Pokrewne
- Strona Główna
- Hobb Skrytobójca 2 Królewski Skrytobójca
- Hobb Skrytobójca 3 Wyprawa Skrytobójcy
- Cook Robin Zabojcza kuracja by sneer
- Cook Robin Zabawa w boga by sneer
- Chmielewska Joanna Dwie trzecie sukcesu (3)
- ÂŚw. Jan od Krzyża  DZIEŁA WSZYSTKIE
- Marcin Wolski Tragedia Nimfy 8 (2)
- Hamilton Peter F. Swit nocy 2.2 Widmo Alchemika Konflikt
- Wharton William Wiesci
- GoÂść z Singapuru Zofia Kaczorowska
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- aniusiaczek.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Satrapa przyrzekł również osadnikom samodzielność, niezależność i monopol handlowy na wszystkie towary, które ich zdaniem nadadzą się na sprzedaż.W zamian za te udogodnienia koloniści mieli płacić swemu władcy pięćdziesięcioprocentowy podatek od zysków.Przez wiele lat umowa ta zadowalała obie strony.- Cóż, teraz przestała.- Mingsley roześmiał się szyderczo.- Jak można wierzyć, że taka wymiana będzie trwać wiecznie? Władcy też są ludźmi.A młodemu Satrapie Cosgowi stale brakuje pieniędzy na zaspokajanie własnych przyjemności oraz nałogów, w które popadł, gdy czekał na śmierć swego ojca.Chalcedzkie zioła rozkoszy nie są tanie i kiedy raz ich spróbujesz, tańsze przestają ci odpowiadać.Tak czy owak, sprzedał mnie i moim przyjaciołom handlowe i lądowe koncesje na grunty w Mieście Wolnego Handlu i na Przeklętych Brzegach.Przyjechaliśmy więc tutaj, ale rdzenni mieszkańcy nie przyjmują nas zbyt uprzejmie.Zachowujecie się, jak gdybyśmy wam odbierali chleb od ust, a przecież powszechnie wiadomo, że pieniądze rodzą jedynie kolejne pieniądze, których nigdy za wiele.Sam pomyśl.Ten statek gnił tu przez trzydzieści lat, tak w każdym razie twierdzisz.Nie mieli z niego pożytku ani właściciele, ani nikt inny.Jeśli go kupię, będę miał mnóstwo tego tajemniczego czarodrzewu, właściciel dostanie dobrą cenę, a ty, w co nie wątpię, wypracujesz sobie ładną prowizję.Milczał chwilę, jego towarzysz także się nie odzywał.- Przyznam jednak - ciągnął Mingsley z przekąsem - że jestem rozczarowany.Ale, ale.wedle twoich słów ten statek żyje.Sądziłem, że się do nas odezwie.Nie wspomniałeś, by był uszkodzony.Może jednak został zabity?- “Paragon” odzywa się tylko wtedy, gdy ma na to ochotę, lecz jestem przekonany, że słyszy każde nasze słowo.- Hm.Czy to prawda, statku? Słyszałeś każde nasze słowo? “Paragon” nie widział powodu, by odpowiadać.Po chwili młodszy mężczyzna prychnął z oburzenia.Potem było słychać odgłosy kroków: Mingsley zaczął go okrążać; ten drugi, cięższy i powolniejszy osobnik podążał za nim.- No cóż, mój przyjacielu - kontynuował Mingsley - obawiam się, że fakt ten znacznie obniża cenę, którą mogę za niego zaoferować.Początkowo przypuszczałem, że mógłbym odciąć od statku galion, zabrać go do Jamaillia City i sprzedać to żywe drewno za okrągłą sumkę.Albo, co bardziej prawdopodobne, w końcu “ofiarowałbym” go Satrapie za pewne niemałe koncesje gruntowe.A tak.albo to czarodrzew, albo tylko osobliwa, brzydka rzeźba.Jak można wykroić takie nieładne rysy? Zastanawiam się, czy jakiś sprawny rzemieślnik zdoła upiększyć tę twarz?- Być może - przyznał niespokojnie jego towarzysz.- Nie wiem wszakże, czy to mądry pomysł.Zakładałem, że interesuje cię żaglowiec, a nie źródło czarodrzewu.Musisz też pamiętać, ostrzegałem cię przecież, że jeszcze nie omawiałem z Ludluckami tematu sprzedaży.Poruszę z nimi tę kwestię dopiero, gdy będę miał pewność, że statek naprawdę cię interesuje.- Rany, Davadzie, nie sądzisz chyba, że jestem taki naiwny.Mówisz o tym wraku jak o dziecku.Jego właścicieli na pewno ucieszy moja oferta.Wreszcie się go pozbędą.Gdyby był zdatny do żeglugi, chyba nie leżałby tu jak kłoda.- No cóż.- Długa pauza.- Obawiam się, że mimo wszystko Ludluckowie nie sprzedadzą ci statku, skoro chcesz go posiekać.Nawet oni czegoś takiego nie zrobią.- Głośno zaczerpnął oddechu.- Mingsleyu, ostrzegam cię, nie rób tego.Kupić statek i odremontować go to jedna sprawa.jednak twoja propozycja dotyczy czegoś zupełnie innego.Jeśli potniesz “Paragona” na kawałki, żaden z Pierwszych Kupców nie będzie z tobą robił interesów.A mnie jako pośrednikowi nigdy by nie wybaczono.- W takim razie ostrożnie przedstaw moją ofertę, a ja zobowiązuję się zachować dyskrecję.- Głos Mingsleya brzmiał protekcjonalnie.- Wiem, że Pierwsi Kupcy z Miasta Wolnego Handlu hołdują rozmaitym dziwacznym przesądom.Nie zamierzam ich lekceważyć.Jeśli właściciele zaakceptują moją propozycję, wsiądę na statek i odpłynę nim daleko.Dopiero tam go zdemontuję.Jak to mówią: co z oczu, to z serca.Czy takie rozwiązanie cię satysfakcjonuje?- Przypuszczam, że musi - mruknął mężczyzna z rozgoryczeniem.- Przypuszczam, że tak.- Och, nie bądź taki ponury.Chodź.Wrócimy do miasta.Zapraszam cię na kolację do Souski.Musisz przyznać, że jestem hojny, ponieważ znam tamtejsze ceny, a poza tym widziałem, ile potrafisz zjeść.- Młodszy mężczyzna roześmiał się, rozweselony swoim żartem.Starszy nie przyłączył się.- A wieczorem udasz się do rodziny Ludlucków i oględnie przedstawisz im moją ofertę.Wszyscy będą zadowoleni.Pieniądze dla właścicieli, prowizja dla ciebie, wielkie zapasy rzadkiego drewna dla moich sponsorów.Wykaż luki w moim rozumowaniu, Davadzie.- Nie potrafię - przyznał cicho starszy mężczyzna.- Obawiam się jednak, że to przedsięwzięcie ci się nie uda.Na razie wprawdzie statek się nie odezwał, jest już wszakże żywą istotą i ma własny rozum.Spróbuj go posiekać na kawałki, a jestem pewien, że szybko przerwie milczenie.Mingsley zaśmiał się wesoło [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Satrapa przyrzekł również osadnikom samodzielność, niezależność i monopol handlowy na wszystkie towary, które ich zdaniem nadadzą się na sprzedaż.W zamian za te udogodnienia koloniści mieli płacić swemu władcy pięćdziesięcioprocentowy podatek od zysków.Przez wiele lat umowa ta zadowalała obie strony.- Cóż, teraz przestała.- Mingsley roześmiał się szyderczo.- Jak można wierzyć, że taka wymiana będzie trwać wiecznie? Władcy też są ludźmi.A młodemu Satrapie Cosgowi stale brakuje pieniędzy na zaspokajanie własnych przyjemności oraz nałogów, w które popadł, gdy czekał na śmierć swego ojca.Chalcedzkie zioła rozkoszy nie są tanie i kiedy raz ich spróbujesz, tańsze przestają ci odpowiadać.Tak czy owak, sprzedał mnie i moim przyjaciołom handlowe i lądowe koncesje na grunty w Mieście Wolnego Handlu i na Przeklętych Brzegach.Przyjechaliśmy więc tutaj, ale rdzenni mieszkańcy nie przyjmują nas zbyt uprzejmie.Zachowujecie się, jak gdybyśmy wam odbierali chleb od ust, a przecież powszechnie wiadomo, że pieniądze rodzą jedynie kolejne pieniądze, których nigdy za wiele.Sam pomyśl.Ten statek gnił tu przez trzydzieści lat, tak w każdym razie twierdzisz.Nie mieli z niego pożytku ani właściciele, ani nikt inny.Jeśli go kupię, będę miał mnóstwo tego tajemniczego czarodrzewu, właściciel dostanie dobrą cenę, a ty, w co nie wątpię, wypracujesz sobie ładną prowizję.Milczał chwilę, jego towarzysz także się nie odzywał.- Przyznam jednak - ciągnął Mingsley z przekąsem - że jestem rozczarowany.Ale, ale.wedle twoich słów ten statek żyje.Sądziłem, że się do nas odezwie.Nie wspomniałeś, by był uszkodzony.Może jednak został zabity?- “Paragon” odzywa się tylko wtedy, gdy ma na to ochotę, lecz jestem przekonany, że słyszy każde nasze słowo.- Hm.Czy to prawda, statku? Słyszałeś każde nasze słowo? “Paragon” nie widział powodu, by odpowiadać.Po chwili młodszy mężczyzna prychnął z oburzenia.Potem było słychać odgłosy kroków: Mingsley zaczął go okrążać; ten drugi, cięższy i powolniejszy osobnik podążał za nim.- No cóż, mój przyjacielu - kontynuował Mingsley - obawiam się, że fakt ten znacznie obniża cenę, którą mogę za niego zaoferować.Początkowo przypuszczałem, że mógłbym odciąć od statku galion, zabrać go do Jamaillia City i sprzedać to żywe drewno za okrągłą sumkę.Albo, co bardziej prawdopodobne, w końcu “ofiarowałbym” go Satrapie za pewne niemałe koncesje gruntowe.A tak.albo to czarodrzew, albo tylko osobliwa, brzydka rzeźba.Jak można wykroić takie nieładne rysy? Zastanawiam się, czy jakiś sprawny rzemieślnik zdoła upiększyć tę twarz?- Być może - przyznał niespokojnie jego towarzysz.- Nie wiem wszakże, czy to mądry pomysł.Zakładałem, że interesuje cię żaglowiec, a nie źródło czarodrzewu.Musisz też pamiętać, ostrzegałem cię przecież, że jeszcze nie omawiałem z Ludluckami tematu sprzedaży.Poruszę z nimi tę kwestię dopiero, gdy będę miał pewność, że statek naprawdę cię interesuje.- Rany, Davadzie, nie sądzisz chyba, że jestem taki naiwny.Mówisz o tym wraku jak o dziecku.Jego właścicieli na pewno ucieszy moja oferta.Wreszcie się go pozbędą.Gdyby był zdatny do żeglugi, chyba nie leżałby tu jak kłoda.- No cóż.- Długa pauza.- Obawiam się, że mimo wszystko Ludluckowie nie sprzedadzą ci statku, skoro chcesz go posiekać.Nawet oni czegoś takiego nie zrobią.- Głośno zaczerpnął oddechu.- Mingsleyu, ostrzegam cię, nie rób tego.Kupić statek i odremontować go to jedna sprawa.jednak twoja propozycja dotyczy czegoś zupełnie innego.Jeśli potniesz “Paragona” na kawałki, żaden z Pierwszych Kupców nie będzie z tobą robił interesów.A mnie jako pośrednikowi nigdy by nie wybaczono.- W takim razie ostrożnie przedstaw moją ofertę, a ja zobowiązuję się zachować dyskrecję.- Głos Mingsleya brzmiał protekcjonalnie.- Wiem, że Pierwsi Kupcy z Miasta Wolnego Handlu hołdują rozmaitym dziwacznym przesądom.Nie zamierzam ich lekceważyć.Jeśli właściciele zaakceptują moją propozycję, wsiądę na statek i odpłynę nim daleko.Dopiero tam go zdemontuję.Jak to mówią: co z oczu, to z serca.Czy takie rozwiązanie cię satysfakcjonuje?- Przypuszczam, że musi - mruknął mężczyzna z rozgoryczeniem.- Przypuszczam, że tak.- Och, nie bądź taki ponury.Chodź.Wrócimy do miasta.Zapraszam cię na kolację do Souski.Musisz przyznać, że jestem hojny, ponieważ znam tamtejsze ceny, a poza tym widziałem, ile potrafisz zjeść.- Młodszy mężczyzna roześmiał się, rozweselony swoim żartem.Starszy nie przyłączył się.- A wieczorem udasz się do rodziny Ludlucków i oględnie przedstawisz im moją ofertę.Wszyscy będą zadowoleni.Pieniądze dla właścicieli, prowizja dla ciebie, wielkie zapasy rzadkiego drewna dla moich sponsorów.Wykaż luki w moim rozumowaniu, Davadzie.- Nie potrafię - przyznał cicho starszy mężczyzna.- Obawiam się jednak, że to przedsięwzięcie ci się nie uda.Na razie wprawdzie statek się nie odezwał, jest już wszakże żywą istotą i ma własny rozum.Spróbuj go posiekać na kawałki, a jestem pewien, że szybko przerwie milczenie.Mingsley zaśmiał się wesoło [ Pobierz całość w formacie PDF ]