Pokrewne
- Strona Główna
- Joseph P. Farrell Wojna nuklearna sprzed 5 tysięcy lat
- Campbell Joseph The Masks Of God Primitive Mythology
- Farrel Joseph P. Wojna nuklearna sprzed 5 tysicy lat
- bedier joseph dzieje tristana i izoldy (3)
- Bedier Joseph Dzieje Tristana i Izoldy (2)
- Amy Lane Chase in Shadow
- Golding William Wladca Much (2)
- Pullman Philip Mroczne materie 2 Magiczny nóż
- Brandon Sanderson Elantris
- J.R.R Tolkien Niedokonczone opowiesci t.1
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- siekierski.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wypił połowę, obtarł wąsy i zauważył opryskliwie:— Niech pan nie wyobraża sobie, że w tym opowiadaniu będą sceny z życia na morzu, nic podobnego.Jeśli pan chce sam coś dodać, może pan to zrobić w tym miejscu.Przypuszczam, że ma pan pojęcie, jak wygląda dziesięć dni niepogody na kanale La Manche? Bo ja nie mam żadnego.W każdym razie dziesięć dni upłynęło.Pewnego poniedziałku Cloete, spóźniwszy się trochę do biura, usłyszał w pokoju George’a głos kobiecy.Zajrzawszy tam, zobaczył biurko i podłogę zarzucone gazetami, na krześle żonę kapitana Harry’ego z zaczerwienionymi oczami, obok niej torbę podróżną.„Spójrz” — rzekł do niego George, ogromnie zdenerwowany, pokazując mu gazetę.Serce Cloete’a zabiło żywiej.Ha! Rozbicie statku w zatoce Westportu.„Sagamore” rozbił się w niedzielę wczesnym rankiem, tak że dziennikarze mieli czas upiększyć opis.Zapełnili nim całe kolumny.Łodzie ratunkowe wypływały dwukrotnie.Kapitan i załoga pozostali na statku.Wezwano na pomoc holowniki.Jeśli pogoda będzie sprzyjać, jest nadzieja uratowania tego pięknego, ogólnie znanego statku.Pan wie, jak to gazety potrafią opisać.Żona kapitana wstąpiła na chwilę po drodze na stację.Miała jeszcze godzinę czasu.Cloete odprowadził George’a na stronę: „Tam, do diabła, statek znów uratowany.Nie należy do tego dopuścić.” George spojrzał na niego zaskoczony; żona kapitana wciąż szlochała z cicha: „Powinnam była z nim popłynąć.Teraz muszę czym prędzej dostać się do niego.” „Pojedziemy wszyscy razem!” — zawołał nagle Cloete.Wybiegł pośpiesznie, aby kapitanowej przysłać filiżankę gorącego bulionu ze sklepu naprzeciwko, kupił dla niej koc, pomyślał o wszystkim; w pociągu otulał ją i całą drogę zabawiał rozmową o tym i o owym, niby to dla podtrzymania jej na duchu, a w rzeczywistości dlatego, że nie posiadał się z radości.Wypadkiem stało się to, czego pragnął: nic nie będą potrzebowali zapłacić.Stało się, naprawdę się stało.W głowie mu się kręciło, gdy o tym pomyślał.Co za szczęście! Oszałamiające! Miał ochotę skakać i śpiewać z radości.George Dunbar tymczasem siedział w kącie z tak nieszczęśliwą twarzą, aż wreszcie kapitanowa zaczęła mu dodawać otuchy i opowiadając, jak Harry jest ostrożny, sama się pocieszyła; tłumaczyła mu, że kapitan nie narazi na niepotrzebne niebezpieczeństwo ani siebie, ani załogi, i wiele tym podobnych rzeczy.Jak tylko przyjechali do Westport, dowiedzieli się na stacji, że łódź ratunkowa jeszcze raz dopłynęła do statku; przywiozła porucznika, który był ranny, i paru marynarzy.Kapitan z resztą załogi, razem około piętnastu ludzi, pozostał na statku.Holowniki oczekiwane są lada moment.Zawieźli żonę kapitana do zajazdu znajdującego się prawie naprzeciw skał; pobiegła wprost na górę, aby spojrzeć przez okno, i głośno krzyknęła, ujrzawszy rozbity okręt.Zaczęła tłumaczyć, że nie będzie spokojna, dopóki się nie dostanie na statek, do męża.Cloete starał się ją uspokoić, jak mógł.„Doskonale, niech pani przekąsi cokolwiek i pójdziemy się czegoś dowiedzieć.” Wyprowadził George’a z pokoju.„Posłuchaj! Ona nie może popłynąć na statek, ale ja to zrobię.Dopilnuję, aby kapitan nie pozostał na okręcie zbyt długo.Chodźmy poszukać sternika łodzi ratunkowej.” George wyszedł z Cloete’em.Od czasu do czasu wstrząsały nim dreszcze.Fale zalewały stare molo; wiatr nie był silny, ponad przystanią zawisło dzikie, ponure niebo.Na całym widnokręgu widoczny był tylko holownik kierujący się na morze, pokazujący się i znikający z oczu z regularnością wahadła.„Tak — oświadczył odnaleziony sternik — wyruszamy znów na morze.Na statku nie grozi im jeszcze niebezpieczeństwo.Ale słaba jest nadzieja wyratowania go.Jednak o ile wiatr się nie wzmoże, a fala się zmniejszy, spróbujemy go ratować.” Po krótkiej rozmowie zgodził się zabrać ze sobą Cloete’a pod pretekstem, że ten musi zakomunikować kapitanowi ważną wiadomość od właścicieli statku.Otucha wstępowała w serce Cloete’a, ile razy spoglądał na niebo, takie było groźne.George Dunbar chodził za nim blady i milczący.Cloete namówił go na jeden i drugi kieliszek i po jakimś czasie odzyskał trochę ducha.„Tak lepiej — stwierdził Cloete [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Wypił połowę, obtarł wąsy i zauważył opryskliwie:— Niech pan nie wyobraża sobie, że w tym opowiadaniu będą sceny z życia na morzu, nic podobnego.Jeśli pan chce sam coś dodać, może pan to zrobić w tym miejscu.Przypuszczam, że ma pan pojęcie, jak wygląda dziesięć dni niepogody na kanale La Manche? Bo ja nie mam żadnego.W każdym razie dziesięć dni upłynęło.Pewnego poniedziałku Cloete, spóźniwszy się trochę do biura, usłyszał w pokoju George’a głos kobiecy.Zajrzawszy tam, zobaczył biurko i podłogę zarzucone gazetami, na krześle żonę kapitana Harry’ego z zaczerwienionymi oczami, obok niej torbę podróżną.„Spójrz” — rzekł do niego George, ogromnie zdenerwowany, pokazując mu gazetę.Serce Cloete’a zabiło żywiej.Ha! Rozbicie statku w zatoce Westportu.„Sagamore” rozbił się w niedzielę wczesnym rankiem, tak że dziennikarze mieli czas upiększyć opis.Zapełnili nim całe kolumny.Łodzie ratunkowe wypływały dwukrotnie.Kapitan i załoga pozostali na statku.Wezwano na pomoc holowniki.Jeśli pogoda będzie sprzyjać, jest nadzieja uratowania tego pięknego, ogólnie znanego statku.Pan wie, jak to gazety potrafią opisać.Żona kapitana wstąpiła na chwilę po drodze na stację.Miała jeszcze godzinę czasu.Cloete odprowadził George’a na stronę: „Tam, do diabła, statek znów uratowany.Nie należy do tego dopuścić.” George spojrzał na niego zaskoczony; żona kapitana wciąż szlochała z cicha: „Powinnam była z nim popłynąć.Teraz muszę czym prędzej dostać się do niego.” „Pojedziemy wszyscy razem!” — zawołał nagle Cloete.Wybiegł pośpiesznie, aby kapitanowej przysłać filiżankę gorącego bulionu ze sklepu naprzeciwko, kupił dla niej koc, pomyślał o wszystkim; w pociągu otulał ją i całą drogę zabawiał rozmową o tym i o owym, niby to dla podtrzymania jej na duchu, a w rzeczywistości dlatego, że nie posiadał się z radości.Wypadkiem stało się to, czego pragnął: nic nie będą potrzebowali zapłacić.Stało się, naprawdę się stało.W głowie mu się kręciło, gdy o tym pomyślał.Co za szczęście! Oszałamiające! Miał ochotę skakać i śpiewać z radości.George Dunbar tymczasem siedział w kącie z tak nieszczęśliwą twarzą, aż wreszcie kapitanowa zaczęła mu dodawać otuchy i opowiadając, jak Harry jest ostrożny, sama się pocieszyła; tłumaczyła mu, że kapitan nie narazi na niepotrzebne niebezpieczeństwo ani siebie, ani załogi, i wiele tym podobnych rzeczy.Jak tylko przyjechali do Westport, dowiedzieli się na stacji, że łódź ratunkowa jeszcze raz dopłynęła do statku; przywiozła porucznika, który był ranny, i paru marynarzy.Kapitan z resztą załogi, razem około piętnastu ludzi, pozostał na statku.Holowniki oczekiwane są lada moment.Zawieźli żonę kapitana do zajazdu znajdującego się prawie naprzeciw skał; pobiegła wprost na górę, aby spojrzeć przez okno, i głośno krzyknęła, ujrzawszy rozbity okręt.Zaczęła tłumaczyć, że nie będzie spokojna, dopóki się nie dostanie na statek, do męża.Cloete starał się ją uspokoić, jak mógł.„Doskonale, niech pani przekąsi cokolwiek i pójdziemy się czegoś dowiedzieć.” Wyprowadził George’a z pokoju.„Posłuchaj! Ona nie może popłynąć na statek, ale ja to zrobię.Dopilnuję, aby kapitan nie pozostał na okręcie zbyt długo.Chodźmy poszukać sternika łodzi ratunkowej.” George wyszedł z Cloete’em.Od czasu do czasu wstrząsały nim dreszcze.Fale zalewały stare molo; wiatr nie był silny, ponad przystanią zawisło dzikie, ponure niebo.Na całym widnokręgu widoczny był tylko holownik kierujący się na morze, pokazujący się i znikający z oczu z regularnością wahadła.„Tak — oświadczył odnaleziony sternik — wyruszamy znów na morze.Na statku nie grozi im jeszcze niebezpieczeństwo.Ale słaba jest nadzieja wyratowania go.Jednak o ile wiatr się nie wzmoże, a fala się zmniejszy, spróbujemy go ratować.” Po krótkiej rozmowie zgodził się zabrać ze sobą Cloete’a pod pretekstem, że ten musi zakomunikować kapitanowi ważną wiadomość od właścicieli statku.Otucha wstępowała w serce Cloete’a, ile razy spoglądał na niebo, takie było groźne.George Dunbar chodził za nim blady i milczący.Cloete namówił go na jeden i drugi kieliszek i po jakimś czasie odzyskał trochę ducha.„Tak lepiej — stwierdził Cloete [ Pobierz całość w formacie PDF ]