[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nagle usły​sze​li​śmydobie​ga​jący z dołu krzyk Dal​las.Rzu​ci​li​śmy się do ucieczki w kie​runku lasu.Po chwili zamknę​łam oczy i opo​wie​dzia​łam dok​to​rowi o pościgu, o tym, jak agenci użyli para​li​za​tora, by uniesz​ko​dli​wić Arthura.O tym, jak Dal​las zaata​ko​wała nożem Rogera.Lekarz przy​słu​chi​wał mi się z uwagą, ani razu nie prze​ry​wa​jąc opo​-wie​ści.Kiedy umil​kłam, odnio​słam jed​nak wra​że​nie, że od dłuż​szego czasu czeka,by zadać mi pyta​nie.– Gdzie znaj​do​wał się wów​czas Michael Realm? Casa​nova prze​by​wał na tere​niewaszej kry​jówki, ale Micha​ela tam nie było.Wiesz, gdzie był?– Może się zabił? – zasta​no​wi​łam się.Wypo​wie​dzia​łam to gorz​kim tonem, a gdyw gabi​ne​cie zale​gła po tych sło​wach cisza, natych​miast poża​ło​wa​łam szcze​ro​ści.Nie życzy​łam Real​mowi śmierci.Tak bar​dzo chcia​łam, by prze​ko​nał mnie, że wszystko, co o nim powie​dział dok​tor, jest od początku do końca bujdą.Pra​gnę​łam,by zabrał mnie do Jamesa.– Jestem abso​lut​nie prze​ko​nany, że Michael Realm na​dal żyje – oświad​czył dok​-tor.– Nie musisz jed​nak się mar​twić, gdy go znaj​dziemy, będziesz mogła się zemścić.Kiedy widzia​łaś go po raz ostatni?– W cha​cie.Wdał się w sprzeczkę z Casem, po czym obaj wyszli na zewnątrz, a jai James weszli​śmy na górę.– Zer​k​nę​łam nie​pew​nie na dok​tora, gdyż nagle ude​rzyła mnie pewna myśl, powin​nam uda​wać, że nie wiem, iż James znów jest na wol​no​ści.Dla​tego momen​tal​nie spy​ta​łam, mar​ku​jąc zanie​po​ko​je​nie: – Jak on się miewa?– Nic mu nie dolega, Slo​ane – zapew​nił z uśmie​chem lekarz.– Prze​bywa w jed​nejz pla​có​wek Pro​gramu.Doszły mnie słu​chy, że zacho​wuje się nie​na​gan​nie.Nie musisz się już o niego mar​twić.Powin​naś teraz sku​pić się na sobie.– Nie rób​cie mu krzywdy – popro​si​łam.Dok​tor Bec​kett oczy​wi​ście nie miałpoję​cia, że wła​śnie przy​ła​pa​łam go na kłam​stwie.Zamru​ga​łam szybko powie​kami,uda​jąc, że jestem bli​ska łez.– Bła​gam, tylko nie rób​cie mu żad​nej krzywdy.Dok​tor zro​bił stra​pioną minę, jakby nagle poczuł wyrzuty sumie​nia.– Prze​każę, że o niego dopy​tu​jesz.Co ty na to?Ski​nę​łam ocho​czo głową, uda​jąc wielką wdzięcz​ność za oka​zaną łaskę.Usia​dłamwygod​niej i myślami powró​ci​łam do ostat​nich dni spę​dzo​nych w chatce.Przy​to​czy​-łam leka​rzowi moją roz​mowę z Jame​sem o dzie​ciach.Przy​wo​ły​wa​łam szcze​góły,które w żaden spo​sób nie mogły mu się przy​dać.Nie mogły uła​twić wytro​pie​nia kogo​kol​wiek, a już na pewno nie mojego chło​paka.W pew​nym momen​cie Bec​kett zapi​sał coś ukrad​kiem.Spra​wiał teraz wra​że​nie odro​binę poiry​to​wa​nego.A ja uświa​do​mi​łam sobie z jesz​cze więk​szą wyra​zi​sto​-ścią, że jeśli nie zyskam wię​cej czasu, za sześć dni tra​fię na stół chi​rurga.Tak w każ​dym razie twier​dził Asa.– A może… – zaczę​łam, nie bar​dzo wie​dząc, co chcę powie​dzieć.Prze​peł​niała mnie pew​ność, że muszę coś zro​bić.– Może pomówmy jesz​cze o tym, gdzie znaj​-duje się teraz Realm.Nie​wy​klu​czone, że wyja​wił mi, dokąd mógłby się schro​nić, jed​nak tego nie pamię​tam.Lekarz zdjął oku​lary i odło​żył je na biurko.– Ist​nieją leki, które wyostrzają wspo​mnie​nia – oświad​czył.– Możemy ci jepodać przed następną sesją.W jego gło​sie wyczu​wa​łam rezerwę.Zapewne pró​bo​wał domy​ślić się, co taknaprawdę spra​wiło, że nagle posta​no​wi​łam zacho​wy​wać się jak wzo​rowa pacjentka.Natych​miast pod​su​nę​łam mu pod​po​wiedź:– Kiedy już go znaj​dzie​cie, chcia​ła​bym zamie​nić z nim dwa słowa, nim jesz​cze wy… – Zawa​ha​łam się, a po chwili mach​nę​łam dło​nią.- Nim zro​bi​cie z nim to, copla​nu​je​cie.A potem chcę wró​cić do domu.Dok​tor Bec​kett ski​nął pro​tek​cjo​nal​nie głową.– Oczy​wi​ście, skar​bie.Naj​pierw musisz dokoń​czyć tera​pię, ale potem będziesz mogła wró​cić do rodzi​ców.– Umowa stoi.Lekarz nie wspo​mniał ani sło​wem o lobo​to​mii.Zresztą spe​cjal​nie na to nie liczy​-łam, choć być może jakaś część mnie spo​dzie​wała się, że w końcu zagra w otwartekarty.Z dru​giej strony gdyby lekarz zrzu​cił maskę, moje życie w ośrodku zamie​ni​-łoby się w kosz​mar.Widzia​łam, co zro​bili z Lacey i Arthu​rem.Rozu​mia​łam, co mnie czeka.Może naj​mą​drzej​szym wyj​ściem było zaprze​cza​nie fak​tom, tak długo,jak było to moż​liwe?* * *Zanim dok​tor pozwo​lił mi opu​ścić swój gabi​net, kazał połknąć lśniącą czer​woną pigułkę.Na kory​ta​rzu ze zdzi​wie​niem odkry​łam nie​obec​ność Asy.Z wolna zaczy​-nała ogar​niać mnie sen​ność, dla​tego nie​wiele myśląc, ruszy​łam przed sie​bie kory​-ta​rzem.Przy​sta​nę​łam dopiero na wyso​ko​ści pocze​kalni.W środku zoba​czy​łam Lacey.Wpa​try​wała się znowu w okno, koły​sząc się lekkow przód i w tył.Odnio​słam wra​że​nie, że jest w lep​szym sta​nie niż poprzed​nio.Nawszelki wypa​dek obrzu​ci​łam jesz​cze spoj​rze​niem kory​tarz i nie dostrze​gł​szy ni​-gdzie sio​stry Kell, odwa​ży​łam się wejść do pocze​kalni.– Podoba mi się twoja fry​zura – ode​zwa​łam się do mojej przy​ja​ciółki.Było to naj​bar​dziej żenu​jące roz​po​czę​cie roz​mowy w moim wyko​na​niu.Lacey spoj​rzała namnie i bły​snęła zębami w uśmie​chu.– Dzięki – odparła.Nie zapro​po​no​wała mi co prawda, żebym usia​dła, lecz jej postawa pod​po​wia​dałami, że nie ma nic prze​ciwko.Nie pamię​ta​łam, jaka była przed tra​fie​niem do Pro​-gramu.Zakła​da​łam, że zawsze była z niej twarda laska.Cie​kawe, czy kie​dy​kol​wiekodzy​ska pew​ność sie​bie?Usia​dłam na twar​dej kana​pie naprze​ciwko jej krze​sła, a wtedy Lacey zwró​ciła sięlekko w moją stronę, jakby cie​kawa, co mam do powie​dze​nia.Tyle że nie zapla​no​-wa​łam, co wła​ści​wie chcę jej powie​dzieć.Musia​łam impro​wi​zo​wać.– Mam na imię Slo​ane.Uśmiech​nęła się i utkwiła we mnie spoj​rze​nie sze​roko otwar​tych oczu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl