[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Uważam.- Tak?- Uważam, że możecie sobie to zabrać.Bierzcie.- Praworządny obywatel.Ma pan tu jakiś wózek?- A nie wie pan przypadkiem, co takiego mówią o krasnoludach? - wtrącił Cuddy.Angui raz jeszcze przyszło do głowy, że Marchewa nie ma w duszy ani śladu ironii.Każde słowo traktował poważnie.Gdyby ten człowiek wytrzymał, Marchewa prawdopodobnie by zrezygnował z uzbrojenia.Oczywiście, istniała drobna różnica pomiędzy „prawdopodobnie” a „z pewnością”.Nobby dotarł już do końca rzędu.Od czasu do czasu piszczał z zachwytu, znajdując jakiś ciekawy młot bojowy czy wyjątkowo groźnie wyglądającą klingę.Usiłował utrzymać wszystko naraz.Nagle upuścił cały zbiór i pobiegł przed siebie.- O rany.Klatchiańska machina ogniowa! To już bardziej mój meteor!Słyszeli, jak przesuwa coś w mroku.Pojawił się w końcu, pchając przed sobą niewielki pojemnik na małych piszczących kółkach.Miał różne dźwignie i skórzane miechy, a z przodu dyszę.Przypominał bardzo duży garnek.- Nawet skórę oliwili tu jak należy!- Co to? - zdziwił się Marchewa.- I jest olej w zbiorniku! - wołał Nobby, poruszając energicznie dźwignią w górę i w dół.- Kiedy ostatnio o niej słyszałem, machina była zakazana w ośmiu krajach, a trzy religie zagroziły ekskomuniką żołnierzom, którzy by jej używali* [przyp.: Pięć innych powitało ją z radością jako świętą broń i nakazało wykorzystywać przeciwko niewiernym, heretykom, gnostykom i ludziom, którzy się wiercą podczas modłów.].Ktoś ma ogień?- Trzymaj - powiedział Marchewa.- Ale co.- Patrzcie!Nobby zapalił zapałkę, przyłożył do rurki z przodu urządzenia i nacisnął dźwignię.Po dłuższej chwili udało im się zgasić płomienie.- Wymaga regulacji - stwierdził Nobby spod maski sadzy.- Nie - rzekł Marchewa.Do końca życia miał zapamiętać strugę ognia przypalającą mu twarz w drodze do przeciwległej ściany.- Ale to.- Nie.Jest zbyt niebezpieczna.- Przecież ma być.- Chodzi mi o to, że może poranić ludzi.- Aha - powiedział Nobby.- No tak.Trzeba było uprzedzić.Szukamy broni, która nie rani ludzi, tak?- Kapralu Nobbs - odezwał się surowo sierżant Colon, który stał jeszcze bliżej ognia niż Marchewa.- Słucham, sierżancie.- Słyszeliście, co powiedział kapral Marchewa.Żadnej pogańskiej broni.A przy okazji, jak to się stało, że tyle wiecie o uzbrojeniu?- Służba w wojsku.- Naprawdę, Nobby? - zdziwił się Marchewa.- Miałem specjalną funkcję, sir.Bardzo odpowiedzialną.- Co to było?- Kwatermistrz, sir.- Nobby zasalutował sprężyście.- Byłeś kwatermistrzem? W czyjej armii?- Diuka Pseudopolis, sir.- Ale Pseudopolis zawsze przegrywało wojny!- No.właściwie.- Komu sprzedałeś ich broń?- To oszczerstwo i tyle! Zwykle dużo czasu zajmowało jej czyszczenie i ostrzenie.- Nobby, to ja, Marchewa.Opanuj się.Jak dużo czasu, w przybliżeniu?- W przybliżeniu? Około stu procent, jeśli mówimy o przybliżonych rachunkach, sir.- Nobby.- Tak, sir?- Nie musisz do mnie mówić „sir”.- Tak jest.W końcu Cuddy pozostał wierny swojemu toporowi, choć po namyśle dodał jeszcze kilka zapasowych.Sierżant Colon wybrał pikę, bo pika ma tę właściwość - bardzo ważną właściwość - że wszystko dzieje się na jej drugim końcu, to znaczy bardzo daleko.Młodsza funkcjonariusz Angua bez wielkiego entuzjazmu wybrała krótki miecz, a kapral Nobbs.Kapral Nobbs wyglądał jak mechaniczny jeżozwierz, ze sterczącymi ostrzami, łukami, klingami i kulistymi obiektami na łańcuchach.- Jesteś pewien, Nobby? - spytał Marchewa.- Nie chciałbyś czegoś zostawić?- Tak trudno coś wybrać.Detrytus zachował swoją wielką kuszę.- Nic więcej nie weźmiesz, Detrytus?- Wezmę Flinta i Morenę, sir.Oba trolle, które wcześniej pracowały w arsenale, stanęły za Detrytusem.- Zakląłem ich - zapewnił Detrytus.- Użyłem trollowej klątwy.Flint zasalutował po amatorsku.- Powiedział, że wkopie nam nasze „goohuloog” głowy do środka, jeśli nie wstąpimy do straży i nie będziemy robić, co nam każą, sir.- Bardzo stara trollowa klątwa - wyjaśnił Detrytus.- Bardzo sławna, bardzo tradycyjna.- Jeden z nich mógłby nieść klatchiańską machinę ogniową - zaproponował Nobby.- Nie, Nobby.A zatem.witajcie w straży.- Kapralu Marchewa!- Słucham, Cuddy.- To niesprawiedliwe.Są trollami.- Przyda się każdy człowiek, Cuddy.Marchewa odstąpił o krok.- Słuchajcie.Nie chcemy, by ludzie pomyśleli, że szukamy kłopotów - powiedział.- Nie.Tak wyposażeni nie będziemy musieli ich szukać - stwierdził przygnębiony Colon.- Pytanie, sir! - odezwała się Angua.- Słucham, młodsza funkcjonariusz Angua.- Kto jest nieprzyjacielem?- Z takim wyglądem bez żadnego problemu znajdziemy nieprzyjaciół - mruknął sierżant Colon.- Nie szukamy nieprzyjaciół, szukamy informacji - oznajmił Marchewa.- Najlepszą bronią, jaką możemy w tej chwili wykorzystać, jest prawda.Zaczniemy od wizyty w Gildii Błaznów, żeby się dowiedzieć, dlaczego brat Fasollo ukradł rusznic.- A ukradł rusznic?- Myślę, że mógł to zrobić.Tak.- Przecież zginął, zanim rusznic został skradziony! - zaprotestował Colon.- Tak - przyznał Marchewa.- Wiem o tym.- To jest coś, co nazywam alibi - stwierdził Colon.Oddział stanął w szyku i - po krótkiej dyskusji wśród trolli na temat tego, która noga jest prawa, a która lewa - odmaszerował.Nobby oglądał się tęsknie za machiną ogniową.Czasami lepiej użyć miotacza ognia niż narzekać na ciemność.***Dziesięć minut później udało im się przedrzeć przez tłum i dotarli przed gildie.- Widzicie? - spytał Marchewa.- Stoją obok siebie - stwierdził Nobby.- Co z tego? I tak jest między nimi mur.- Nie byłbym taki pewien.Może lepiej zobaczymy.- Mamy czas? - wtrąciła Angua [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl