Pokrewne
- Strona Główna
- Ziemia obiecana Reymont
- Parsons Tony Mezczyzna i chlopiec.BLACK
- Parsons Tony Mezczyzna i chlopiec.WHITE
- Makuszynski Kornel Skrzydlaty chlopiec (SCAN dal 1
- Rok1794 t. 3 Reymont
- Rok1794 t.2 Reymont
- Fermenty t. 1 i 2 Reymont W
- Koontz Dean R Mroczne sciezki serca (SCAN dal
- Forsyth Frederick Negocjator (2)
- Cook Glen A Imie Jej Ciemnosc
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- hakuna.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zwinie zaczęły kwiczeć w podwórzu i cochać się o węgły, aż stajnia drgała, a potem jęły wtykać w drzwidługie, obłocone ryje i pokwikiwać.- Wypędz, Aapa! Dziadaki jedne, wszystkiego im zawżdy mało!Po nich kury zakrzekorzyły przed progiem, a wielki, czerwony kogut ostrożnie zaglądał, cofał się, biłskrzydłami i krzykał, aż zuchwale wskoczył za próg, do kobiałki pełnej obroku, a za nim reszta, ale niezdążyły się jeszcze najeść, bo wnet nadciągnęły rozgęganą gromadą gęsi, z sykiem migotały w proguczerwone dzioby i chwiały się białe, powyciągane szyje.- Wygoń, piesku, wygoń! Swarzą się juchy kiej te baby !Juści, że wnet się rozległ wrzask, pisk, łomotanie skrzydeł i pióra poleciały kieby z rozprutej pierzyny,bo Aapa nie żałował sobie uciechy; powrócił zziajany, z wywieszonym ozorem i skomlał radośnie.- Cicho no !Od domu rozlatywały się gniewne głosy Jagustynki, bieganina i trzaski sprzętów, przewlekanych z izbydo izby.- Gotują się do przenosin!Drogą ktoś niektoś przejeżdżał, ale z rzadka, a teraz zasie człapał się z piskiem wóz jakiś; Kubarozeznawał pilnie.- Kłębów wóz, w jednego konia i drabinami, pewnie po ściółkę do lasu.Juści, oś w przodku wytarta ibez to się piast przeciera i skrzypi.Po drogach wciąż snuły się odgłosy kroków, rozmowy, głosy leciały i drgały ledwie dosłyszane, ledwieodczute brzmienia, ale je chwytał w lot i rozpoznawał.- Stary Pietras.do karczmy idzie - mruczał.- Walentowa wykrzykuje.pewnie gąski czyje przeszły najej stronę.Piekielnica nie baba! Kozłowa widzi mi się.juści.bieży i krzyczy.juści ona!.PietrekRafałów.rajcuje jucha, jakby miał kluski w gębie.księża kobyła po wodę jedzie, tak.postaje.zawadza kołami.jeszcze se kiedy kulasy połamie.I tak se z wolna rozpoznawał wszystko i myślami, i tym widzeniem czującym po wsi chodził, kłopotałsię, zabiegał, turbował i żył życiem wsi całej, że ledwie spostrzegł, jak dzień przechodził z wolna; ścianyprzygasły, drzwi zbladły i stajnia mroczeć poczęła.Już pod sam wieczór przyszedł Jambroży nie wytrzezwiony do cna, bo się jeszcze potaczał i mówił takprędko, że trudno było rozebrać.- Nogeś pono wykręcił?- A obaczcie i poredzcie.W milczeniu odwijał szmaty przekrwione, zeschłe i tak przywarte do nogi, że Kuba zaczął krzyczećwniebogłosy.- I panna przy rodach tak nie kwiczy! - mruknął urągliwie.- Kiej boli!.A dyć nie szarpcie! Jezus! - wył prawie.- A to cię uszlachtowali! Pies ci łydkę wyżarł czy co? wykrzyknął zdumiony, bo łydka była poszarpana,zaropiała, noga spuchła jak konew.- To.ino nie powiedajcie nikomu.borowy me postrzelił.ino.- Prawda.śruciny siedzą pod skórą kiej mak.z daleka do cię wygarnął? Ho, ho! Kulas widzi mi się nanic już.kosteczki chroboczą ano.Czemuś to zaraz mnie nie wołał?- Bojałem się.jakby się dowiedziały, na zajączka wyszedłem.ustrzeliłem.i już na polu byłem.aten kiej nie rypnie do mnie.- Powiadał kiedyś w karczmie borowy, że ktoś im szkody czyni.- Hale.szkody.niby to zające należą do kogo.ścierwa.zasadził się na mnie.już na polu byłem,a ten z obu luf strzelił.żeby cię, piekielniku.ino nic nie mówcie.do sądu by pozwały.strażniki.izarno by i fuzję wzieny.a to nie moja.Myślałech, że samo przejdzie.pomóżcie, bo tak rwie, takboli.- Takiś to majster! Taki se ścichapęk, lelum polelum, a z dziedzicem zajączkami się dzieli.Cie!.Alekulasem za tę spółkę zapłacisz.Obejrzał raz jeszcze i srodze się strapił.- Za pózno, o wiela za pózno!- Poredzcie, poredzcie - jęczał wystraszony.Już nic nie odrzekł, ino rękawy zakasał, wydobył ostry kozik, nogę ujął krzepko i jął wydłubywaćśruciny i ropę wyciskać.Kuba zrazu ryczał jak zwierz dorzynany, aż mu zatkał gębę kożuchem, ścichł, bo zemdlał z bólu.Oporządził mu nogę, obłożył jakąś maścią, obwinął w nowe szmaty, dopiero go otrzezwił.- Do szpitala musisz iść.- mruknął cicho.- Do szpitala?.- Nieprzytomny był jeszcze.- Urznęliby ci nogę, to byś może i wyzdrowiał.- Nogę?.- Juści, już na nic, zepsuta, czernieje cała.- Urznęliby? - pytał nie mogąc pojąć.- W kolanie.Nie bój się, mnie kula urwała przy samym zadzie, a żyję.- To ino urznąć bolejące miejsce i byłbym zdrowym?.- Jakby kto ręką odjął.ale do szpitala trza ci zaraz iść.- Nie, bojam się, nie.do szpitala.- Głupiś!.- Tam żywcem krają.tam.Oberznijcie wy.co ino zechcecie, zapłacę, oberznijcie.do szpitala niechcę, wolę już tutaj zdychać.- To i zdechniesz.doktór ino może ci oberznąć.Pójdę zaraz do wójta, żeby ci na jutro dali podwodę iodwiezli do miasta.- Próżno pójdziecie, bo do szpitala nie pójdę.- powiedział twardo.- Hale, będą ci się pytali, głupi!- Urznąć i zaraz wyzdrowieje.- powtarzał Kuba po jego wyjściu.Noga przestała go boleć po opatrunku zdrętwiała tylko aż po pachwiny, a po całym boku czuł, jakbymrówki łaziły, nie zważał na to, bo się głęboko zamedytował- Wyzdrowiałbym! Musi być, że i tak jest, przecież Jambroży kulasa całego nie ma.na kuli chodzi.Powieda, że jakby ręką odjął.Ale Boryna by mnie wygnał.juści, parobek bez kulasa.ni do pługa, nido żadnej roboty.Cóż ja bym począł? Bydło mi ino pasać albo na żebry iść.we świat, pod kościółgdzie.abo jak ten stary trep na śmiecie.zdychać pode płotem.Jezus miłosierny! Jezus!Zrozumiał nagle jasno i aż się podniósł z oślepiającej trwogi.- Jezus! Jezus! - powtarzał gorączkowo, bezprzytomnie dygocząc cały.Zaniósł się głębokim, żalnym płaczem, krzykiem niemocy, staczającej się w przepaść bez ratunku.Długo wył i szamotał się w męce, ale przez te łzy i rozpacze jęły mu się wić postanowienia jakieś,medytacje, przycichał z wolna, uspokajał się i tak zagłębiał w siebie, nic nie słyszał; jak przez senmajaczyło mu się granie jakieś, śpiewy, wrzaski bliskie.W ten sam czas wesele się ano przenosiło do Boryny.Robili przenosiny Jagusi do męża.Nieco przódzi przeprowadzili tęgą krowę i przewiezli skrzynkę, pierzyny i statki różne, jakie w wianiedostawała.Teraz zaś, może w pacierz po zachodzie, kiej zmroczało i świat się zaciągał mgłami, bo na odmianęszło, wywalili się od Dominikowej.Muzyka szła na przedzie i razno przegrywała, a za nią Jagusię, wystrojoną jeszcze po weselnemu,matka wiedła z braćmi i kumami, a dopiero wpodle, gdzie kto wziął miejsce, walili hurmą weselnicy.Szli z wolna wzdłuż stawu, któren poczerniał i gasł przyzduszony mrokiem, wskroś mgieł corazgęstszych, w ciszy ciemnicy ogłuchłej i ślepej jeszcze, że tupoty i grania rozlegały się krótko i dudniałyjakby spod wody.Młódz podśpiewywała czasami, to kuma jaka zawiedła, chłop któren wrzasnął: "da dana", ale wnetcichli, ochoty jeszcze nie było i ziąb wilgotny przejmował do żywego.Dopiero kiej nawrócili w Borynowe opłotki, druhny zaśpiewały:A płakała dziewczyna,Jak jej ślub dawali;Cztery świece zapalili,W organy zagrali.Myślałaś, dziewczyno,%7łe ci zawsze będą grać?.Wczoraj trochę, dzisiaj trochę.A na całe życie płacz.Da dana! A na całe życie płacz!Na ganku przed progiem czekał już Boryna, kowalowie i Józka [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Zwinie zaczęły kwiczeć w podwórzu i cochać się o węgły, aż stajnia drgała, a potem jęły wtykać w drzwidługie, obłocone ryje i pokwikiwać.- Wypędz, Aapa! Dziadaki jedne, wszystkiego im zawżdy mało!Po nich kury zakrzekorzyły przed progiem, a wielki, czerwony kogut ostrożnie zaglądał, cofał się, biłskrzydłami i krzykał, aż zuchwale wskoczył za próg, do kobiałki pełnej obroku, a za nim reszta, ale niezdążyły się jeszcze najeść, bo wnet nadciągnęły rozgęganą gromadą gęsi, z sykiem migotały w proguczerwone dzioby i chwiały się białe, powyciągane szyje.- Wygoń, piesku, wygoń! Swarzą się juchy kiej te baby !Juści, że wnet się rozległ wrzask, pisk, łomotanie skrzydeł i pióra poleciały kieby z rozprutej pierzyny,bo Aapa nie żałował sobie uciechy; powrócił zziajany, z wywieszonym ozorem i skomlał radośnie.- Cicho no !Od domu rozlatywały się gniewne głosy Jagustynki, bieganina i trzaski sprzętów, przewlekanych z izbydo izby.- Gotują się do przenosin!Drogą ktoś niektoś przejeżdżał, ale z rzadka, a teraz zasie człapał się z piskiem wóz jakiś; Kubarozeznawał pilnie.- Kłębów wóz, w jednego konia i drabinami, pewnie po ściółkę do lasu.Juści, oś w przodku wytarta ibez to się piast przeciera i skrzypi.Po drogach wciąż snuły się odgłosy kroków, rozmowy, głosy leciały i drgały ledwie dosłyszane, ledwieodczute brzmienia, ale je chwytał w lot i rozpoznawał.- Stary Pietras.do karczmy idzie - mruczał.- Walentowa wykrzykuje.pewnie gąski czyje przeszły najej stronę.Piekielnica nie baba! Kozłowa widzi mi się.juści.bieży i krzyczy.juści ona!.PietrekRafałów.rajcuje jucha, jakby miał kluski w gębie.księża kobyła po wodę jedzie, tak.postaje.zawadza kołami.jeszcze se kiedy kulasy połamie.I tak se z wolna rozpoznawał wszystko i myślami, i tym widzeniem czującym po wsi chodził, kłopotałsię, zabiegał, turbował i żył życiem wsi całej, że ledwie spostrzegł, jak dzień przechodził z wolna; ścianyprzygasły, drzwi zbladły i stajnia mroczeć poczęła.Już pod sam wieczór przyszedł Jambroży nie wytrzezwiony do cna, bo się jeszcze potaczał i mówił takprędko, że trudno było rozebrać.- Nogeś pono wykręcił?- A obaczcie i poredzcie.W milczeniu odwijał szmaty przekrwione, zeschłe i tak przywarte do nogi, że Kuba zaczął krzyczećwniebogłosy.- I panna przy rodach tak nie kwiczy! - mruknął urągliwie.- Kiej boli!.A dyć nie szarpcie! Jezus! - wył prawie.- A to cię uszlachtowali! Pies ci łydkę wyżarł czy co? wykrzyknął zdumiony, bo łydka była poszarpana,zaropiała, noga spuchła jak konew.- To.ino nie powiedajcie nikomu.borowy me postrzelił.ino.- Prawda.śruciny siedzą pod skórą kiej mak.z daleka do cię wygarnął? Ho, ho! Kulas widzi mi się nanic już.kosteczki chroboczą ano.Czemuś to zaraz mnie nie wołał?- Bojałem się.jakby się dowiedziały, na zajączka wyszedłem.ustrzeliłem.i już na polu byłem.aten kiej nie rypnie do mnie.- Powiadał kiedyś w karczmie borowy, że ktoś im szkody czyni.- Hale.szkody.niby to zające należą do kogo.ścierwa.zasadził się na mnie.już na polu byłem,a ten z obu luf strzelił.żeby cię, piekielniku.ino nic nie mówcie.do sądu by pozwały.strażniki.izarno by i fuzję wzieny.a to nie moja.Myślałech, że samo przejdzie.pomóżcie, bo tak rwie, takboli.- Takiś to majster! Taki se ścichapęk, lelum polelum, a z dziedzicem zajączkami się dzieli.Cie!.Alekulasem za tę spółkę zapłacisz.Obejrzał raz jeszcze i srodze się strapił.- Za pózno, o wiela za pózno!- Poredzcie, poredzcie - jęczał wystraszony.Już nic nie odrzekł, ino rękawy zakasał, wydobył ostry kozik, nogę ujął krzepko i jął wydłubywaćśruciny i ropę wyciskać.Kuba zrazu ryczał jak zwierz dorzynany, aż mu zatkał gębę kożuchem, ścichł, bo zemdlał z bólu.Oporządził mu nogę, obłożył jakąś maścią, obwinął w nowe szmaty, dopiero go otrzezwił.- Do szpitala musisz iść.- mruknął cicho.- Do szpitala?.- Nieprzytomny był jeszcze.- Urznęliby ci nogę, to byś może i wyzdrowiał.- Nogę?.- Juści, już na nic, zepsuta, czernieje cała.- Urznęliby? - pytał nie mogąc pojąć.- W kolanie.Nie bój się, mnie kula urwała przy samym zadzie, a żyję.- To ino urznąć bolejące miejsce i byłbym zdrowym?.- Jakby kto ręką odjął.ale do szpitala trza ci zaraz iść.- Nie, bojam się, nie.do szpitala.- Głupiś!.- Tam żywcem krają.tam.Oberznijcie wy.co ino zechcecie, zapłacę, oberznijcie.do szpitala niechcę, wolę już tutaj zdychać.- To i zdechniesz.doktór ino może ci oberznąć.Pójdę zaraz do wójta, żeby ci na jutro dali podwodę iodwiezli do miasta.- Próżno pójdziecie, bo do szpitala nie pójdę.- powiedział twardo.- Hale, będą ci się pytali, głupi!- Urznąć i zaraz wyzdrowieje.- powtarzał Kuba po jego wyjściu.Noga przestała go boleć po opatrunku zdrętwiała tylko aż po pachwiny, a po całym boku czuł, jakbymrówki łaziły, nie zważał na to, bo się głęboko zamedytował- Wyzdrowiałbym! Musi być, że i tak jest, przecież Jambroży kulasa całego nie ma.na kuli chodzi.Powieda, że jakby ręką odjął.Ale Boryna by mnie wygnał.juści, parobek bez kulasa.ni do pługa, nido żadnej roboty.Cóż ja bym począł? Bydło mi ino pasać albo na żebry iść.we świat, pod kościółgdzie.abo jak ten stary trep na śmiecie.zdychać pode płotem.Jezus miłosierny! Jezus!Zrozumiał nagle jasno i aż się podniósł z oślepiającej trwogi.- Jezus! Jezus! - powtarzał gorączkowo, bezprzytomnie dygocząc cały.Zaniósł się głębokim, żalnym płaczem, krzykiem niemocy, staczającej się w przepaść bez ratunku.Długo wył i szamotał się w męce, ale przez te łzy i rozpacze jęły mu się wić postanowienia jakieś,medytacje, przycichał z wolna, uspokajał się i tak zagłębiał w siebie, nic nie słyszał; jak przez senmajaczyło mu się granie jakieś, śpiewy, wrzaski bliskie.W ten sam czas wesele się ano przenosiło do Boryny.Robili przenosiny Jagusi do męża.Nieco przódzi przeprowadzili tęgą krowę i przewiezli skrzynkę, pierzyny i statki różne, jakie w wianiedostawała.Teraz zaś, może w pacierz po zachodzie, kiej zmroczało i świat się zaciągał mgłami, bo na odmianęszło, wywalili się od Dominikowej.Muzyka szła na przedzie i razno przegrywała, a za nią Jagusię, wystrojoną jeszcze po weselnemu,matka wiedła z braćmi i kumami, a dopiero wpodle, gdzie kto wziął miejsce, walili hurmą weselnicy.Szli z wolna wzdłuż stawu, któren poczerniał i gasł przyzduszony mrokiem, wskroś mgieł corazgęstszych, w ciszy ciemnicy ogłuchłej i ślepej jeszcze, że tupoty i grania rozlegały się krótko i dudniałyjakby spod wody.Młódz podśpiewywała czasami, to kuma jaka zawiedła, chłop któren wrzasnął: "da dana", ale wnetcichli, ochoty jeszcze nie było i ziąb wilgotny przejmował do żywego.Dopiero kiej nawrócili w Borynowe opłotki, druhny zaśpiewały:A płakała dziewczyna,Jak jej ślub dawali;Cztery świece zapalili,W organy zagrali.Myślałaś, dziewczyno,%7łe ci zawsze będą grać?.Wczoraj trochę, dzisiaj trochę.A na całe życie płacz.Da dana! A na całe życie płacz!Na ganku przed progiem czekał już Boryna, kowalowie i Józka [ Pobierz całość w formacie PDF ]