Pokrewne
- Strona Główna
- Markowski Tadeusz Umrzec, aby nie zginac
- Markowski Tadeusz Umrzec, aby nie zginac (2)
- Zelazny Roger & Sheckley Robert Przyniescie mi glowe ksiecia
- Roger Zelazny Mroz i Ogien (2)
- Roger Zelazny Aleja Potepienia
- Roger Zelazny Dilvish Przeklety
- Zelazny Roger Kraina Przemian (2)
- Roger Zelazny Aleja Potepienia (2)
- Glen Cook Biala Roza v 1.2
- Corel DRAW (4)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- aniadka.keep
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
."To z pewnością skoczek przestrzenny - uznał.- Akurat odpowiednich rozmiarów.Ale kto ląduje w taką noc, zamiast przeczekać burzę na suchej, bezpiecznej orbicie? Wyłączając mnie, oczywiście".Lecący coraz niżej statek jął zataczać powolne, szerokie kręgi, zupełnie jakby poszukiwał odpowiedniego do lądowania miejsca.- Jackaro, czy mogłabyś zgasić światło? - zapytał i uśmiechnął się w duchu, czując, jak dziewczyna sztywnieje.- A jeżeli masz jakąś lornetkę lub teleskop - ciągnął szybko dalej - to podaj mi je, proszę.Interesuje mnie ten statek.Odsunęła się od niego i usłyszał, jak otwiera szafkę.Po dziesięciu uderzeniach serca pokój pogrążył się w ciemnościach.- Proszę - powiedziała, ponownie stając tuż obok niego.Podniósł lornetkę do oczu i wyregulował ostrość".- Co się stało? - zapytała.- O co chodzi? Nie odpowiedział.Niebo w oddali rozdarła kolejna błyskawica.- To skoczek przestrzenny - stwierdził.- Jak wiele przybywa ich do Capeville?- Całkiem sporo.Głównie niezależnych kupców.- Ten jest na to zbyt mały.A jak wiele prywatnych?- Przeważnie turyści - odparła.- Kilka każdego miesiąca.Opuścił lornetkę i wręczył ją dziewczynie.- Być może staję się już nadmiernie podejrzliwy - powiedział.- Ale wciąż obawiam się, że w końcu wpadną na to, jak mnie wytropić i.- Lepiej zapalę światło.- Odeszła w ciemność.Gdy zrobiło się jasno, jeszcze przez chwilę stał przy oknie, wpatrując się w niewyraźne kontury miasta.Słysząc za plecami zduszone pochlipywanie, odwrócił się powoli.Leżała skulona po swojej stronie łóżka.Twarz zasłaniała jej kaskada czarnych, lśniących włosów.Rozpięła bluzkę, eksponując noszoną pod spodem czarną bieliznę.Przez długą chwilę wpatrywał się w nią bez słowa, a potem podszedł bliżej i usiadł tuż obok niej na łóżku.Łagodnym ruchem odgarnął jej włosy z twarzy.Nie przestawała płakać.- Przepraszam - wychlipała, nie podnosząc wzroku.- Chciałam, ale teraz nie mogę.Nie z tobą.Jeśli chcesz, to poproszę inną dziewczynę, aby z tobą została.Na przykład Lorraine lub Kylę.Są tutaj bardzo popularne.Dziewczyna zaczęła się podnosić.Wyciągnął rękę i delikatnie dotknął jej policzka.- Którąkolwiek przyprowadzisz, to jedyne, co będę jej mógł zaproponować, to całonocny sen - powiedział.- W tej chwili nie byłbym w stanie zdobyć się na nic innego.Spojrzała mu prosto w oczy.- Nie żartujesz sobie ze mnie?- Ani mi to w głowie.Jestem przeraźliwie śpiący.Jeżeli będę chrapał, to po prostu okryj mnie szczelnie kocem.Skinęła z uśmiechem głową i pobiegła do łazienki.W chwilę później zgasiła światło i wsunęła się do łóżka.Spostrzegł, że zapomniała zamknąć okno.Lubił świeże powietrze, nie zwrócił więc jej na to uwagi.Leżał nieruchomo, oddychając głęboko i wsłuchując się w zacinający z zewnątrz deszcz.- Malacar - usłyszał jej szept.- Śpisz?- Nie.- Co z moimi rzeczami?- Jakimi rzeczami?- Mam kilka sukienek i książek.No wiesz, po prostu rzeczy.- Rano możemy je zapakować i wysłać do portu.Zabierzemy je, gdy będziemy opuszczać Deibę.Pomogę ci.- Dziękuję.Przekręciła się na bok i znieruchomiała.Ciszę przerwał stłumiony jęk syreny mgłowej.Leżąc na plecach, rozmyślał o tym skoczku, którego obserwował przez lornetkę.Nawet jeżeli Senrice śledziła go w jakiś sposób aż od systemu słonecznego, to i tak nic nie mogli mu tu zrobić.Inna sprawa, że nie chciał, aby w jakikolwiek sposób łączyli go z Deibą lub H.Ale jak udało im się go wytropić? Poprzez Morwina? Wspominał coś, że ma przyjaciela w Service.Czyżby umieścił na pokładzie Perseusza jakieś urządzenie detekcyjne? Shind upierał się, że jest lojalny."Popadam już chyba w paranoję - przemknęło mu przez głowę.- Najlepiej o tym zapomnieć".Otworzył oczy i zapatrzył się w sufit.Leżąca obok dziewczyna poruszyła się leciutko.Spojrzał w bok i pomimo panującego w pokoju mroku dostrzegł zarys wiszących na ścianie pejczy.Jego fotografia nad łóżkiem spoglądała na wszystko, co się tu działo.Portret fałszywego świętego w burdelu.Myśl ta rozbawiła go i zabolała jednocześnie.Usłyszał ponowny jęk syreny mgłowej.Nocne powietrze stało się już dużo chłodniejsze.Upiorne lśnienie błyskawicy.Stłumiony huk.Cień mosiężnego kandelabru na suficie.Musiał się chyba zdrzemnąć, bowiem następną rzeczą, której był w pełni świadomy, było leciutkie potrząsanie za ramię.- Malacar?- Tak?- Zimno mi.Mogę przysunąć się bliżej?- Pewnie.Po chwili poczuł ciepło jej ciała, gdy położyła mu głowę na piersi.Otoczył ją ramieniem i ponownie zapadł w sen.Śniadanie zjedli w niewielkiej restauracyjce, leżącej o kilka domów dalej.Malacar zauważył, że siedząca przy jednym z dalszych stolików grupa młodych kobiet posyła mu zaciekawione spojrzenia.- Dlaczego te kobiety tak na mnie patrzą? - zapytał półgłosem.- Pracują tam, gdzie ja - odpowiedziała.- Są zaskoczone faktem, że spędziłeś ze mną całą noc.- Nie zdarza się to często?- Nie.W drodze powrotnej nabyli kartony i Malacar pomógł jej w pakowaniu.Przez cały ten czas, zarówno podczas pakowania, jak i w trakcie śniadania, dziewczyna była dziwnie cicha.- Boisz się? - zapytał.- Tak - przyznała.- To minie.- Wiem.- Zawahała się przez moment.- Sądziłam, że gdy nadejdzie ten dzień, poczuję coś specjalnego.Ale nie miała to być obawa.- Zostawiasz coś, co znasz, dla czegoś nieznanego.To zrozumiałe, że się tego obawiasz.- Nie chcę być słaba.- Strach nie jest oznaką słabości.- Poklepał ją delikatnie po ramieniu.- Skończ lepiej pakowanie.Ja zajmę się wysyłką do portu.Odsunęła się.- Dzięki - mruknęła i powróciła do pakowania.Po wezwaniu samochodu dostawczego połączył się z biurem kontroli lotów.Dbał jednak, by ekran jego monitora pozostał wyłączony.- Czy moglibyście mnie poinformować - pytał - czy lądujący zeszłej nocy podczas burzy skoczek przestrzenny był jednostką Service?- Nie - brzmiała odpowiedź.- To jednostka prywatna."Może to oznaczać wszystko i nic - pomyślał.- Jeżeli Service żąda dyskrecji, otrzymuje ją.Ale zawsze można spróbować".- Czy moglibyście podać jakieś bliższe szczegóły?- Oczywiście.To model T, port macierzysty Limon, Bogotelles.Właścicielem jest pan Enrico Caruso.- Dziękuję - powiedział i przerwał połączenie."To w dalszym ciągu nic mi nie daje - pomyślał.- Chyba popadam w paranoję.Nie ma sensu sprawdzać tego Caruso.Jeżeli to jego prawdziwe nazwisko, tym lepiej.A jeżeli nie, to ustalanie jego prawdziwej tożsamości może potrwać zbyt długo.Nie ma powodu, by się tym naprawdę przejmować.Chyba, że to nasłany zabójca.Ale nawet wtedy."- Jestem gotowa - powiedziała dziewczyna.- Dobrze.Masz tu trochę pieniędzy.Przelicz je i powiedz, czy wystarczy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
."To z pewnością skoczek przestrzenny - uznał.- Akurat odpowiednich rozmiarów.Ale kto ląduje w taką noc, zamiast przeczekać burzę na suchej, bezpiecznej orbicie? Wyłączając mnie, oczywiście".Lecący coraz niżej statek jął zataczać powolne, szerokie kręgi, zupełnie jakby poszukiwał odpowiedniego do lądowania miejsca.- Jackaro, czy mogłabyś zgasić światło? - zapytał i uśmiechnął się w duchu, czując, jak dziewczyna sztywnieje.- A jeżeli masz jakąś lornetkę lub teleskop - ciągnął szybko dalej - to podaj mi je, proszę.Interesuje mnie ten statek.Odsunęła się od niego i usłyszał, jak otwiera szafkę.Po dziesięciu uderzeniach serca pokój pogrążył się w ciemnościach.- Proszę - powiedziała, ponownie stając tuż obok niego.Podniósł lornetkę do oczu i wyregulował ostrość".- Co się stało? - zapytała.- O co chodzi? Nie odpowiedział.Niebo w oddali rozdarła kolejna błyskawica.- To skoczek przestrzenny - stwierdził.- Jak wiele przybywa ich do Capeville?- Całkiem sporo.Głównie niezależnych kupców.- Ten jest na to zbyt mały.A jak wiele prywatnych?- Przeważnie turyści - odparła.- Kilka każdego miesiąca.Opuścił lornetkę i wręczył ją dziewczynie.- Być może staję się już nadmiernie podejrzliwy - powiedział.- Ale wciąż obawiam się, że w końcu wpadną na to, jak mnie wytropić i.- Lepiej zapalę światło.- Odeszła w ciemność.Gdy zrobiło się jasno, jeszcze przez chwilę stał przy oknie, wpatrując się w niewyraźne kontury miasta.Słysząc za plecami zduszone pochlipywanie, odwrócił się powoli.Leżała skulona po swojej stronie łóżka.Twarz zasłaniała jej kaskada czarnych, lśniących włosów.Rozpięła bluzkę, eksponując noszoną pod spodem czarną bieliznę.Przez długą chwilę wpatrywał się w nią bez słowa, a potem podszedł bliżej i usiadł tuż obok niej na łóżku.Łagodnym ruchem odgarnął jej włosy z twarzy.Nie przestawała płakać.- Przepraszam - wychlipała, nie podnosząc wzroku.- Chciałam, ale teraz nie mogę.Nie z tobą.Jeśli chcesz, to poproszę inną dziewczynę, aby z tobą została.Na przykład Lorraine lub Kylę.Są tutaj bardzo popularne.Dziewczyna zaczęła się podnosić.Wyciągnął rękę i delikatnie dotknął jej policzka.- Którąkolwiek przyprowadzisz, to jedyne, co będę jej mógł zaproponować, to całonocny sen - powiedział.- W tej chwili nie byłbym w stanie zdobyć się na nic innego.Spojrzała mu prosto w oczy.- Nie żartujesz sobie ze mnie?- Ani mi to w głowie.Jestem przeraźliwie śpiący.Jeżeli będę chrapał, to po prostu okryj mnie szczelnie kocem.Skinęła z uśmiechem głową i pobiegła do łazienki.W chwilę później zgasiła światło i wsunęła się do łóżka.Spostrzegł, że zapomniała zamknąć okno.Lubił świeże powietrze, nie zwrócił więc jej na to uwagi.Leżał nieruchomo, oddychając głęboko i wsłuchując się w zacinający z zewnątrz deszcz.- Malacar - usłyszał jej szept.- Śpisz?- Nie.- Co z moimi rzeczami?- Jakimi rzeczami?- Mam kilka sukienek i książek.No wiesz, po prostu rzeczy.- Rano możemy je zapakować i wysłać do portu.Zabierzemy je, gdy będziemy opuszczać Deibę.Pomogę ci.- Dziękuję.Przekręciła się na bok i znieruchomiała.Ciszę przerwał stłumiony jęk syreny mgłowej.Leżąc na plecach, rozmyślał o tym skoczku, którego obserwował przez lornetkę.Nawet jeżeli Senrice śledziła go w jakiś sposób aż od systemu słonecznego, to i tak nic nie mogli mu tu zrobić.Inna sprawa, że nie chciał, aby w jakikolwiek sposób łączyli go z Deibą lub H.Ale jak udało im się go wytropić? Poprzez Morwina? Wspominał coś, że ma przyjaciela w Service.Czyżby umieścił na pokładzie Perseusza jakieś urządzenie detekcyjne? Shind upierał się, że jest lojalny."Popadam już chyba w paranoję - przemknęło mu przez głowę.- Najlepiej o tym zapomnieć".Otworzył oczy i zapatrzył się w sufit.Leżąca obok dziewczyna poruszyła się leciutko.Spojrzał w bok i pomimo panującego w pokoju mroku dostrzegł zarys wiszących na ścianie pejczy.Jego fotografia nad łóżkiem spoglądała na wszystko, co się tu działo.Portret fałszywego świętego w burdelu.Myśl ta rozbawiła go i zabolała jednocześnie.Usłyszał ponowny jęk syreny mgłowej.Nocne powietrze stało się już dużo chłodniejsze.Upiorne lśnienie błyskawicy.Stłumiony huk.Cień mosiężnego kandelabru na suficie.Musiał się chyba zdrzemnąć, bowiem następną rzeczą, której był w pełni świadomy, było leciutkie potrząsanie za ramię.- Malacar?- Tak?- Zimno mi.Mogę przysunąć się bliżej?- Pewnie.Po chwili poczuł ciepło jej ciała, gdy położyła mu głowę na piersi.Otoczył ją ramieniem i ponownie zapadł w sen.Śniadanie zjedli w niewielkiej restauracyjce, leżącej o kilka domów dalej.Malacar zauważył, że siedząca przy jednym z dalszych stolików grupa młodych kobiet posyła mu zaciekawione spojrzenia.- Dlaczego te kobiety tak na mnie patrzą? - zapytał półgłosem.- Pracują tam, gdzie ja - odpowiedziała.- Są zaskoczone faktem, że spędziłeś ze mną całą noc.- Nie zdarza się to często?- Nie.W drodze powrotnej nabyli kartony i Malacar pomógł jej w pakowaniu.Przez cały ten czas, zarówno podczas pakowania, jak i w trakcie śniadania, dziewczyna była dziwnie cicha.- Boisz się? - zapytał.- Tak - przyznała.- To minie.- Wiem.- Zawahała się przez moment.- Sądziłam, że gdy nadejdzie ten dzień, poczuję coś specjalnego.Ale nie miała to być obawa.- Zostawiasz coś, co znasz, dla czegoś nieznanego.To zrozumiałe, że się tego obawiasz.- Nie chcę być słaba.- Strach nie jest oznaką słabości.- Poklepał ją delikatnie po ramieniu.- Skończ lepiej pakowanie.Ja zajmę się wysyłką do portu.Odsunęła się.- Dzięki - mruknęła i powróciła do pakowania.Po wezwaniu samochodu dostawczego połączył się z biurem kontroli lotów.Dbał jednak, by ekran jego monitora pozostał wyłączony.- Czy moglibyście mnie poinformować - pytał - czy lądujący zeszłej nocy podczas burzy skoczek przestrzenny był jednostką Service?- Nie - brzmiała odpowiedź.- To jednostka prywatna."Może to oznaczać wszystko i nic - pomyślał.- Jeżeli Service żąda dyskrecji, otrzymuje ją.Ale zawsze można spróbować".- Czy moglibyście podać jakieś bliższe szczegóły?- Oczywiście.To model T, port macierzysty Limon, Bogotelles.Właścicielem jest pan Enrico Caruso.- Dziękuję - powiedział i przerwał połączenie."To w dalszym ciągu nic mi nie daje - pomyślał.- Chyba popadam w paranoję.Nie ma sensu sprawdzać tego Caruso.Jeżeli to jego prawdziwe nazwisko, tym lepiej.A jeżeli nie, to ustalanie jego prawdziwej tożsamości może potrwać zbyt długo.Nie ma powodu, by się tym naprawdę przejmować.Chyba, że to nasłany zabójca.Ale nawet wtedy."- Jestem gotowa - powiedziała dziewczyna.- Dobrze.Masz tu trochę pieniędzy.Przelicz je i powiedz, czy wystarczy [ Pobierz całość w formacie PDF ]