Pokrewne
- Strona Główna
- Salvatore Robert Tom 03 Mroczne Oblezenie
- Salvatore Robert Tom 03 Morze Mieczy
- Salvatore R.A Star Wars czesc 2. Atak Klonow
- Salvatore Robert Tom 01 Bezglosna Klinga
- Salvatore Robert Tom 04 Droga do switu
- Salvatore Robert Tom 1 Miecz Rodu Bedwyrow
- Salvatore Robert Tom 3 Krol Smok
- Andre Norton SC 2.6 Krysztalowy Gryf
- Anne McCaffrey Piesn krysztalu
- Brown Dan Kod Leonarda da Vinci
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- radioclubhit.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nawet najgłupszy goblin rozumiał, że jedyna szansa odniesienia zwycięstwa nad upartymi obrońcami Dekapolis dla jego ludu leży w przewadze liczebnej.Aegis-fang dudnił raz po raz, gdy atakujący samotnie Wulfgar wyrąbywał przed sobą drogę zniszczenia.Nawet ludzie z Dekapolis odsuwali się od niego, wytrąceni z równowagi jego okrutną siłą, lecz jego lud patrzył na niego z zachwytem i starał się iść za jego chwalebnym przewodnictwem.Wulfgar natarł na grupę orków.Aegis-fang uderzył w jednego z nich, zabijając go i zwalając na ziemię tych, którzy byli za nim.Zamach miotem do tyłu dał taki sam rezultat na drugiej flance.W wyniku jednej akcji więcej niż połowa grupy została zabita lub leżała ogłuszona.Ci, którzy pozostali, nie mieli zamiaru atakować potężnego człowieka.Glensather z Easthaven także zaatakował grupę goblinów, mając nadzieję natchnąć swych ludzi takim samym gniewem, jakim natchnął swych wojowników jego barbarzyński odpowiednik.Lecz Glensather nie był tak imponującym olbrzymem, jak Wulfgar i nie władał bronią tak potężną, jak Aegis-fang.Jego miecz powalił pierwszego goblina, który nawinął się pod rękę, potem odwinął się zręcznie w tył i spadł na drugiego.Burmistrz walczył dzielnie, lecz w jego ataku brakowało jednego elementu - krytycznego czynnika, który wywyższał Wulfgara ponad innych ludzi.Glensather zabił dwóch goblinów, lecz nie spowodował chaosu w ich szeregach, musiał więc walczyć dalej.Zamiast uciekać, tak jak przed Wulfgarem, pozostałe gobliny natarły na niego od tyłu.Glensather już docierał do króla barbarzyńców, gdy okrutny koniec włóczni zanurzył się w jego plecach i wyszedł przez piersi.Będąc świadkiem tego smutnego wydarzenia, Wulfgar rzucił Aegis-fangiem nad burmistrzem, wbijając głowę włócznika w jego piersi.Glensather usłyszał, jak młot trafił w swój cel i jeszcze zdążył się uśmiechnąć w podziękowaniu, a potem upadł martwy na trawę.Krasnoludy działały inaczej, niż ich sprzymierzeńcy.Raz ustawione w ścisłą formację party przez szeregi goblinów.Rybacy, walczący o życie swych kobiet i dzieci, walczyli i umierali bez strachu.W ciągu mniej niż godziny każda grupa goblinów była rozbita, a w pół godziny później ostatni z potworów padł martwy na krwawe pole.* * * * *Drizzt ześlizgiwał się na białej fali spadającego śniegu po zboczu góry.Koziołkował bezsilnie usiłując zaczepić się gdzie tylko zobaczył wystający wierzchołek głazu.Gdy zbliżył się do podstawy pokrywy śnieżnej, przestał się ześlizgiwać i potoczył się między szare skały i kamienie, jakby dumny, nie do podbicia szczyt góry wypluł go ze swych trzewi, jak nieproszonego gościa.Jego zwinność i duża doza szczęścia uchroniły go.Gdy w końcu zdołał zatrzymać swój ruch i znalazł oparcie dla stóp, stwierdził, że liczne zranienia są powierzchowne; zadrapanie na kolanie, krwawiący nos i zwichnięty nadgarstek były najgorszymi z nich.Patrząc wstecz Drizzt uznał tę małą lawinę za błogosławieństwo, gdyż szybko zjechał z góry, a nie był pewien, czy winny sposób uniknąłby losu Kessella.W tej chwili rozgorzała ponownie bitwa na południu.Słysząc odgłosy walki Drizzt przyglądał się z ciekawością, jak tysiące goblinów przechodzą drugą stroną doliny krasnoludów, uciekając przez Przełęcz Lodowego Wichru w swej długiej drodze do domu.Drow nie był pewien co się stało, lecz doskonale znał reputację goblinów jako tchórzy.Nie poświęcił im jednak zbyt wiele uwagi, gdyż bitwa nie była już jego najważniejszą troską.Jego wzrok powędrował ku stosowi poczerniałych kamieni, który kiedyś był Cryshal-Tirith.Zszedł z Kelvin's Cairn i skierował się przez Bremen's Run - w kierunku gruzów.Musiał przekonać się, czy Regis i Guenhwyvar uciekli.* * * * *Zwycięstwo.Wydawało się niewielką pociechą dla Cassiusa, Kempa i Jensina Brenta, gdy tak przyglądali się koszmarnym widokom po rzezi na polach - byli jedynymi burmistrzami, którzy przeżyli; siedmiu innych poległo.- Zwyciężyliśmy - oznajmił ponuro Cassius.Przyglądał się bezsilnie, jak coraz więcej żołnierzy umiera, ludzi, którzy odnieśli śmiertelne rany w walce, lecz nie polegli od razu.Więcej niż połowa mężczyzn z Dekapolis leżała martwa, a wielu jeszcze miało umrzeć później, gdyż prawie połowa z tych, którzy jeszcze żyli, odniosła ciężkie rany.Cztery miasta zostały całkowicie spalone, a jeszcze inne złupione i rozgrabione przez okupujące je gobliny.Zapłacili straszliwą cenę za swe zwycięstwo.Barbarzyńcy także zostali zdziesiątkowani.Przeważnie młodzi i niedoświadczeni ci, którzy walczyli z nieustępliwością daną im z urodzenia i umierali przyjmując swój los, jako chwalebny koniec opowieści o ich życiu.Tylko krasnoludy, zdyscyplinowane dzięki wielu walkom wyszły z tego stosunkowo z najmniejszymi stratami.Kilku poległo, kilku innych zostało rannych, lecz większość była gotowa znów podjąć bój, gdyby tylko znalazły się jeszcze jakieś gobliny, które należałoby grzmotnąć! Jednak ich wielkim żalem było to, że brakowało wśród nich Bruenora.- Idźcie do swoich ludzi - powiedział Cassius do pozostałych dwóch burmistrzów.- Potem wróćcie wieczorem na naradę.Kemp będzie przemawiał za wszystkich ludzi z czterech miast nad Maer Dualdon, Jensin Brent za ludność znad pozostałych jezior.- Mamy wiele spraw do rozważenia, a niewiele czasu - powiedział Jensin Brent.- Wkrótce nadejdzie zima.- Powinniśmy przeżyć! - oznajmił Kemp w swój prowokujący sposób.Lecz nagle uświadomił sobie posępne spojrzenia, jakie rzucili mu jego towarzysze, ustąpił więc trochę ich realizmowi.- Choć będzie to trudne.- Tak, jak dla mego ludu - powiedział inny głos.Trzej burmistrzowie odwrócili się i zobaczyli olbrzymiego Wulfgara, wyłaniającego się z chmury pyłu; surrealistyczny obraz rzezi.Barbarzyńca był oblepiony pyłem i pokryty krwią nieprzyjaciół, lecz w każdym calu wyglądał na szlachetnego króla.- Żądam zaproszenia na twą naradę, Cassiusie.Nasze ludy mogą oferować niejedno innym w tych ciężkich czasach.Kemp nachmurzył się.- Jeśli będziemy potrzebowali zwierząt jucznych, kupimy osły!Cassius rzucił Kempowi groźne spojrzenie i powiedział do swego nieoczekiwanego sojusznika.- Oczywiście, że możesz wziąć udział w naradzie, Wulfgarze, synu Beornegara.Mój lud jest ci wdzięczny za pomoc, jakiej nam dziś udzieliłeś.Jednak zapytam cię ponownie, dlaczego przybyłeś?Po raz drugi tego dnia Wulfgar zignorował dyshonor, jakiego dopuścił się Kemp.- Aby spłacić dług - odparł Cassiusowi.- A może i dlatego, aby polepszyć życie obu ludów.- Przez zabicie goblinów? - zapytał Jensin Brent, podejrzewając, że barbarzyńca myśli o czymś więcej.- To na początek - odparł Wulfgar.- Lecz teraz mamy dużo więcej do zrobienia.Mój lud zna lepiej tundrę niż nawet samo yeti.Rozumiemy jej mechanizmy i wiemy jak przeżyć.Twój lud odniesie korzyść z przyjaźni z nami, szczególnie w tych ciężkich czasach, jakie nas czekają.- Ba! - parsknął Kemp, lecz Cassius uciszył go.Burmistrz Bryn Shander był zaciekawiony tymi możliwościami.- A co twój lud zyska na takiej unii?- Połączenie - odparł Wulfgar.- Łączność ze światem luksusu, którego nigdy wcześniej nie znaliśmy.Szczepy mają w rękach skarby smoka, lecz złoto i klejnoty nie zapewnią ciepła w zimową noc, ani jedzenia, gdy nie uda się polowanie.Twój lud ma co odbudowywać.Mój lud ma bogactwa, mogące odpowiednio zabezpieczyć to zadanie.W zamian, Dekapolis zapewni memu ludowi lepsze życie.- Cassius i Jensin Brent pokiwali głowami, zgadzając się na przedłożony przez Wulfgara plan.- W końcu i to może jest najważniejsze.- podsumował barbarzyńca.- Faktem jest, że potrzebujemy siebie wzajemnie, przynajmniej teraz [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Nawet najgłupszy goblin rozumiał, że jedyna szansa odniesienia zwycięstwa nad upartymi obrońcami Dekapolis dla jego ludu leży w przewadze liczebnej.Aegis-fang dudnił raz po raz, gdy atakujący samotnie Wulfgar wyrąbywał przed sobą drogę zniszczenia.Nawet ludzie z Dekapolis odsuwali się od niego, wytrąceni z równowagi jego okrutną siłą, lecz jego lud patrzył na niego z zachwytem i starał się iść za jego chwalebnym przewodnictwem.Wulfgar natarł na grupę orków.Aegis-fang uderzył w jednego z nich, zabijając go i zwalając na ziemię tych, którzy byli za nim.Zamach miotem do tyłu dał taki sam rezultat na drugiej flance.W wyniku jednej akcji więcej niż połowa grupy została zabita lub leżała ogłuszona.Ci, którzy pozostali, nie mieli zamiaru atakować potężnego człowieka.Glensather z Easthaven także zaatakował grupę goblinów, mając nadzieję natchnąć swych ludzi takim samym gniewem, jakim natchnął swych wojowników jego barbarzyński odpowiednik.Lecz Glensather nie był tak imponującym olbrzymem, jak Wulfgar i nie władał bronią tak potężną, jak Aegis-fang.Jego miecz powalił pierwszego goblina, który nawinął się pod rękę, potem odwinął się zręcznie w tył i spadł na drugiego.Burmistrz walczył dzielnie, lecz w jego ataku brakowało jednego elementu - krytycznego czynnika, który wywyższał Wulfgara ponad innych ludzi.Glensather zabił dwóch goblinów, lecz nie spowodował chaosu w ich szeregach, musiał więc walczyć dalej.Zamiast uciekać, tak jak przed Wulfgarem, pozostałe gobliny natarły na niego od tyłu.Glensather już docierał do króla barbarzyńców, gdy okrutny koniec włóczni zanurzył się w jego plecach i wyszedł przez piersi.Będąc świadkiem tego smutnego wydarzenia, Wulfgar rzucił Aegis-fangiem nad burmistrzem, wbijając głowę włócznika w jego piersi.Glensather usłyszał, jak młot trafił w swój cel i jeszcze zdążył się uśmiechnąć w podziękowaniu, a potem upadł martwy na trawę.Krasnoludy działały inaczej, niż ich sprzymierzeńcy.Raz ustawione w ścisłą formację party przez szeregi goblinów.Rybacy, walczący o życie swych kobiet i dzieci, walczyli i umierali bez strachu.W ciągu mniej niż godziny każda grupa goblinów była rozbita, a w pół godziny później ostatni z potworów padł martwy na krwawe pole.* * * * *Drizzt ześlizgiwał się na białej fali spadającego śniegu po zboczu góry.Koziołkował bezsilnie usiłując zaczepić się gdzie tylko zobaczył wystający wierzchołek głazu.Gdy zbliżył się do podstawy pokrywy śnieżnej, przestał się ześlizgiwać i potoczył się między szare skały i kamienie, jakby dumny, nie do podbicia szczyt góry wypluł go ze swych trzewi, jak nieproszonego gościa.Jego zwinność i duża doza szczęścia uchroniły go.Gdy w końcu zdołał zatrzymać swój ruch i znalazł oparcie dla stóp, stwierdził, że liczne zranienia są powierzchowne; zadrapanie na kolanie, krwawiący nos i zwichnięty nadgarstek były najgorszymi z nich.Patrząc wstecz Drizzt uznał tę małą lawinę za błogosławieństwo, gdyż szybko zjechał z góry, a nie był pewien, czy winny sposób uniknąłby losu Kessella.W tej chwili rozgorzała ponownie bitwa na południu.Słysząc odgłosy walki Drizzt przyglądał się z ciekawością, jak tysiące goblinów przechodzą drugą stroną doliny krasnoludów, uciekając przez Przełęcz Lodowego Wichru w swej długiej drodze do domu.Drow nie był pewien co się stało, lecz doskonale znał reputację goblinów jako tchórzy.Nie poświęcił im jednak zbyt wiele uwagi, gdyż bitwa nie była już jego najważniejszą troską.Jego wzrok powędrował ku stosowi poczerniałych kamieni, który kiedyś był Cryshal-Tirith.Zszedł z Kelvin's Cairn i skierował się przez Bremen's Run - w kierunku gruzów.Musiał przekonać się, czy Regis i Guenhwyvar uciekli.* * * * *Zwycięstwo.Wydawało się niewielką pociechą dla Cassiusa, Kempa i Jensina Brenta, gdy tak przyglądali się koszmarnym widokom po rzezi na polach - byli jedynymi burmistrzami, którzy przeżyli; siedmiu innych poległo.- Zwyciężyliśmy - oznajmił ponuro Cassius.Przyglądał się bezsilnie, jak coraz więcej żołnierzy umiera, ludzi, którzy odnieśli śmiertelne rany w walce, lecz nie polegli od razu.Więcej niż połowa mężczyzn z Dekapolis leżała martwa, a wielu jeszcze miało umrzeć później, gdyż prawie połowa z tych, którzy jeszcze żyli, odniosła ciężkie rany.Cztery miasta zostały całkowicie spalone, a jeszcze inne złupione i rozgrabione przez okupujące je gobliny.Zapłacili straszliwą cenę za swe zwycięstwo.Barbarzyńcy także zostali zdziesiątkowani.Przeważnie młodzi i niedoświadczeni ci, którzy walczyli z nieustępliwością daną im z urodzenia i umierali przyjmując swój los, jako chwalebny koniec opowieści o ich życiu.Tylko krasnoludy, zdyscyplinowane dzięki wielu walkom wyszły z tego stosunkowo z najmniejszymi stratami.Kilku poległo, kilku innych zostało rannych, lecz większość była gotowa znów podjąć bój, gdyby tylko znalazły się jeszcze jakieś gobliny, które należałoby grzmotnąć! Jednak ich wielkim żalem było to, że brakowało wśród nich Bruenora.- Idźcie do swoich ludzi - powiedział Cassius do pozostałych dwóch burmistrzów.- Potem wróćcie wieczorem na naradę.Kemp będzie przemawiał za wszystkich ludzi z czterech miast nad Maer Dualdon, Jensin Brent za ludność znad pozostałych jezior.- Mamy wiele spraw do rozważenia, a niewiele czasu - powiedział Jensin Brent.- Wkrótce nadejdzie zima.- Powinniśmy przeżyć! - oznajmił Kemp w swój prowokujący sposób.Lecz nagle uświadomił sobie posępne spojrzenia, jakie rzucili mu jego towarzysze, ustąpił więc trochę ich realizmowi.- Choć będzie to trudne.- Tak, jak dla mego ludu - powiedział inny głos.Trzej burmistrzowie odwrócili się i zobaczyli olbrzymiego Wulfgara, wyłaniającego się z chmury pyłu; surrealistyczny obraz rzezi.Barbarzyńca był oblepiony pyłem i pokryty krwią nieprzyjaciół, lecz w każdym calu wyglądał na szlachetnego króla.- Żądam zaproszenia na twą naradę, Cassiusie.Nasze ludy mogą oferować niejedno innym w tych ciężkich czasach.Kemp nachmurzył się.- Jeśli będziemy potrzebowali zwierząt jucznych, kupimy osły!Cassius rzucił Kempowi groźne spojrzenie i powiedział do swego nieoczekiwanego sojusznika.- Oczywiście, że możesz wziąć udział w naradzie, Wulfgarze, synu Beornegara.Mój lud jest ci wdzięczny za pomoc, jakiej nam dziś udzieliłeś.Jednak zapytam cię ponownie, dlaczego przybyłeś?Po raz drugi tego dnia Wulfgar zignorował dyshonor, jakiego dopuścił się Kemp.- Aby spłacić dług - odparł Cassiusowi.- A może i dlatego, aby polepszyć życie obu ludów.- Przez zabicie goblinów? - zapytał Jensin Brent, podejrzewając, że barbarzyńca myśli o czymś więcej.- To na początek - odparł Wulfgar.- Lecz teraz mamy dużo więcej do zrobienia.Mój lud zna lepiej tundrę niż nawet samo yeti.Rozumiemy jej mechanizmy i wiemy jak przeżyć.Twój lud odniesie korzyść z przyjaźni z nami, szczególnie w tych ciężkich czasach, jakie nas czekają.- Ba! - parsknął Kemp, lecz Cassius uciszył go.Burmistrz Bryn Shander był zaciekawiony tymi możliwościami.- A co twój lud zyska na takiej unii?- Połączenie - odparł Wulfgar.- Łączność ze światem luksusu, którego nigdy wcześniej nie znaliśmy.Szczepy mają w rękach skarby smoka, lecz złoto i klejnoty nie zapewnią ciepła w zimową noc, ani jedzenia, gdy nie uda się polowanie.Twój lud ma co odbudowywać.Mój lud ma bogactwa, mogące odpowiednio zabezpieczyć to zadanie.W zamian, Dekapolis zapewni memu ludowi lepsze życie.- Cassius i Jensin Brent pokiwali głowami, zgadzając się na przedłożony przez Wulfgara plan.- W końcu i to może jest najważniejsze.- podsumował barbarzyńca.- Faktem jest, że potrzebujemy siebie wzajemnie, przynajmniej teraz [ Pobierz całość w formacie PDF ]