Pokrewne
- Strona Główna
- IGRZYSKA MIERCI 01 Igrzyska mierci
- Michael Judith cieżki kłamstwa 01 cieżki kłamstwa
- Howatch Susan Bogaci sš różni 01 Bogaci sš różni
- Collins Suzanne Igrzyska mierci 01 Igrzyska mierci
- Chattam Maxime Otchłań zła 01 Otchłań zła
- Agustin Sanchez Vidal Krwawy wezel
- Henryk Sienkiewicz Potop tom 1
- Kunzru Hari Impresjonista
- Eco Umberto Baudolino (2)
- Anne McCaffrey Jezdzcy Smokow smoczy spiewak
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- psmlw.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To stara arcońska takty-ka.Ale kiedy przyjdzie buldożer i rozwali wasze mury,zaczynacie walczyć.Jemba nie jest w niczym lepszy odbuldożera.Chce nas zniszczyć.Brońmy się!Chwyciła swój blaster.Górnicy w odpowiedzi takżepodnieśli broń.Obi-Wan patrzył z podziwem na tę nie-zwykłą kobietę.Było w niej tyle ognia, że mógłby spalićcały statek.Wystarczyłaby iskra.Tylko że tej walki nie można było wygrać.Oui-Gon miałrację.To nie jest dobry czas ani miejsce.Jembę trzebapowstrzymać, ale nie można tego zrobić w tej chwili.- Si Treemba! - zawołał nagle Obi-Wan.- Przyjacielu.proszę cię, zaczekaj.Oui-Gon spojrzał na niego z szacunkiem.Chłopak jednaknie miał czasu się tym ucieszyć.Cała jego uwaga byłaskupiona na Si Treembie.Czasami moc przyjazni odnosiskutek tam, gdzie Moc zawodzi.Si Treemba odwrócił głowę i popatrzył na niego zwahaniem.Byłoby dla niego aktem ogromnej odwagiodłączyć się od swoich arcońskich towarzyszy.Obi-Wandobrze o tym wiedział, l wiedział też, że nie może powtórzyćswojej prośby.To byłaby zniewaga dla Arconianina.Po chwili długiej jak wieczność Si Treemba nieznaczniekiwnął głową.Odwrócił się i przeszedł z powrotem przezcały pokój, by stanąć koło Clat Hy i Obi-Wana.Długi, świszczący dzwięk wypełnił całe pomieszczenie.Arconianie, jeden po drugimi, szli w jego ślady.ROZDZIAA 16Negocjacje utknęły w martwym punkcie.Nie pozostało nicinnego, jak tylko opuścić salę.Obi-Wan stał koło Qui-Gona.Rycerz trzymał się dzielnie podczas całego zajścia, ale potspływał mu po twarzy i Obi-Wan mógł tylko sobiewyobrazić, ile trudu kosztowało go utrzymanie tak ogromnejkoncentracji.- Odprowadzę cię do kabiny - zaproponował nie-śmiało.Rycerz musiał czuć się naprawdę bardzo zle, skoronawet nie próbował oponować.Dość długo trwało, zanim wydostali się na korytarzprowadzący do jego pokoju.Oui-Gon chwiał się na nogach,przed oczami tańczyły mu czarne płaty.Dobrze, że ktoś byłteraz przy nim.Na ostatnim zakręcie stracił równowagę ibyłby upadł, gdyby Obi-Wan nie podtrzymał go w porę.Wszystko dobrze? - zapytał z troską w głosie.Jeszcze nie, ale będzie.- Ranny uśmiechnął sięsłabo.- Potrzebuję tylko.skupienia.Obi-Wan pomógł mu wejść do kabiny i poczekał, ażrycerz usiądzie.Od pewnego czasu w jego głowie dojrzewałpewien plan.Chyba nie będzie wielkim błędem, jeśliprzedstawi go teraz rycerzowi?- Mistrzu - zaczął niepewnie - mam pewien pomysł.Wejdę jeszcze raz na teren Korporacji Pozaplanetarnej.Znam już rozkład kanałów wentylacyjnych, więc nie za-błądzę.Znajdę Jembę, poczekam, aż będzie sam, i wtedygo dopadnę.Oui-Gon na moment przymknął oczy.Zdawało się, żepropozycja chłopca sprawia mu większy ból niż rana.- Nie - zawyrokował twardo.- Nie wolno ci tegozrobić.Jeszcze przed chwilą podziwiał odwagę Obi-Wana igodność, z jaką ten młody chłopak stawił czoło Jembie.Ateraz znowu te lekkomyślne pomysły, młodzieńcza nad-gorliwość, która bierze górę nad rozsądkiem.Oczywiście, Oui-Gon musiał przyznać w duchu, że po-mysły Obi-Wana nie były wcale bardziej nierozważne odtych, które sam miewał w jego wieku.Nie mógł zrozumieć, cogo tak mocno wyprowadza z równowagi.Uniósł się nieco w fotelu.Ramię mu zapłonęło, jakby ktośje przypalał żywym ogniem.Próbował przez cały czaszapanować nad bólem, ale teraz było to ponad jego siły.Spójrz, jesteś ranny - mówił Obi-Wan.- Wiem, żenie możesz teraz walczyć.Ale ja to zrobię za ciebie! Będękontrolował swój gniew i zrobię, co trzeba.Gdy Jemba bę-dzie już martwy.to nic nie zmieni - przerwał mu Jedi.- Nie rozu-miesz tego, Obi-Wanie? Zmierć Jemby nie jest rozwiąza-niem.To tylko jeden z wielu Huttów, tak samo złychi pysznych jak on sam.Albo i bardziej.Na miejsce Jembyprzyjdzie następny, być może dużo gorszy.Jedyne co mo-żemy zrobić, to nauczyć tych ludzi.Ale on jest zły, prawda? - Obi-Wan przerwał mu nie-cierpliwie.Złe jest to, co robi - odparł Jedi.Nigdy jeszcze nie widziałem nikogo równie złego! -krzyknął chłopiec.Smutny uśmiech przemknął przez twarz Qui-Gona.- A dużo już widziałeś w życiu, młodzieńcze?Obi-Wan umilkł, zawstydzony.Tak, musi się jeszcze wielenauczyć.Wszystko w nim krzyczało, że Jemba jest poprostu zły, że napawa się cierpieniem niewinnych ofiar.Jeśliktokolwiek zasługiwał na gorszy los niż ten, który stał sięudziałem Arconian, to tym kimś był tylko Jemba [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.To stara arcońska takty-ka.Ale kiedy przyjdzie buldożer i rozwali wasze mury,zaczynacie walczyć.Jemba nie jest w niczym lepszy odbuldożera.Chce nas zniszczyć.Brońmy się!Chwyciła swój blaster.Górnicy w odpowiedzi takżepodnieśli broń.Obi-Wan patrzył z podziwem na tę nie-zwykłą kobietę.Było w niej tyle ognia, że mógłby spalićcały statek.Wystarczyłaby iskra.Tylko że tej walki nie można było wygrać.Oui-Gon miałrację.To nie jest dobry czas ani miejsce.Jembę trzebapowstrzymać, ale nie można tego zrobić w tej chwili.- Si Treemba! - zawołał nagle Obi-Wan.- Przyjacielu.proszę cię, zaczekaj.Oui-Gon spojrzał na niego z szacunkiem.Chłopak jednaknie miał czasu się tym ucieszyć.Cała jego uwaga byłaskupiona na Si Treembie.Czasami moc przyjazni odnosiskutek tam, gdzie Moc zawodzi.Si Treemba odwrócił głowę i popatrzył na niego zwahaniem.Byłoby dla niego aktem ogromnej odwagiodłączyć się od swoich arcońskich towarzyszy.Obi-Wandobrze o tym wiedział, l wiedział też, że nie może powtórzyćswojej prośby.To byłaby zniewaga dla Arconianina.Po chwili długiej jak wieczność Si Treemba nieznaczniekiwnął głową.Odwrócił się i przeszedł z powrotem przezcały pokój, by stanąć koło Clat Hy i Obi-Wana.Długi, świszczący dzwięk wypełnił całe pomieszczenie.Arconianie, jeden po drugimi, szli w jego ślady.ROZDZIAA 16Negocjacje utknęły w martwym punkcie.Nie pozostało nicinnego, jak tylko opuścić salę.Obi-Wan stał koło Qui-Gona.Rycerz trzymał się dzielnie podczas całego zajścia, ale potspływał mu po twarzy i Obi-Wan mógł tylko sobiewyobrazić, ile trudu kosztowało go utrzymanie tak ogromnejkoncentracji.- Odprowadzę cię do kabiny - zaproponował nie-śmiało.Rycerz musiał czuć się naprawdę bardzo zle, skoronawet nie próbował oponować.Dość długo trwało, zanim wydostali się na korytarzprowadzący do jego pokoju.Oui-Gon chwiał się na nogach,przed oczami tańczyły mu czarne płaty.Dobrze, że ktoś byłteraz przy nim.Na ostatnim zakręcie stracił równowagę ibyłby upadł, gdyby Obi-Wan nie podtrzymał go w porę.Wszystko dobrze? - zapytał z troską w głosie.Jeszcze nie, ale będzie.- Ranny uśmiechnął sięsłabo.- Potrzebuję tylko.skupienia.Obi-Wan pomógł mu wejść do kabiny i poczekał, ażrycerz usiądzie.Od pewnego czasu w jego głowie dojrzewałpewien plan.Chyba nie będzie wielkim błędem, jeśliprzedstawi go teraz rycerzowi?- Mistrzu - zaczął niepewnie - mam pewien pomysł.Wejdę jeszcze raz na teren Korporacji Pozaplanetarnej.Znam już rozkład kanałów wentylacyjnych, więc nie za-błądzę.Znajdę Jembę, poczekam, aż będzie sam, i wtedygo dopadnę.Oui-Gon na moment przymknął oczy.Zdawało się, żepropozycja chłopca sprawia mu większy ból niż rana.- Nie - zawyrokował twardo.- Nie wolno ci tegozrobić.Jeszcze przed chwilą podziwiał odwagę Obi-Wana igodność, z jaką ten młody chłopak stawił czoło Jembie.Ateraz znowu te lekkomyślne pomysły, młodzieńcza nad-gorliwość, która bierze górę nad rozsądkiem.Oczywiście, Oui-Gon musiał przyznać w duchu, że po-mysły Obi-Wana nie były wcale bardziej nierozważne odtych, które sam miewał w jego wieku.Nie mógł zrozumieć, cogo tak mocno wyprowadza z równowagi.Uniósł się nieco w fotelu.Ramię mu zapłonęło, jakby ktośje przypalał żywym ogniem.Próbował przez cały czaszapanować nad bólem, ale teraz było to ponad jego siły.Spójrz, jesteś ranny - mówił Obi-Wan.- Wiem, żenie możesz teraz walczyć.Ale ja to zrobię za ciebie! Będękontrolował swój gniew i zrobię, co trzeba.Gdy Jemba bę-dzie już martwy.to nic nie zmieni - przerwał mu Jedi.- Nie rozu-miesz tego, Obi-Wanie? Zmierć Jemby nie jest rozwiąza-niem.To tylko jeden z wielu Huttów, tak samo złychi pysznych jak on sam.Albo i bardziej.Na miejsce Jembyprzyjdzie następny, być może dużo gorszy.Jedyne co mo-żemy zrobić, to nauczyć tych ludzi.Ale on jest zły, prawda? - Obi-Wan przerwał mu nie-cierpliwie.Złe jest to, co robi - odparł Jedi.Nigdy jeszcze nie widziałem nikogo równie złego! -krzyknął chłopiec.Smutny uśmiech przemknął przez twarz Qui-Gona.- A dużo już widziałeś w życiu, młodzieńcze?Obi-Wan umilkł, zawstydzony.Tak, musi się jeszcze wielenauczyć.Wszystko w nim krzyczało, że Jemba jest poprostu zły, że napawa się cierpieniem niewinnych ofiar.Jeśliktokolwiek zasługiwał na gorszy los niż ten, który stał sięudziałem Arconian, to tym kimś był tylko Jemba [ Pobierz całość w formacie PDF ]