[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dlatego myśla­łem, że cię dusi albo coś w tym rodzaju.Januszek zapalił się nagle do doświadczeń.Przykład Okrętki udowodnił, iż bezpośrednie zetknięcie się z siłą nieczystą niczym nie grozi.Można ryzykować.- To ja też chcę! - zawołał chciwie.- Gdzie on jest, ja też chcę wleźć do środka! Potem wam powiem, co czułem!Duch zrobił mu grzeczność, pojawił się przed lustrem.Zanim lekko zaniepokojona Tereska zdążyła się odezwać, Januszek przebiegł przez komnatę, zawahał się na moment, po czym z determinacją pogrążył się we wnętrzu zjawy.W lustrze ukazało się jego zamazane odbicie.Stał nieru­chomo, duch zaś giął się wdzięcznie i srebrzył wokół niego.Tereska i Zygmunt patrzyli przez chwilę, po czym zbliżyli się ostrożnie i nieufnie.Januszek wylazł z ducha.- Zgadza się - rzekł.- Ciepłe.A teraz wyraźnie czuję to grobowe zimno.Poza tym nic, tylko trochę widok zasła­nia, jak się przez to patrzy.- Cholera ciężka! - powiedział nagle Zygmunt i gwał­townym ruchem zdarł z rąk rękawiczki.Duch znikł sprzed lustra i pojawił się na środku komnaty.Zygmunt rzucił się ku memu i zanurzył w nim obie ręce tuż nad podłogą.Okrętka patrzyła bez tchu, Teresce nagle zaświtało, skoczyła do kąta, chwyciła kawałek lustra i we­tknęła je w ducha.- Niech ja skonam - rzekł niebotycznie zdumiony Zyg­munt, zaniechawszy doświadczeń, ponieważ obiekt raczył zniknąć.- Słuchajcie, przecież to para.!- No pewnie, że para! - przyświadczyła równie zasko­czona Tereska.- Patrzcie, zaparowało lusterko!Odkrycie oszołomiło ich tak, że przez chwilę nikt nie wiedział, co z tym fantem zrobić.Tępo gapili się na białą zjawę, znów wyrosłą przed lustrem.Januszek bezmyślnie wetknął w nią rękę, potem nagle przykląkł i obie dłonie położył na posadzce.Duch rozszedł się na wszystkie strony przejrzystym, trochę poszarpanym welonem.- Wszyscy do kuchni! - rozkazała otrzeźwiała gwałtow­nie Tereska.- Matko jedyna, zmarzłam na kość! Wszyscy padniemy tutaj lodowatym trupem.!Siedząc w ciepłej kuchni i popijając gorącą herbatę z bezcennym sokiem, ochłonęli wreszcie po wstrząsie.Zdumiewająca przemiana szkodliwej zjawy w niewinną parę okazała się niełatwa do strawienia.- No dobrze, ale skąd para? - powiedziała z irytacją Tereska.- Że para, to pewne, tylko skąd ona się tam bierze?!- Głupie pytanie, przecież nie z zaświatów! - odparł Zygmunt, zarazem zły i pełen satysfakcji.- Z jakichś rur!- Z jakich znowu rur, co wygadujesz?! Fachowcy spraw­dzali, wszyscy mówili, że tu nie ma żadnych rur!- Widocznie są.Chociaż.Czekaj, to się przecież poka­zuje na tarasie.- No więc właśnie! Wszyscy mówili, milicja też, na tara­sie nie ma rur! Nikt przy zdrowych zmysłach nie układałby takich rur na (tarasie!- Ha! - wrzasnęła nagle Okrętka i przewróciła szklankę z resztkami herbaty.- To jest właśnie to! Przypomniało mi się, nareszcie! Graf-pomyleniec! Nikt przy zdrowych zmys­łach, ale on był przecież stuknięty! I sam odwalał roboty budowlane.!- No wiecie.! - powiedział Zygmunt, pełen ciężkiej urazy do grafa.- Tego już za wiele.Parujące rury na tarasie, to jest w ogóle niemożliwe.Powinny były dawno zamarznąć i popękać!- Toteż chyba popękały, skoro para się wydobywa.- No dobrze, a te brzęki? - zaprotestował Januszek, zdegustowany tak prozaicznym wyjaśnieniem sprawy.- A Katarzyna? Zawsze na świętej Katarzyny, niby dlaczego akurat święta Katarzyna paruje jak pralnia miejska, a inni święci nie? To co to jest, patronka praczek?Święta Katarzyna na nowo wprawiła wszystkich w zakło­potanie.Para z popękanych rur stanowiła wprawdzie zjawi­sko dość naturalne, ale przyczyny jej pojawiania się były wciąż tajemnicze.Działalności sił nadprzyrodzonych nie udawało się w pełni wykluczyć.- I dlaczego nikt z tamtych tego nie wykrył, tylko my? - zastanowiła się Tereska.- Dlaczego uciekali w takim po­płochu?- Przypominam ci, że przeważnie oddalali się przymusowo - mruknęła Okrętka.- Prosto do szpitala.- Nie wszyscy, niektórzy uciekli dobrowolnie!- No dobrze, powiem wam - rzekł wspaniałomyślnie Zygmunt.- Nie wiem, czy bym uciekł, ale gdyby nie to, że siedzieliście w pokoju, ja bym z tym czajnikiem na niego poczekał.Możliwe, że z rozpędu wyleciałbym za okno, bo mnie zgniewało do nieprzytomności, i wyraźnie widzę, że za skarby świata nie przyznałbym się nikomu.- Ja bym z tych schodów też zleciał - wyznał uczciwie Januszek.- Tylko cały czas sobie powtarzałem, że od schodów z daleka.Tereska przypomniała sobie ową chwilę, kiedy z magne­tofonem w objęciach stała w progu i patrzyła na widmo w mrocznej komnacie.Gdyby widmo wyrosło tuż przed nią.- No dobrze, rozumiem wypadki - zgodziła się.- Ale jednak nam się udało! A im nie.- To przez nią - rzekł Januszek, wskazując Okrętkę.- Gdyby nie wlazła w ducha.- Fakt - przyświadczył Zygmunt.- Zdaje się, że nikt inny tego eksperymentu nie zrobił.- Nikt inny nie zamykał oczu - mruknęła Tereska.- Poza tym, pojedynczej osobie nic by z tego nie przy­szło, nie widziałaby siebie z daleka, najwyżej ględziłaby potem o tych tchnieniach i zimnach.- Toteż właśnie ględzili - przypomniał Januszek.- Myśmy byli w kupie - kontynuował w zamyśleniu Zygmunt.- Jak człowiek jest sam, to mu jednak trochę nieswojo, diabli wiedzą, co z czymś takim robić i na przy­kład wcale nie wiem, czy milicja do tej pary nie strzelała.Poza tym, te nieszczęśliwe wypadki.- Już wiem! - ożywiła się nagle Tereska.- Wszystkie­mu winien początek.Pierwsza osoba, która się na to na­tknęła, ż miejsca zaczęła o duchu, gdyby nie to, może by się wcale nie bali.- Pierwsza była baba - wytknął Januszek.- Jakby się na niego nadział jaki chłop, może by wcale nie zwrócił uwagi.Ale i tak ja uważam, że jeszcze nic nie wiemy!- Jak to, wszystko wiemy.- E tam [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl