[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Mówiąc szczerze, mój interes nie przeżywa teraz wielkiego rozkwitu – zawahał się, lustrując uważnie policjanta.– Powiem panu szczerze – rzekł.– Nic nie sprzedałem, odkąd pan Grover odebrał w lutym swoje mini.Drayton poczuł, jak krew nabiega mu do twarzy.Już sam dźwięk tego nazwiska wystarczał, żeby działo się z nim coś dziwnego.– Chciałbym wypożyczyć samochód.Prywatnie – powiedział.– Na dzisiejszy wieczór.Alan Kirkpatrick w wyzywającej stał pozie w gabinecie Wexforda.Wzburzony i pewny siebie nie chciał usiąść, tylko w kółko powtarzał: „bzdury” i „nie wierzę”, podczas kiedy główny inspektor napomykał o prawdopodobnym przebiegu wydarzeń związanych ze śmiercią Anity Margolis.Sytuacja stawała się nie do wytrzymania.– W takim razie – Wexford był zniecierpliwiony – nie będzie pan miał nic przeciwko temu, aby opowiedzieć nam dokładnie o tym, co pan robił w ostatni wtorek, kiedy to miał pan z nią randkę.– Randkę? – Kirkpatrick zaśmiał się szyderczo.– Podoba mi się sposób, w jaki pan rozumuje.Poznałem tę kobietę, ponieważ mam strasznego fioła na punkcie sztuki.I był to jedyny sposób, aby dostać się do tego domu i obejrzeć obrazy Margolisa.Burden, do tej pory siedzący cicho z boku, wstał i rzekł:– A więc interesuje pana jego twórczość? Mnie również.Próbowałem właśnie sobie przypomnieć sobie tytuł tej jego pracy z Tate Gallery.Może pan mógłby mi w tym pomóc? – Pytanie to było oczywistą pułapką i jeżeli Kirkpatrick chciał nadal grać swoją rolę poszukiwacza wrażeń artystycznych, to musiał na nie odpowiedzieć.Zamurowało go.– Nie wiem, jak Rupert je nazywa – mruknął.– Zabawne – zauważył Burden.– Każdy wielbiciel talentu Margolisa musi przecież znać „nic”.Przez chwilę nawet Wexford był zaskoczony.Przypomniał sobie jednak egzemplarz „Daily Telegraph” leżący tuż pod ręką, w szufladzie jego biurka.Był jednak pełen podziwu słuchając, jak inspektor wygłasza wykład dotyczący sztuki współczesnej.Najwyraźniej teraz bronią Burdena był nie pistolet, ale argumenty zaczerpnięte z fachowych opracowań.Kirkpatrick, pokonany, raptownie opadł na krzesło.Z zakłopotanym, lecz równocześnie agresywnym wyrazem twarzy burknął:– Nie mam obowiązku odpowiadać na wasze pytania.– Naturalnie, że nie – powiedział Wexford uprzejmie.– Jak pan trafnie zauważył, nie jesteśmy nawet w stanie udowodnić, że panna Margolis nie żyje.– Z powagą pokiwał głową, tak jakby dopiero teraz obudził się z fantastycznego snu i wrócił do rzeczywistości.– Zanotujemy jedynie, że był pan prawdopodobnie ostatnią osobą widzącą ją żywą.– Zrozumcie – zaczął Kirkpatrick siedząc na krawędzi krzesła – moja żona jest bardzo zazdrosną kobietą.– To widocznie zaraźliwe w pańskiej rodzinie.Powiedziałbym, że to właśnie zazdrość była powodem gróźb kierowanych nie tak dawno temu do panny Margolis.– Wexford zacytował panią Penistan: – „Ann, sama się prosisz, żeby cię zabić.Pewnego pięknego dnia może będę zmuszony to zrobić”.Czy ubiegły wtorek był jednym z tych pięknych dni? Dość ciekawy sposób rozmowy z kobietą, którą interesował się pan tylko i wyłącznie z powodu twórczości brata.– Ta randka, jak to pan nazywa, nie doszła do skutku.Ona nie przyszła.Nie poszliśmy nigdzie razem.Ruby mogłaby go zidentyfikować.Wexford w duchu przeklinał ubogość dowodów, jakie były w posiadaniu policji.Podejrzewał, że bardzo trudno będzie przekonać tego człowieka do wzięcia udziału w wizji lokalnej.Jego pewność siebie została przez chwilę zachwiana przez Burdena, ale teraz, kiedy siedział, wracała mu butność.Z niecierpliwym choć zrezygnowanym wyrazem twarzy wyciągnął z kieszeni grzebień i zaczął czesać swoje kręcone włosy.– Nie interesuje nas doprowadzenie pana do rozwodu z żoną – powiedział Wexford.– Jeżeli będzie pan z nami szczery, to nie widzę powodu, żeby ciągnąć tę historię.Nikomu nie zależy na tym, żeby ktokolwiek, w tym pańska żona, dowiedziała się czegokolwiek.– Nie mam nic do ukrycia – ton Kirkpatricka był mniej wojowniczy.We wtorek wyjeżdżałem służbowo na północ.Prawdą jest, że przed wyjazdem umówiłem się na spotkanie z panną Margolis.Miała pokazać mi niektóre wczesne prace Margolisa.Nie pozwoliłby na to będąc w domu, ale tego dnia wychodził na spotkanie.Wexford podniósł oczy i napotkał spokojny i uprzejmy wzrok Burdena.Czy ten sprzedawca kosmetyków naprawdę sądził, że są aż tak zieloni i naiwni? Wyglądało na to, że mężczyzna był zadowolony ze swojej historyjki, która Wexforda przyprawiała prawie o mdłości.Ledwo powstrzymał się, żeby nie wyśmiać tego człowieka.Wczesne prace! To było żałosne!– Najpierw chciałem pojechać do domu na obiad – kontynuował Kirkpatrick – ale spóźniłem się i była już siódma, kiedy dotarłem do Kingsmarkham.Zamykali właśnie sklep Grovera i pamiętam, że dziewczyna była niezadowolona, że chcę jeszcze kupić wieczorną gazetę.Nie miałem już czasu, żeby jechać do siebie, więc udałem się prosto do Quince Cottage.Ann, to znaczy panna Margolis, zupełnie zapomniała, że wybiera się na przyjęcie.I to wszystko.Pod koniec opowieści Kirkpatrick wiercił się na krześle nerwowo i niespokojnie, a twarz nabiegła mu krwią.– Wobec tego nie mogło być później niż wpół do ósmej – zauważył Wexford.Zastanowił się, dlaczego Burden podszedł do okna i z zaciekawieniem spoglądał na dół.– Niewątpliwie miał pan wystarczająco dużo czasu na swoje artystyczne poszukiwania.Rumieniec nie zniknął.– Spytałem, czy mogę wejść na chwilę i zaproponowałem jej obiad przed przyjęciem.Miała już na sobie futro z ocelota i gotowa była do wyjścia, więc nie chciała mnie wpuścić do środka.Podejrzewałem, że po prostu zmieniła zdanie.Burden odwrócił się od okna i kiedy się odezwał, Wexford wiedział już, co tak przyciągnęło jego uwagę na zewnątrz.– Jak długo ma pan ten samochód?– Od zeszłego poniedziałku.Sprzedałem własny i dostałem ten od firmy.– Więc panna Margolis nie widziała go wcześniej?– Nie rozumiem, do czego pan zmierza.– Sądzę, że pan doskonale rozumie, panie Kirkpatrick.Myślę, że panna Margolis nie wyszła z panem, ponieważ nie chciała, aby ją zobaczono w tym pojeździe.Strzał trafił w dziesiątkę.Po raz drugi Burden zadziwił Wexforda swoją przebiegłością.Kirkpatrick, który rumienił się często i z byle powodu, zbladł teraz ze złości i upokorzenia.– Ona miała dobry smak i gust – powiedział Burden [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl