[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czy i ona miałaby zamrzeć tutaj jak pies, bez księdza i modlitwy, zostawiając może żywedziecko na łaskę ludzką?Pragnienie zobaczenia raz jeszcze Jana zbudziło się w niej w tej chwili.Chciała go tylko prosić,aby pomyślał o dziecku na wypadek jej śmierci.Zwierzyła się z tym Marynce, która odwiedzała jąod czasu do czasu.Marynka wyśmiała jej trwogę, mówiąc: Każda kobieta tak się stracha.To stara rzecz.Ty nie bądz głupia i nie fasonuj.Już cię Szna-glowa śmierci nie da.Baba kuta na cztery nogi, zna swój interes.Wie, że jakbyś umarła, to dług bydiabli wzięli.Już ona cię i wypasie, i od złego uchroni.Kaśka umilkła, nie przekonana wcale.Marynka myślała jeszcze chwilę nad żądaniem Kaśki, poczym rzekła: Ty nie wypatruj za tym wyrwipiętą, co cię w taki kram zapędził.Już ja ciebie znam: ty mu ni-by o dziecku gadać chcesz, a o co innego ci chodzi.Ot! Boże się pożal, co też kobiety mają we łbie.Zmizerowane to, na nogach się utrzymać nie może, a jeszcze za nim patrzy.Splunęła i zaczęła żuć kwiatki bzu.Ona teraz była bardzo rozsądna i nie oglądała się za mężczy-znami.Nawet wpisała się do bractwa różańcowego  kucharka od pani hrabiny namówiła ją dotego kroku.Kaśka powinna także to zrobić po wyjściu od Sznaglowej.Zawsze to lepiej i przyzwoiciej dladziewczyny.I ta nowo nawrócona Magdalena ciągnie dalej umoralniające kazanie, wygrzewając wsłońcu swe wychudłe ciało dawnej rozpustnicy.Kaśka siedzi tuż obok niej i patrzy smutnie oczamiw przestrzeń.Nie! Marynka ją zle osądziła, ona nie miała złego zamiaru w chęci zobaczenia Jana,szło jej tylko o dziecko.Ale Marynka tego pojąć nie może.Za chwilę, gdy Madi zawołała Kaśkę dowieczornego posiłku, dziewczyna pożegnała przyjaciółkę jeszcze smutniej niż zwykle.Marynka,poruszona tym smutkiem, zatrzymała ją chwilę. Kaśka, nie bądz ty głupia! Nie przypuszczaj sobie do głowy zgryzoty; jeszcze bez to Sznaglo-wa cię wygna od siebie i gdzie się potem obrócisz?Kaśka spojrzała na mówiącą i ciemno jej się w oczach zrobiło.Prawda, Marynka miała rację.Gdyby ją Sznaglowa teraz wygnała, gdzież by poszła, kto przygarnąłby pod dach swój podobnestworzenie?Dnia tego Sznaglowa była zadowolnioną  Kaśka jadła z pośpiechem, patrząc się przy tym woczy swej pani z uległością psa bitego.Sznaglowa pochwaliła ją za to, głaszcząc nawet po głowie,a Madi wywinęła koziołka, który w osłupienie wprawił skurczone w kącie kuchenki dzieci.Upłynęło kilka miesięcy od tej chwili.Termin słabości Kaśki zbliżał się z dniem każdym.Onasama, blada, wystraszona, włóczyła się bezczynnie prawie, pilnowana na każdym kroku przezSznaglową.Ta ostatnia świetne pokładała nadzieje i wzięła nawet zadatek z zamożnego bankier-skiego domu, w którym także za kilka tygodni spodziewano się potomka.Tam miała Kaśka pourodzeniu dziecka wejść w służbę jako mamka, a Sznaglowa pobierać pensję, niby dla umorzeniadługu, zaciągnionego przez Kaśkę w przeciągu tych kilku miesięcy.Sznaglowa zabierała w tensposób cały dochód Kaśki i otrzymywała odpowiednie wynagrodzenie za nastręczenie mamki, wy-nagrodzenie tak sowite, że samo mogło szczodrze wystarczyć jako zapłata za koszta utrzymania iwyżywienia dziewczyny.Kaśka czuła, że zaprzedała się w niewolę, ale stała się nieczułą na to, coją tu spotykało.Wobec przykrych cierpień fizycznych, strasznego osłabienia, dojmujących boleści,jakie przeszywały jej wnętrzności inne zdawało się jej drobnostką.Madi starała się dodać jej otu-chy po swojemu, to jest opowiadając o strasznych cierpieniach i męczarniach kobiet, jakich byłaświadkiem.165  Powiadam ci, Kaśko, to kolosalne podobno, ale zresztą przekonasz się sama, czy to prawda, ipowiesz mi pózniej.Mnie się zdaje, że one wszystkie trochę przesadzają!Ciszej było teraz w domu, bo Fina pojechała do ciotki na miesiące letnie, zabrawszy ze sobąwszystkie romanse  a średnia, skrofuliczna dziewczynka zmarła po prostu z wycieńczenia.Nikt oprócz Kaśki nie zwracał uwagi, że dziecko nikło coraz bardziej, chyląc główkę jak uwię-dły kwiatek.Pewnego poranku znalezioną ją martwą na brzegu sienniczka.Spała zwinięta w kłę-bek, blada, z zaciśniętymi rozpaczliwie piąstkami.Miała, tak jak zwykle, wygląd zabiedzonegokociaka.Usunięto czym prędzej Kaśkę z kuchenki i zabrano się do chowania dziecka.W kilka go-dzin już wynoszono biedną, białą trumienkę nie oznaczoną żadnym nazwiskiem.Dziecko to nie nazywało się wcale [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl