[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Glorm zamyślił się.Karenira, zerkając nań spod oka, wcale się temu zamyśleniu nie dziwiła.Przedziwna wojna wybuchła zupełnie nagle, omal z dnia na dzień.Zbagatelizowana sprawa fałszywych władców Gór z Sępiej Przełęczy, wypłynęła wkrótce po zakończeniu sławetnej narady urzędników i żołnierzy w Grombie.Tewena, badorska rezydentka Króla Gór, donosiła że.oddziały Basergora-Kragdoba zaatakowały, w okolicach Cięcia, grupy Mavali i Kagi.Mavala odpowiedziała natychmiast wyrzynając, w jednej z górskich kryjówek, oddział Kagi, nominalnie podległej Kragdobowi; nie wiedziała jeszcze, że Kaga także została napadnięta.W to wszystko wplątali się legioniści, wysłani przez Egedena tropem bandy, która spaliła „Pogromcę”.Dali komuś łupnia, zaraz potem sami zebrali tęgie baty i pchnęli do Badoru gońców, prosząc o posiłki.Nim rzecz wyjaśniono, pośród szczytów i grani trwała już w najlepsze dzika, nie kontrolowana przez nikogo wojna, w której wszyscy walczyli ze wszystkimi.Rbit spotkał się w Badorze z Teweną, po czym wrócił do Grombu.Sytuacja była poważna.Już trzy dni później wojskowi komendanci Badoru i Riksu otrzymali listy, sygnowane znanym w całym Grombelardzie, wojennym przydomkiem.„Wasza Godność” - pisał Basergor-Kragdob do każdego z nich „proszę powstrzymać się z jakimikolwiek działaniami w Górach.To, co się w nich dzieje, nie jest sprawą Legii.Zaprowadzę spokój w dwa tygodnie, ale jeśli wojskowe oddziały pozostaną w Górach, mogą zostać zmiecione wraz z wszystkimi innymi.Nasz wspólny interes wymaga, by do podobnego konfliktu nie doszło.”W Badorze jednak apel Króla Gór pozostał bez odpowiedzi.Komendant garnizonu, naciskany mocno przez Trybunał, nie mógł po prostu, choćby nawet chciał, siedzieć bezczynnie.Urzędnicy udowadniali, że waśń między rozbójnikami niezwykle sprzyja działaniom legii cesarskich.Było akurat odwrotnie: po pierwsze, wojska Drugiej Prowincji w ogóle nie były przygotowane do podjęcia - z dnia na dzień - operacji na tak dużą skalę; po drugie, ich interwencja mogła przyczynić się łatwo do zażegnania sporu między Kragdobem, Kagą i Mavalą - bez względu na wszystko, wojska imperialne były wrogiem głównym i najważniejszym, na dodatek takim, z którym nie łączyły nigdy (i łączyć nie mogły) żadne interesy.Tak więc badorczycy szykowali się do wymarszu w Góry z duszą na ramieniu, bojąc się nawet zgadywać, co będzie, jeśli wszystkie bandy z okolic Cięcia dogadają się nagle i - wsparte siłami Basergora-Kragdoba - skoczą im do gardeł.W Riksie działano z większą starannością i rozwagą (górska wojna toczyła się w końcu koło Badoru, nie Riksu); jednak i tam - jak powiadał Vilan - żołnierze byli gotowi do wymarszu.No cóż.Z czysto wojskowego punktu widzenia, należało pozostawić zwaśnionych górali samym sobie, pozwalając by wykrwawili się nawzajem.i może dopiero później wygnieść osłabionych zwycięzców.Najwyraźniej jednak Namiestnicy Trybunału nie umieli myśleć w podobnie dalekosiężny sposób; może dlatego, że prostota żołnierskiego rozumowania wydawała im się co najmniej podejrzana.Nastawieni byli na natychmiastowe działanie, choćby jego efekt miał być tylko doraźny.Tak czy inaczej - obecność wojsk w górach oznaczała kłopoty dla wszystkich.Kragdob mógł ściągnąć w rejon Badoru praktycznie dowolne siły, jednak otwarta wojna z Legią Grombelardzką była ostatnią rzeczą, jakiej pragnął.Z całą pewnością mógł odnieść teraz zwycięstwo, choćby nawet drogo okupione.Jednak oznaczało ono nic więcej, jak gigantyczną obławę w przyszłym (a może jeszcze tym samym) roku.Karenira widziała wszystkie te kłopoty zupełnie wyraźnie.Doprawdy: Król Ciężkich Gór miał powody, by popadać w głęboką zadumę.- Glorm - powiedziała - może warto rozpocząć poważne układy?Pokiwał głową.- Może warto.Ale, Karenira, komendanci legii nie zależą tylko od siebie.Gdyby tak było, wystarczyłyby same moje listy.- Dlaczego więc chcesz rozmawiać z komendantami?- A z kim? Z Trybunałem?Spojrzał bacznie.- O czym myślisz?- O rozmowie z kimś, kto może wszystko.Kto nie boi się Trybunału.ani nikogo innego.- Niezwykłe miewasz pomysły.Znów się zadumał.- Chociaż jego wysokość Ramez to podobno człowiek niegłupi.Tylko kto pójdzie do niego? Ja?- Nie, Glorm.Ja.Zaskoczony, zrobił nieokreślony gest ręką.- Chcesz prowadzić rozmowy w imieniu króla rozbójników? To cię zniszczy, wasza godność.Zamierzasz przecież pozostać w Grombelardzie? Będziesz odtąd dla wszystkich zwykłą rozbójniczką!- „Prowadzić rozmowy”.„w imieniu”.- wydęła wargi.- Po prostu gotowa jestem pośredniczyć.Nigdy nie kryłam przed nikim, że dogaduję się z przebiegaczami Gór.Poradzę sobie.- To może być niebezpieczne - wtrącił Vilan.- A jeśli.- Nie gniewaj się na mnie, wasza godność - przerwała, naśladując jego sposób mówienia - ale jeśli zaraz nie zamilkniesz, poproszę, by cię zakneblowano.Glorm odwrócił się i skinął na paru swoich ludzi.- Nie musisz prosić - powiedział.- Jego godność Vilan jest zbyt wrażliwy na twoje bezpieczeństwo, by pozostawić mu jakąkolwiek swobodę.Poczeka w sznurach, aż wrócisz.Zwiążcie go!Vilan chciał protestować, ale draby, które go pochwyciły, nie wdawały się w żadne dyskusje.2.I znów była w Grombie.Najpierw zobaczyła się z Armą.Do spotkania doprowadził Raner - siłacz, którego pałka pozostawiła, swego czasu, trwały ślad na głowie Pani Gór.Raner mieszkał u swojej kochanki, niebrzydkiej mieszczki; jej sypialnia może nie bardzo nadawała się do takich spotkań, ale była miejscem bezpiecznym.Karenira znała Armę.przelotnie.Trudno powiedzieć, żeby się lubiły.Jednak sprawy, które czekały na załatwienie, nie pozostawiały czasu na wzajemne niechęci.- Jeszcze dziś - zagaiła Armektanka - a najpóźniej jutro, muszę zobaczyć się z Księciem Przedstawicielem.Arma, choć żądanie było co najmniej zaskakujące, nie okazała zdziwienia.- Zobaczyć się z Księciem.- powtórzyła.- Nie będzie to sprawa prosta.O co chodzi?Karenira przedstawiła sytuację.- Dobrze - blondynka skinęła głową.- Rozumiem, że najlepiej, gdyby było to spotkanie poufne? Zresztą, na oficjalne posłuchanie czekać można i tygodniami.Prawda, że ciebie, Łowczynię, pewnie by przyjęto.- zastanowiła się.- Nie.Chce widzieć się z jego wysokością w cztery oczy.- Mam kilka pomysłów.Ale najpierw chcesz wiedzieć, pani, jakim człowiekiem jest Książę?- To i owo słyszałam.Ale powiedz mi wszystko, co wiesz, pani.Arma uśmiechnęła się leciutko.- Nie jem darmo chleba, wasza godność.Jestem tu po to, żeby wiedzieć wszystko.A w każdym razie jak najwięcej.Jeśli zacznę ci wykładać całą swoją wiedzę, choćby na jeden tylko temat, z całą pewnością nie skończę do jutra.Co konkretnie cię interesuje? Zalety? Wady, słabostki? Może przyzwyczajenia?- To i parę innych rzeczy - potwierdziła łuczniczka.- No dobrze.Ale najpierw muszę jeszcze uprzedzić, że nie za wszystko, co wiem, mogę ręczyć.Książę Przedstawiciel nigdy mi się nie zwierzał.Połowa mojej wiedzy to pogłoski i plotki.Weź to pod uwagę.- Wezmę z całą pewnością.- No dobrze.Jego wysokość N.R.M.Ramez to oczywiście Armektańczyk, Młody, bo trzydziestosześcioletni.Nigdy jeszcze Grombelardem nie rządził tak młody człowiek.Owdowiał przed dwoma laty, ale wszystko wskazuje na to, że wkrótce zostanie cesarskim zięciem - może już tej jesieni.Pochodzi z jednego z najświetniejszych armektańskich rodów.-.w prostej linii wywodzącego się z książęcego rodu Sar Soa.Rozmawiasz z Armektanką, pani - przypomniała, nieco uszczypliwie, Karenira [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl