[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.No i jeszcze coś – dorzucił.– Mogą być kłopoty z moim sprzężeniem z magią miecza.– Co takiego? Jak to możliwe?– Nie wiem.– Jesteś tego pewny? – Kahlan starała się, żeby w jej głosie nie zabrzmiał niepokój.Potrząsnął głową, zniechęcony i zirytowany.– Nie, nie jestem.Po prostu tego ranka było jakoś inaczej, kiedy uznałem, że tak trzeba, i dobyłem miecza.Jakby jego magia opornie zareagowała na moje wezwanie.Kahlan chwilę się nad tym zastanawiała.– Może to oznacza, że tym razem migreny są innego rodzaju.Może to nie dar je powoduje.– Nawet jeżeli niektóre z nich są inne, to i tak uważam, że to dar je wywołuje – odparł.– Z poprzednimi łączy je to, że się stopniowo nasilają.– Co chcesz zrobić?Uniósł ramiona i pozwolił im opaść.– Na razie nie mamy wielkiego wyboru.Musimy zrobić to, co zaplanowaliśmy.– Moglibyśmy pójść do Zedda.Jeżeli to dar, jak przypuszczasz, to Zedd wiedziałby, co robić.Pomógłby ci.– Kahlan, czy ty naprawdę wierzysz, że w ogóle mamy szansę dotrzeć na czas do Aydindril? Nawet gdyby pominąć całą resztę, jeśli te migreny wywołuje dar, to umarłbym wiele tygodni przed dotarciem na miejsce.A przecież nie wzięliśmy jeszcze pod uwagę trudności z przedarciem się przez zalewającą Midlandy armię i Jaganga, a zwłaszcza przez oddziały wokół Aydindril.– Może go tam nie ma.Richard kopnął następny kamyk leżący na dróżce.– Myślisz, że Jagang ot, tak sobie zostawi Wieżę Czarodzieja z całą jej zawartością? Że zrezygnuje, żebyśmy mogli tego przeciwko niemu użyć?Zedd był Pierwszym Czarodziejem.Dla kogoś z jego uzdolnieniami obrona Wieży Czarodzieja nie byłaby zbyt trudna.Miał też przy sobie Adie.Stara czarodziejka prawdopodobnie i w pojedynkę mogłaby bronić takiego miejsca.Zedd dobrze wiedział, czym byłaby wieża dla Jaganga, gdyby ten ją zdobył.Będzie więc bronił wieży bez względu na wszystko.– Jagang nie przejdzie przez istniejące tam osłony – powiedziała Kahlan; tym się przynajmniej nie musieli martwić.– On o tym wie i nie będzie marnować czasu na trzymanie tam armii na próżno.– Może i masz rację, ale i tak nic nam to nie da.To zbyt daleko.Zbyt daleko.Kahlan chwyciła ramię Richarda, zatrzymała go.– Sylfa.Gdybyśmy zdołali znaleźć jedną z jej studni, moglibyśmy przebyć tę drogę w sylfie.Wiemy, że w Starym Świecie taka studnia jest w Tanimurze.I że to o wiele bliżej niż Aydindril.Richard spojrzał ku północy.– To by się mogło udać.Nie musielibyśmy omijać armii Jaganga.Wydostalibyśmy się w samej wieży.– Otoczył ramieniem jej barki.– Ale najpierw musimy się zająć tamtą sprawą.– W porządku.– Kahlan się uśmiechnęła.– Najpierw zajmiemy się mną, a potem tobą.Czuła wielką ulgę, że istniało takie rozwiązanie.Pozostali nie mogliby podróżować w sylfie – nie mieli wymaganej do tego magicznej mocy – lecz ona, Richard i Cara na pewno mogli to zrobić.I wynurzyliby się w wieży.Wieża była ogromna, miała tysiące lat.Kahlan spędziła tam sporo czasu, a widziała jedynie małą jej cząstkę.Nawet Zedd nie znał całości, bo dostępu do niej strzegły pola ochronne umieszczone tam przed wiekami przez tych, którzy mieli dar obu magii, podczas gdy Zedd miał jedynie dar magii addytywnej.Przez całe eony przechowywano tu rzadkie i niebezpieczne magiczne przedmioty, jak również zapiski i niezliczone księgi.Bardzo możliwe, że do tej pory Zedd i Adie znaleźli w wieży coś, co wypędzi Imperialny Ład do Starego Świata.Dotarcie do wieży nie tylko rozwiązałoby problemy Richarda z magicznym darem, ale i mogłoby im dostarczyć czegoś, co odwróciłoby na ich korzyść losy wojny.Aydindril, Zedd i wieża wydały się nagle bardzo bliskie.Kahlan poczuła, jak odżywa w niej optymizm, i uścisnęła dłoń Richarda.Wiedziała, że on chce iść przodem na zwiady.– Wrócę sprawdzić, co porabia Jennsen.Richard poszedł dalej, a Kahlan zwolniła i zaczekała, aż wóz znajdzie się obok.Wysoko ponad rozpaloną równiną prądy powietrzne niosły kolejny tuzin chyżolotów.Trzymały się słońca, poza zasięgiem strzał Richarda, lecz na widoku.Tom podał Kahlan bukłak z toczącego się wozu.Była tak spragniona, że łykała nagrzaną wodę, nie dbając o paskudny smak.Przepuściła wóz, oparła stopę o metalową obręcz i podciągnęła się.Jennsen wyraźnie się ucieszyła z jej towarzystwa.Kahlan odwzajemniła uśmiech, usiadła przy siostrze Richarda i rozpaczającej Betty.– Co z nią? – spytała, delikatnie głaszcząc obwisłe uszy kózki.Dziewczyna potrząsnęła głową.– Jeszcze jej takiej nie widziałam.Aż mi serce pęka.Mnie też było tak ciężko, kiedy straciłam mamę.Serce mi pęka.Kahlan współczująco ścisnęła dłoń Jennsen.– Wiem, że to ciężkie, ale zwierzęciu łatwiej to przeżyć niż ludziom.Nie przyrównuj tego do siebie i swojej mamy.To bardzo smutne, lecz inne.Betty może mieć jeszcze młode i całkiem o tym zapomni.Ty i ja zawsze byśmy pamiętały.Jeszcze zanim wypowiedziała te słowa, poczuła nagłe ukłucie bólu na myśl o nie narodzonym dziecku, które straciła.Jak mogłaby się kiedykolwiek pogodzić ze stratą dziecka Richarda? Jeżeli nawet będzie miała inne dzieci, to nigdy nie zapomni o tym, które straciła przez tamtych bydlaków.Odruchowo obracała w palcach mały, ciemny kamyk swojego naszyjnika, dumając, czy jeszcze kiedyś będzie miała dziecko, czy kiedykolwiek świat będzie bezpiecznym miejscem dla ich potomka.– Nic ci nie jest?Kahlan uświadomiła sobie, że Jennsen ją obserwuje.Zmusiła się do uśmiechu.– Po prostu martwię się z powodu Betty.Jennsen czule pogładziła łeb kózki.– Ja też.– Ale wiem, że wkrótce dojdzie do siebie.Kahlan patrzyła, jak po obu stronach wozu powoli przesuwa się bezkresna równina [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl