[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Eulalia zatrzymała się przed trzecim, rozsunęła zasłony i weszła w krótki, wąski korytarz.Przystanęła przy jednych z czworga drzwi, nacisnęła lekko klamkę i zajrzała do środka.Po chwili weszła do komnaty, dając znak mężczyznom, by do niej dołączyli.Znaleźli się w niewielkim, lecz wygodnie wyposażonym pokoju, sprawiającym wrażenie komnaty gościnnej.Zdobiły ją kunsztowne draperie i bogato rzeźbione, łóżko.Na zydlu na środku komnaty siedział mężczyzna, bawiący się z płowym kocięciem o pręgowanym ogonie: ciągnął przed nim zawiązaną na supeł wstążkę i przypatrywał się, jak zwierzątko podskakuje i przewraca się na grzbiet w pościgu za tasiemką.Strój i poza mężczyzny świadczyły, że jest arystokratą.Był bardzo chudy.Gdy nachylał się do przodu, płaska pierś i lekko zgarbione barki świadczyły dobitnie, że nie parał się w życiu ciężką pracą ani wojaczką.Mimo to nie sprawiał wrażenia chorego; był nawet w chłopięcy sposób przystojny.Siwiejące na skroniach, lecz gęste, ciemne włosy świadczyły, że był w średnim wieku; ich obfitość sprawiała, że głowa wyglądała na nieproporcjonalnie dużą wobec szczupłego ciała.Mężczyzna był gładko ogolony i widać było, że przywiązuje wagę do swego wyglądu.Miał na sobie skrojony na miarę kostium z zielonego atłasu z obszytymi srebrną nicią rozcięciami na piersi i ramionach.Po wejściu gości uniósł ku nim twarz, na której malował się wyraz dobrodusznego rozbawienia.- Baronie, oto człowiek, którego pragnęłam ci przedstawić.- Eulalia skłoniła się z szacunkiem.- Ach, tak.Jesteś Conan, porucznik w kompanii najemników? - Mężczyzna nazywany baronem upuścił wstążkę, by kocię nadal mogło się nią bawić.Gospodarz podszedł do Cymmerianina i delikatnie uścisnął jego dłoń.-Jestem Stefany.Czy ty również żywisz wątpliwości, w jakim kierunku zmierza nasz bunt?- Nie miałem ich do dzisiejszego wieczora- odparł szczerze Conan.- Ivor może jeszcze opamiętać się, zrozumieć, co jest dla niego najlepsze.- Mało prawdopodobne.- Stefany podniósł z podłogi kocię, które zdołało w tym czasie zaplątać się we wstążkę, i usiadł z powrotem na zydlu.- W Tantuzjum od dawna rządzi się źle - od czasów, poprzedzających narodziny obecnego pokolenia, na długo przed wstąpieniem na tron potężnego Strabonusa Kotyjskiego.Nowym władcom o wiele łatwiej podążać starymi koleinami, niż silić się na opracowanie sprawiedliwszej metody rządów.- Złożył wijącego się kociaka na kolanach i zaczął go zręcznie głaskać.- Przyłączyliśmy się do Ivora, ponieważ umie pociągnąć ludzi za sobą, czego na przykład ja nie potrafię.Książę jest silny i zdecydowany; potrafi odmalować słowami wspaniałą wizję przyszłości.Rozbudził wyobraźnię ludu i przekonał ich do sprawy narodowej niepodległości.- Stefany pokręcił z zadumą głową.- Kto jednak potrafi orzec, jakie obrazy roją się przed ciemnym zwierciadłem jego umysłu? Chociaż umożliwiliśmy mu zdobycie władzy, niektórzy z nas nauczyli się nie ufać jego skrywanym motywom.Proszę, Conanie, moi drodzy posłańcy, raczcie spocząć.Conan wsparł się na skraju stołu między baronem i wejściem.- Dla przywódcy siła jest bardziej niezbędna niż dobroć.Jeżeli tylko Ivor potrafi ulepić ze skłóconych frakcji pełną woli działania partię, osłabianie go może grozić katastrofą.Spiskując za jego plecami ryzykujecie, że szybciej ściągniecie sobie na głowy zemstę Strabonusa.- Tak, kapitanie - przytaknął Stefany.- Natknęliśmy się na stary paradoks buntów: nowy porządek musi być surowszy od starego.Mimo to jako cudzoziemiec nie wiesz o kilku sprawach.Gdyby rozgłosić je wśród ludu, zwątpiono by w przydatność Ivora jako przywódcy.Nie będę cię raczyć historią rodu księcia ani opowieściami o dawnych władcach Tantuzjum.Musimy strzec się bacznie samego Ivora - ale na razie dosyć o nim! Krótko mówiąc, znajdujemy się w mniej więcej takiej samej sytuacji jak mój ulubieniec.Cudowny pieszczoszek, czyż nie? Aj, gryzie jak diablę! - Stefany zacisnął szczęki, gdy kocię rzuciło się na rękaw jego żupana barwy leśnej zieleni, ze wszystkich sił próbując roznieść go na strzępy przy użyciu drobniutkich pazurków i ostrych jak igły ząbków.- Znalazł go i przyniósł mi jeden z leśniczych z moich włości.Nie mam pojęcia, co z niego wyrośnie: oswojone, łagodne zwierzę domowe czy dziki, krwiożerczy ryś.Zaczynam podejrzewać, że to drugie.- Baron wstał i podszedł do stołu.Znajdowała się na nim drewniana klatka.Stefany nachylił się, wsunął ramię do środka i trąc o drewno, pozbył się małego drapieżnika.Kocię zaczęło miauczeć żałośnie i wdrapywać się na ściany klatki.Baron obrócił się w stronę Cymmerianina, masując szczupłe ramię przez poszarpany rękaw.- Dlatego też bacznie przyglądamy się każdemu następcy w szlacheckich rodach, by przekonać się, jaki jest charakter młodego pokolenia, Do tej pory byli to wyłącznie drapieżnicy.- Potrząsnął smętnie głową.- Tantuzjum nie może pozwolić sobie na kolejnego tyrana.Zamiana satrapy ze stolicy na miejscowego byłaby marnym interesem dla naszej prowincji.- Masz naiwne pojęcie o panowaniu, baronie.- Conan ode- pchnął się niecierpliwie od stołu.- W hyborejskich królestwach równie łatwo jest znaleźć złoty samorodek w stercie gnoju co króla o łaskawym sercu.- Masz pewnie rację.- Stefany uśmiechnął się smutno.- Mimo to, gdybym zdołał przedstawić ci dowody niegodności Ivora - zwłaszcza nadużycia zaufania twojego i reszty najemników - czy zechciałbyś wystąpić jako mój poseł i spróbował namówić ich do przejścia na naszą stronę?- Najpierw musiałbym ujrzeć te dowody.- Conan wzruszył ramionami.- W takim razie wróć tu pojutrze w nocy, o wschodzie księżyca.Sam.- Jak mam niby wejść do pałacu? - Conan popatrzył podejrzliwie na barona.- Mam rozwalić łby strażnikom przy bramie, czy może pod murami biegnie tajny tunel?- Wierz mi, Conanie, pożałowałbyś, gdybyś odważył zapuścić się samotnie w podziemia pałacu w środku nocy.- Stefany zajrzał z posępną miną w oczy Cymmerianina.- Moi pomocnicy pokażą ci, jak zdołasz tu dotrzeć.Skinął na Eulalię i Randalfa, siedzących na wyściełanym kufrze pod ścianą.Dziewczyna ujęła Conana za rękę i podprowadziła do zasłoniętego kotarami okna z wykuszem i balustradą.Gdy zatrzymali się, przez chwilę pozwoliła barbarzyńcy chłonąć widok odcinka pałacowych murów, oświetlonego zatkniętymi w dużych odstępach pochodniami.Z oddali dobiegało stukanie kroków wartownika.Za pałacem rozciągały się niezliczone kanciaste, jak gdyby nastroszone dachy domów Tantuzjum.Żółtawy blask i stłumiona wrzawa, dochodząca z placu targowego od strony głównej bramy miejskiej świadczyły, że świętującym nie zabrakło jeszcze sił [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl