarzucam mu ręce na szyję, przesuwam dłońmi wzdłuż jego pleców, od pośladków podługie, gęste włosy, i z powrotem w dół, podeszwami stóp muskam jego uda.Nie mogę przestaćgo dotykać, ocierać się o niego.– Jesteś taki wspaniały.– Chcę się z tobą kochać, skarbie.– Skubie wargami moje usta, podbródek, lewe ucho.Odchylam głowę, żeby miał lepszy dostęp do wrażliwych zakamarków.Liże mnie za uchem,tam, gdzie wie, że doprowadza mnie to do szaleństwa.– Uwielbiam twój zapach, Julianne.Takiczysty i słodki.– Leciutko zaciska zęby na płatku mojego ucha.Wiercę się pod nim niespokojnie.– Jesteś taka cholernie cudowna, kochanie.Gładka, jędrna, mała.Jego słowa upajają mnie, kochają się ze mną tak samo, jak jego ciało, i czuję, jakprzyśpieszają mi puls i oddech.– Nate – szepczę.– Nigdy nie będę miał ciebie dosyć.– Jego biodra poruszają się w powolnym rytmie,ociera się potężnym, nabrzmiałym członkiem o moje płatki, metalowe kulki apy masująłechtaczkę i wyginam się w łuk, napieram na niego.– Pragnę cię.– Zaciskam dłonie na jego twardych pośladkach, przyciągam go do siebie iprawie szczytuję, czując na sobie jego członek, nabrzmiałą główkę i kolczyk, które sprawiają, że moja łechtaczka pulsuje, eksploduje orgazmem.– Jesteś taka piękna – szepcze z ustami na mojej szyi, wsuwa mi ręce pod głowę, tuliczule, ociera się o mnie.– Uwielbiam, kiedy tak doprowadzam cię na szczyt.– O Boże – szepczę.Mówimy cicho, nawet dyszymy ciszej, jakbyś kochali się z nabożnączcią.Czuję łzy pod powiekami.Zamykam oczy i krople spływają mi po policzkach, na skronie.– Skarbie, nie płacz.– Znowu mnie całuje, powoli, czule, słodko.– Skończ dla mnie.W milczeniu rozpadam się na kawałki, drżę pod nim, wstrząsana orgazmem.Pogłębiapocałunek, napiera na mnie biodrami, znajduje drogę i wchodzi we mnie powoli, żebym poczułaapę na ściankach cipki.Wypełnia mnie całkowicie.Zapada się we mnie na całą długość inieruchomieje.– Otwórz oczy.Szary wzrok płonie, patrzy na mnie z taką miłością, że z moich oczu płyną kolejne łzy.– Nigdy nie widziałem równie błękitnych oczu jak twoje, a gdy jestem w tobie, ich kolorstaje się jeszcze intensywniejszy.Uwielbiam, kiedy tak na mnie patrzysz.– Jak? – szepczę, wplatając palce w jego gęste włosy.Uwielbiam ich dotyk na twarzy ibarkach, gdy jestem w jego ramionach, otulona nim, wypełniona nim po brzegi.– Jakbyś świata poza mną nie widziała – odpowiada cicho.Muskam palcami jego twarz, zamykam policzki w dłoniach, patrzę mu prosto w oczy, nieprzejmując się łzami na policzkach.– Bo nie widzę.Mruczy coś cicho i całuje mnie mocno, rozpaczliwie.Zaczyna się poruszać we mnie.Znowu zaciskam dłonie na jego pośladkach i po raz kolejny czuję, że zaraz skończę.On chybateż już wie, bo przyśpiesza i z każdym pchnięciem napiera na mnie odrobinę mocniej.– Skończ, Julianne – szepcze.– Z tobą – odpowiadam.Z jękiem przerywa pocałunek, przeszywa mnie szarym spojrzeniem, rozchyla usta,oddycha ciężko, wbija się we mnie, raz, drugi, trzeci, a potem napiera podbrzuszem na mojąłechtaczkę i kończy we mnie, a ja z nim, nie odrywając wzroku od jego oczu.Targają mnądreszcze.– O Boże – szepczę, gdy emocje opadają.Osuwa się na mnie, ukrywa twarz na mojej szyi.– Ej! – Słysząc mój głos, unosi głowę.– Kocham cię, Nate.– Boże, ja ciebie też, Julianne [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Chłopczyk kiwa głową i zaczyna płakać.Nate czule klepie go po rączce i uśmiecha sięciepło.– Jak masz na imię?– Blian.– Brian?Znowu skinienie głową.– Dobrze, Brian, poszukamy twojego taty.Nate podaje mi pudło z homarami, bierze Briana za rączę i rozgląda się dokoła.Nie szukadługo – już po chwili podbiega do nas spanikowany mężczyzna.– Brian, nie możesz tak odchodzić! – Porywa chłopca w ramiona, całuje go w policzek iuśmiecha się do Nate’a z wdzięcznością.– Dzięki.Wystarczy na chwilę spuścić go z oka…– Nie ma sprawy.– Nate odwzajemnia uśmiech.– Dobrze, że pan go znalazł.Obserwuję tę scenę z czyś na kształt podziwu.Nate świetnie sobie radzi z dziećmi, zdajesię je wręcz przyciągać.I po raz pierwszy w życiu myśl o własnych dzieciach już mnie nie przeraża.Natekochałby nas, chronił, byłby z nami.Byłby sobą…Czyżbym jednak była kurą domową, a nie kobietą sukcesu?Może.Nate odwraca się do mnie z uśmiechem, bierze ode mnie pudło z homarami i ujmuje mojądłoń.– Gotowa wracać do domu?O.Mój.Boże.Tak.Z nim mogłabym założyć rodzinę.I ta myśl sprawia, że zapominam języka w gębie.– Skarbie? – Patrzy na mnie niespokojnie, gdy gapię się na niego bez słowa.Otrząsam się z transu, uśmiecham się.– Tak, jestem gotowa.Chodźmy do domu.Rozdział 29Obudź się, skarbie.– Leżę na brzuchu z rękami pod poduszką pod głową.Nate odgarniami włosy z twarzy i całuje w policzek.– Która godzina? – mamroczę.– Szósta – odpowiada i całuje mnie w ramię.Hm… to bardzo przyjemne.Nie jestemgotowa na poniedziałek.– Nie chcę wstawać.– Nie otwieram oczu.– Wiem – mruczy.Przesuwa wierzchem dłoni po moich plecach, od barków po pośladki, ijęczę cicho.Całuje mnie w policzek, muska ustami płatek ucha i nagle krew żywiej krąży mi wżyłach.– Trzymaj poduszkę, skarbie.Wysuwam ręce spod poduszki i zaciskam dłonie na jej rogach.Uchylam jedno oko izapiera mi dech z wrażenia na widok mojego mężczyzny z rozpuszczonymi ciemnymi włosami, ztatuażami, takiego seksownego, zaspanego i mojego.– Jesteś bardzo seksowny – mamroczę.– Pragnę cię – szepcze.– Jestem tu przecież.Całuje mnie w ramię i szepcze mi do ucha:– Nie puszczaj poduszki.Jego dłoń wraca do moich pośladków, ściąga ze mnie kołdrę, zajmuje miejsce międzymoimi nogami, rozsuwa je kolanami, zawisa nade mną, opiera się na rękach i całuje moje plecy, aż do pośladków.– Nate – szepczę.– Tak, skarbie.– Liże moje pośladki, wsuwa dłoń między uda, przekonuje się, że jestemjuż mokra i gotowa.– Jezu, Julianne, jesteś taka wilgotna.– Chcę mieć cię w sobie.– I będziesz miała.Puść poduszkę.Spełniam polecenie.Przewraca mnie na wznak i znowu przykrywa swoim potężnym,muskularnym ciałem, całuje mnie namiętnie, głęboko, jakby nie mógł wytrzymać ani chwilidłużej z dala od moich ust.Oplatam go nogami w biodrach, opieram stopy na jego udach, wplatam mu palce wewłosy.– Złap poduszkę – szepcze w moje usta, ale przecząco kręcę głową.– Nie, Nate, dzisiaj muszę cię dotykać.– Naprawdę tak jest.Nie potrafię tegowytłumaczyć, po prostu muszę czuć go pod palcami.Odsuwa się, żeby mnie lepiej widzieć.Przygląda mi się badawczo szarymi oczami.– Co jest? – pyta.– Nie wiem, wiem tylko, że muszę cię poczuć.– Dobrze, skarbie, dotykaj mnie do woli.Uwielbiam, kiedy mnie dotykasz.– Znowu mniecałuje, tym razem z większą delikatnością, pieści mnie tymi swoimi zdolnymi ustami, zatapia się we mnie.Pochyla się, pozwala, bym poczuła na sobie jego ciężar.– Jestem przy tobie – szepcze.Zarzucam mu ręce na szyję, przesuwam dłońmi wzdłuż jego pleców, od pośladków podługie, gęste włosy, i z powrotem w dół, podeszwami stóp muskam jego uda.Nie mogę przestaćgo dotykać, ocierać się o niego.– Jesteś taki wspaniały.– Chcę się z tobą kochać, skarbie.– Skubie wargami moje usta, podbródek, lewe ucho.Odchylam głowę, żeby miał lepszy dostęp do wrażliwych zakamarków.Liże mnie za uchem,tam, gdzie wie, że doprowadza mnie to do szaleństwa.– Uwielbiam twój zapach, Julianne.Takiczysty i słodki.– Leciutko zaciska zęby na płatku mojego ucha.Wiercę się pod nim niespokojnie.– Jesteś taka cholernie cudowna, kochanie.Gładka, jędrna, mała.Jego słowa upajają mnie, kochają się ze mną tak samo, jak jego ciało, i czuję, jakprzyśpieszają mi puls i oddech.– Nate – szepczę.– Nigdy nie będę miał ciebie dosyć.– Jego biodra poruszają się w powolnym rytmie,ociera się potężnym, nabrzmiałym członkiem o moje płatki, metalowe kulki apy masująłechtaczkę i wyginam się w łuk, napieram na niego.– Pragnę cię.– Zaciskam dłonie na jego twardych pośladkach, przyciągam go do siebie iprawie szczytuję, czując na sobie jego członek, nabrzmiałą główkę i kolczyk, które sprawiają, że moja łechtaczka pulsuje, eksploduje orgazmem.– Jesteś taka piękna – szepcze z ustami na mojej szyi, wsuwa mi ręce pod głowę, tuliczule, ociera się o mnie.– Uwielbiam, kiedy tak doprowadzam cię na szczyt.– O Boże – szepczę.Mówimy cicho, nawet dyszymy ciszej, jakbyś kochali się z nabożnączcią.Czuję łzy pod powiekami.Zamykam oczy i krople spływają mi po policzkach, na skronie.– Skarbie, nie płacz.– Znowu mnie całuje, powoli, czule, słodko.– Skończ dla mnie.W milczeniu rozpadam się na kawałki, drżę pod nim, wstrząsana orgazmem.Pogłębiapocałunek, napiera na mnie biodrami, znajduje drogę i wchodzi we mnie powoli, żebym poczułaapę na ściankach cipki.Wypełnia mnie całkowicie.Zapada się we mnie na całą długość inieruchomieje.– Otwórz oczy.Szary wzrok płonie, patrzy na mnie z taką miłością, że z moich oczu płyną kolejne łzy.– Nigdy nie widziałem równie błękitnych oczu jak twoje, a gdy jestem w tobie, ich kolorstaje się jeszcze intensywniejszy.Uwielbiam, kiedy tak na mnie patrzysz.– Jak? – szepczę, wplatając palce w jego gęste włosy.Uwielbiam ich dotyk na twarzy ibarkach, gdy jestem w jego ramionach, otulona nim, wypełniona nim po brzegi.– Jakbyś świata poza mną nie widziała – odpowiada cicho.Muskam palcami jego twarz, zamykam policzki w dłoniach, patrzę mu prosto w oczy, nieprzejmując się łzami na policzkach.– Bo nie widzę.Mruczy coś cicho i całuje mnie mocno, rozpaczliwie.Zaczyna się poruszać we mnie.Znowu zaciskam dłonie na jego pośladkach i po raz kolejny czuję, że zaraz skończę.On chybateż już wie, bo przyśpiesza i z każdym pchnięciem napiera na mnie odrobinę mocniej.– Skończ, Julianne – szepcze.– Z tobą – odpowiadam.Z jękiem przerywa pocałunek, przeszywa mnie szarym spojrzeniem, rozchyla usta,oddycha ciężko, wbija się we mnie, raz, drugi, trzeci, a potem napiera podbrzuszem na mojąłechtaczkę i kończy we mnie, a ja z nim, nie odrywając wzroku od jego oczu.Targają mnądreszcze.– O Boże – szepczę, gdy emocje opadają.Osuwa się na mnie, ukrywa twarz na mojej szyi.– Ej! – Słysząc mój głos, unosi głowę.– Kocham cię, Nate.– Boże, ja ciebie też, Julianne [ Pobierz całość w formacie PDF ]