Pokrewne
- Strona Główna
- Anne McCaffrey Jezdzcy Smokow Delfiny z Pern
- Neil Gawronski Piotr InterBase dla delfinow
- Krasiński Zygmunt Sto listów do Delfiny
- McCaffrey Anne Delfiny z Pern
- ÂŚw. Jan od Krzyża  DZIEŁA WSZYSTKIE
- samotnoscwsieci
- Michael Grant Gone Zniknęli. Faza 5 CiemnoÂść
- Cook Robin Zabojcza kuracja by sneer
- Forsyth Frederick Piesc Boga tom 1
- Sienkiewicz Henryk Pan Wolodyjowski 9789185805396
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- psp5.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak patrzyła, że Katran zaraz się do-myślił, że chce go o coś prosić. Czego chcesz? Katran odrzucił koc: niech go matka prosi,o co chce, tylko nie o to.Taką ma teraz dobrą twarz, zupełniejakby jadła czekoladę! Nawet zmarszczki są mniej widoczne. Wiesz powiedziała mama za dwa dni wypiszą ojca zeszpitala, trzeba go powitać, upiec ciasto, trzeba go będzie inten-sywnie odżywiać.A do wypłaty jeszcze tydzień.Naturalnie, nie pomylił się! Więc co? zawczasu wpadając w gniew niemal krzyknąłKatran. Znów chcesz mnie zmusić, żebym poszedł do Kraba? Potrzeba mi choć z dziesięć rubli.Wtedy przecież nie cho-dziłeś i pieniądze pożyczyłam, ale teraz nie mam już od kogo. Za żadne skarby nie pójdę! %7łora powiedziała mama nie zapomnij, że Lila to mimowszystko twoja siostra.Kogo mamy prosić o pożyczkę, jak nieją? No nie krzycz, nie wariuj. Nie chcę o tym słyszeć! wrzasnął Katran. Nie jest mojąsiostrą! Czy wiesz, co powiedziała, kiedy ją przedwczoraj spo-tkałem? Co?%7łałował już, że zaczął tę rozmowę.Przecież to co powie, bę-dzie także zarzutem pod adresem matki. Powiedziała, że wyglądam jak obdartus! wyrwało mu się. Nie chcę z nią mieć nic wspólnego. W takim razie będę musiała sama tam pójść.A od nich biecprosto do pracy. Mama pracowała jako sprzątaczka w odległym sanatoriumpracowników służby zdrowia. Nie waż się! krzyknął Katran. Nie powinniśmy sięprzed nimi poniżać.Nie uważają nas za ludzi, a my mamy sięponiżać? Wez z kasy zapomogowej! I niech dziadek nie zbliżasię do ich domu na odległość wystrzału armatniego! Myślałbykto, że się bez nich nie możemy obejść!W pamięci Katrana odżył nagle dzień, kiedy spotkał Lilkę naszerokiej ulicy ładną, uśmiechniętą, w granatowej plisowanejspódniczce i cała ich rozmowa, i ten obdartus".To prawda,że jakoś niepostrzeżenie jego ubranie się zniszczyło, podarło, aon za nic nie chce poprosić mamy, żeby je pocerowała zresz-tą mógłby to przecież sam zrobić, gdyby przypisywał temu ja-kieś znaczenie. Jak miewa się mama i dziadzio?" spytałaLilka. Jak zawsze". A tatuś?" Jeszcze lepiej!" Jakby ją to na-prawdę obchodziło i jakby choć przez chwilę mocniej zabiło jejserce, bo ojciec z wrzodem żołądka leży w szpitalu! Lila nimipogardza. Przekaż im najserdeczniejsze pozdrowienia ode mnie i odmego męża". Zobaczę." Odwrócił się od Lilki i usłyszał, jak zanim głośno i rytmicznie ani razu nie zmyliła rytmu zastu-kały po asfalcie jej obcasy.Odszedł już spory kawałek, kiedynagle zobaczył przed sobą kiosk z pamiątkami, cały ze szkła imetalu, w którym pełno było breloczków do kluczy, różnego ro-dzaju toreb, chusteczek, kremów, okularów słonecznych, ko-stiumów kąpielowych, perfum i gumowych czepków.Właśniew tym kiosku dawniej siadywała Lilka.Teraz wyglądał z kiosku,jak niegdyś Lilka, ładniutki pyszczek oczy obwiedzione kred-ką i przedłużone, rzęsy starannie posmarowane tuszem, sztucz-ny uśmiech, usteczka w miarę umalowane.Och, jakże pragnąłrąbnąć nogą w ten kiosk tak, żeby potoczył się stąd, z głównejulicy Skalistego, aż nad morze, żeby trzasnął o żwir i rozsypałsię w drobny mak.Ta dziewczyna także na pewno czeka na ko-goś, kto zrobi z niej to, co Krab zrobił z Lilki. Aleś ty się stał wściekły, Katran! pomyślał nagle o sobie inawet się uśmiechnął. Niedługo będziesz się rzucał na ludzi.A może ta dziewczyna jest zupełnie inna." Ale mimo wszystko jak tu się zemścić na Krabie? Powybijaćmu z procy wszystkie okna? Zaraz każe je wstawić, nie zrujnujesię na szkło.Stratować mu truskawki? Spiłować wszystkie cze-reśnie, morele, pigwy i figi? To go nie odmieni.Przecież o mały włos nie wyłapał ich wszystkich! Chyba nietak należy się do niego zabrać.Może Miszka ma rację mówiąc,że to głupio w ten sposób walczyć z Krabem.Ale jak? Za totemu facetowi z muzeum już on pokaże.I to jak jeszcze pokaże!Jeszcze dziś.Nie na próżno przez wszystkie ostatnie dni zapomniawszy ochłopcach nurkował wokół Przylądka Delfinów czegoś szukająci znalazł coś takiego, o czym nie śniło się nawet temu godnemupolitowania, nędznemu kustoszowi! To ci będzie zabawa! I ża-den z chłopców o tym nie wie.W ogóle nikt.Bodajby tego face-ta szlag trafił! W każdym razie jemu, Katranowi się udało! I towspaniale.Nie na próżno gazety piszą, że te okolice dosłownienaszpikowane są skarbami archeologicznymi.To prawda.Sąnaszpikowane.Trzeba ich tylko dobrze poszukać.A może zacząć od tego, żeby pokazać znalezisko nauczycielo-wi? Nie, lepiej nie.Zacznie mu odradzać.Chociaż to swójchłop, ale mimo to zacznie mu odradzać.Oczywiście, że tak.Nie pójdzie do niego i tyle.Gdyby każdego trzeba było słu-chać, nigdy na nikim nie można by się zemścić.Katran w pośpiechu napił się herbaty, zjadł kawałek smażonejryby brat rybak regularnie zaopatrywał ich w świeże ryby iwybiegł z domu na podwórko, na którym pełno było komórek.Każdy mieszkaniec miał maleńki skrawek ziemi, tyle, ile po-trzeba na grządkę winorośli i truskawek, i na postawienie ko-mórki.Katran otworzył kłódkę, wszedł do swojej komórki,wsunął rękę między deski i stare wiosła, schował jakieś zawi-niątko za pazuchę i pobiegł do muzeum.Przy muzeum zatrzy-mał się, odwinął tę rzecz ze szmatki, raz jeszcze uważnie jej sięprzyjrzał i zrobiło mu się jej żal, bardzo żal.W muzeum Katran był dosłownie trzy minuty.Zastał tam tegosamego jegomościa, który przegnał ich wtedy z amforą.I całaoperacja odbyła się tak, jak nie można lepiej rzecz rozpadłasię na tysiące kawałków! Katran nawet się tego nie spodziewał. Katran zbiegł po schodach na dół i czerwony, nie zatrzymującsię ani na chwilę, pognał w stronę autostrady, nad morze.Biegł, ale coś go nurtowało, nie dawało mu spokoju.Przecieżnigdy już nie zobaczy czegoś takiego, nigdy! I ani żaden zchłopców nie zobaczy, ani nauczyciel.I nie uwierzą, co to byłaza rzecz! A przecież przy odrobinie dobrej woli na dnie ZatokiAmfor można znalezć dużo różnych różności, tylko trzeba tegobardzo pragnąć i oczywiście trzeba mieć silne płuca, żeby mócdługo wytrzymać pod wodą i co dwadzieścia sekund tchórzliwienie wyskakiwać.A jednak szkoda, ach, jaka szkoda, że nikt więcej nie zobaczyjego znaleziska!W gorączkowym podnieceniu blisko godzinę kręcił się pogłównej ulicy Skalistego, stał w tłumie przed kinem Fala" roz-mawiając ze znajomymi chłopcami, zajrzał do ogrodu miejskie-go i nigdzie nie mógł sobie znalezć miejsca [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Tak patrzyła, że Katran zaraz się do-myślił, że chce go o coś prosić. Czego chcesz? Katran odrzucił koc: niech go matka prosi,o co chce, tylko nie o to.Taką ma teraz dobrą twarz, zupełniejakby jadła czekoladę! Nawet zmarszczki są mniej widoczne. Wiesz powiedziała mama za dwa dni wypiszą ojca zeszpitala, trzeba go powitać, upiec ciasto, trzeba go będzie inten-sywnie odżywiać.A do wypłaty jeszcze tydzień.Naturalnie, nie pomylił się! Więc co? zawczasu wpadając w gniew niemal krzyknąłKatran. Znów chcesz mnie zmusić, żebym poszedł do Kraba? Potrzeba mi choć z dziesięć rubli.Wtedy przecież nie cho-dziłeś i pieniądze pożyczyłam, ale teraz nie mam już od kogo. Za żadne skarby nie pójdę! %7łora powiedziała mama nie zapomnij, że Lila to mimowszystko twoja siostra.Kogo mamy prosić o pożyczkę, jak nieją? No nie krzycz, nie wariuj. Nie chcę o tym słyszeć! wrzasnął Katran. Nie jest mojąsiostrą! Czy wiesz, co powiedziała, kiedy ją przedwczoraj spo-tkałem? Co?%7łałował już, że zaczął tę rozmowę.Przecież to co powie, bę-dzie także zarzutem pod adresem matki. Powiedziała, że wyglądam jak obdartus! wyrwało mu się. Nie chcę z nią mieć nic wspólnego. W takim razie będę musiała sama tam pójść.A od nich biecprosto do pracy. Mama pracowała jako sprzątaczka w odległym sanatoriumpracowników służby zdrowia. Nie waż się! krzyknął Katran. Nie powinniśmy sięprzed nimi poniżać.Nie uważają nas za ludzi, a my mamy sięponiżać? Wez z kasy zapomogowej! I niech dziadek nie zbliżasię do ich domu na odległość wystrzału armatniego! Myślałbykto, że się bez nich nie możemy obejść!W pamięci Katrana odżył nagle dzień, kiedy spotkał Lilkę naszerokiej ulicy ładną, uśmiechniętą, w granatowej plisowanejspódniczce i cała ich rozmowa, i ten obdartus".To prawda,że jakoś niepostrzeżenie jego ubranie się zniszczyło, podarło, aon za nic nie chce poprosić mamy, żeby je pocerowała zresz-tą mógłby to przecież sam zrobić, gdyby przypisywał temu ja-kieś znaczenie. Jak miewa się mama i dziadzio?" spytałaLilka. Jak zawsze". A tatuś?" Jeszcze lepiej!" Jakby ją to na-prawdę obchodziło i jakby choć przez chwilę mocniej zabiło jejserce, bo ojciec z wrzodem żołądka leży w szpitalu! Lila nimipogardza. Przekaż im najserdeczniejsze pozdrowienia ode mnie i odmego męża". Zobaczę." Odwrócił się od Lilki i usłyszał, jak zanim głośno i rytmicznie ani razu nie zmyliła rytmu zastu-kały po asfalcie jej obcasy.Odszedł już spory kawałek, kiedynagle zobaczył przed sobą kiosk z pamiątkami, cały ze szkła imetalu, w którym pełno było breloczków do kluczy, różnego ro-dzaju toreb, chusteczek, kremów, okularów słonecznych, ko-stiumów kąpielowych, perfum i gumowych czepków.Właśniew tym kiosku dawniej siadywała Lilka.Teraz wyglądał z kiosku,jak niegdyś Lilka, ładniutki pyszczek oczy obwiedzione kred-ką i przedłużone, rzęsy starannie posmarowane tuszem, sztucz-ny uśmiech, usteczka w miarę umalowane.Och, jakże pragnąłrąbnąć nogą w ten kiosk tak, żeby potoczył się stąd, z głównejulicy Skalistego, aż nad morze, żeby trzasnął o żwir i rozsypałsię w drobny mak.Ta dziewczyna także na pewno czeka na ko-goś, kto zrobi z niej to, co Krab zrobił z Lilki. Aleś ty się stał wściekły, Katran! pomyślał nagle o sobie inawet się uśmiechnął. Niedługo będziesz się rzucał na ludzi.A może ta dziewczyna jest zupełnie inna." Ale mimo wszystko jak tu się zemścić na Krabie? Powybijaćmu z procy wszystkie okna? Zaraz każe je wstawić, nie zrujnujesię na szkło.Stratować mu truskawki? Spiłować wszystkie cze-reśnie, morele, pigwy i figi? To go nie odmieni.Przecież o mały włos nie wyłapał ich wszystkich! Chyba nietak należy się do niego zabrać.Może Miszka ma rację mówiąc,że to głupio w ten sposób walczyć z Krabem.Ale jak? Za totemu facetowi z muzeum już on pokaże.I to jak jeszcze pokaże!Jeszcze dziś.Nie na próżno przez wszystkie ostatnie dni zapomniawszy ochłopcach nurkował wokół Przylądka Delfinów czegoś szukająci znalazł coś takiego, o czym nie śniło się nawet temu godnemupolitowania, nędznemu kustoszowi! To ci będzie zabawa! I ża-den z chłopców o tym nie wie.W ogóle nikt.Bodajby tego face-ta szlag trafił! W każdym razie jemu, Katranowi się udało! I towspaniale.Nie na próżno gazety piszą, że te okolice dosłownienaszpikowane są skarbami archeologicznymi.To prawda.Sąnaszpikowane.Trzeba ich tylko dobrze poszukać.A może zacząć od tego, żeby pokazać znalezisko nauczycielo-wi? Nie, lepiej nie.Zacznie mu odradzać.Chociaż to swójchłop, ale mimo to zacznie mu odradzać.Oczywiście, że tak.Nie pójdzie do niego i tyle.Gdyby każdego trzeba było słu-chać, nigdy na nikim nie można by się zemścić.Katran w pośpiechu napił się herbaty, zjadł kawałek smażonejryby brat rybak regularnie zaopatrywał ich w świeże ryby iwybiegł z domu na podwórko, na którym pełno było komórek.Każdy mieszkaniec miał maleńki skrawek ziemi, tyle, ile po-trzeba na grządkę winorośli i truskawek, i na postawienie ko-mórki.Katran otworzył kłódkę, wszedł do swojej komórki,wsunął rękę między deski i stare wiosła, schował jakieś zawi-niątko za pazuchę i pobiegł do muzeum.Przy muzeum zatrzy-mał się, odwinął tę rzecz ze szmatki, raz jeszcze uważnie jej sięprzyjrzał i zrobiło mu się jej żal, bardzo żal.W muzeum Katran był dosłownie trzy minuty.Zastał tam tegosamego jegomościa, który przegnał ich wtedy z amforą.I całaoperacja odbyła się tak, jak nie można lepiej rzecz rozpadłasię na tysiące kawałków! Katran nawet się tego nie spodziewał. Katran zbiegł po schodach na dół i czerwony, nie zatrzymującsię ani na chwilę, pognał w stronę autostrady, nad morze.Biegł, ale coś go nurtowało, nie dawało mu spokoju.Przecieżnigdy już nie zobaczy czegoś takiego, nigdy! I ani żaden zchłopców nie zobaczy, ani nauczyciel.I nie uwierzą, co to byłaza rzecz! A przecież przy odrobinie dobrej woli na dnie ZatokiAmfor można znalezć dużo różnych różności, tylko trzeba tegobardzo pragnąć i oczywiście trzeba mieć silne płuca, żeby mócdługo wytrzymać pod wodą i co dwadzieścia sekund tchórzliwienie wyskakiwać.A jednak szkoda, ach, jaka szkoda, że nikt więcej nie zobaczyjego znaleziska!W gorączkowym podnieceniu blisko godzinę kręcił się pogłównej ulicy Skalistego, stał w tłumie przed kinem Fala" roz-mawiając ze znajomymi chłopcami, zajrzał do ogrodu miejskie-go i nigdzie nie mógł sobie znalezć miejsca [ Pobierz całość w formacie PDF ]