[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Umysłowo, nie fizycznie.Jakaś myśl, która nie dawno się zalęgła i powolutku rozkwitała wbrew jej chęciom i woli.Coś było takiego.Coś o czytaniu prasy.O upodobaniu do prasy.O, właśnie! Wuj powiedział do ciotki takie słowa jakoś znacząco.I trochę jadowicie.Napomykał, rzecz jasna, o niedawnej hecy z nieszczęsną Gazetą Wybor­czą, a ciotka nie zareagowała nijak, jakby nie usłysza­ła.A tymczasem powinna była co najmniej się zmieszać, może nawet z lekka zadławić, była przecież wtedy zgoła półprzytomna, z gazetą obnosiła się jak w skarbem, ukrywała ją, jakiś wniosek z tego sam się nasuwał, nie wiadomo tylko jaki.Justynka czuła wy­raźnie, że coś tu jest nie w porządku, szczególnie, iż miłość do prasy minęła ciotce jak ręką odjął, był to wybryk jednorazowy.Wuj znał przyczynę.? A ciotka wcale się nie przejęła.?To, że Malwina, ponownie zdobywszy pogubione numery telefonów, zapomniała kompletnie o swo­ich problemach z Gazetą Wyborczą i nie skojarzyła niczego z niczym, Justynce nie przyszło do głowy.Zastanawiała się w skupieniu, co właściwie tak ją podgryza, przeszkadzając w oddawaniu się ulubio­nym tematom.Coś w zachowaniu wuja.? Nie, chy­ba raczej ciotki.Tak, oczywiście, ciotki.Tylko co.?W skrócie przeleciały jej przez myśl ostatnie dzi­wactwa Malwiny.Deklaracja wielkiej miłości do męża i wyraźne tłumienie w sobie ostrych reakcji, ogłoszenie w gazecie o usługach agencji, zdaniem Justynki, detektywistycznej, nagły wyjazd do skle­pu, gdzie kupiła lakier do paznokci.na co jej się przydał? Przezroczysty, bezbarwny, nie używała ta-kiego.Teraz ta brama, nie chodzi, jasne, że ma jakąś przeszkodę w prowadnicy.I nagle przyszło skojarzenie.Bezbarwny lakier i przeszkoda w prowadnicy.Boże jedyny, ciotka stłu­kła buteleczkę akurat tam i pod grozą śmierci się do tego nie przyzna! Czyżby ją stłukła specjalnie.?Bo jeśli przypadkiem, powinna w strasznych ner­wach nalegać na zreperowanie natychmiastowe, przy­słanie człowieka jeszcze dziś, choćby za podwójną ce­nę, tymczasem wręcz radośnie przyjęła termin jutrzej­szy.Wuja szlag trafi, jeśli nie wjedzie samochodem do środka.Zaraz.A garaż? Czy wrota garażowe są w po­rządku.?Nie mając pojęcia, po co jej te rozważania, chcąc pozbyć się po prostu głupiego niepokoju i przeszkody w nauce, Justynka zeszła na dół.Ciotka siedziała w salonie, niewidzącym wzrokien i wpatrzona w ogród za oknem.Justynka doskonale wiedziała, gdzie leży zapasowy, przez nią używany pilot, znalazła go w sypialni na komódce, udała się do garażu i prztyknęła.Rezultatu nie było najmniejszego, pilot nie działał.Justynka poczuła się zaintrygowana bardziej.O wła­snym guziczku, rzecz jasna, nie miała najmniejszego pojęcia.Odłożyła przyrząd na miejsce, wróciła do salonu i zauważyła, że Pucuś znów coś depcze na swojej poduszce za kominkiem.Znała, jak wszyscy, niezwykłe upodobanie kota do papieru, to przez nie pilnowała starannie zamykania drzwi własnego pokoju, bo chociaż Pucuś zazwyczaj wybierał sobie zabawki z gabinetu Karola, bywało jednak, że znalazł coś atrakcyjnego gdzie indziej.Wolała nie ryzykować, Podeszła teraz i wyjęła mu spod pazurów ugniecione strzępy.Okazało się, że jest ich dość dużo.Pucuś perfid­nie część starszych schował w głębi poduszki, pod nadprutym pokrowcem, gdzie nie sięgnął odkurzacz Helenki, nowsze udeptywał rzetelnie, upajając się odgłosem pękającego papieru.Nie protestował jednak, oddał swoje skarby i nawet połasił się trochę wokół nóg Justynki, która z uwagą obejrzała zdo­bycz.Wydruk komputerowy, to wuja, jakieś obliczenia i zestawienia, powinny chyba wrócić na biurko w ga­binecie, żeby wuj wiedział, gdzie i dlaczego mu zginę­ły, i wydrukował sobie na nowo.Nędzny szczątek gazety w zupełnym proszku, dało się z niego coś odczytać, o Boże, to zaznaczone ogłoszenie, wydarte z Gazety Wyborczej, niewątpliwie Pucuś ukradł je ciotce, już do niczego, zbyt poszarpane.Czysta, silnie zmaltretowana kartka, z widocznym jeszcze na środ­ku, byle jak zapisanym numerem telefonu, z całą pewnością komórki.Ni z tego, ni z owego Justynka postanowiła nagle sprawdzić, co to za numer.W pamięci błysnęła jej scena, kiedy Malwina rozpaczała przed kominkiem, że coś zgubiła.No pewnie, zgubiła swoje ogłosze­nie, nie zgubiła, tylko ukradł jej kot, ale kto wie czy nie wchodziła w grę także ta kartka? Numer może wyjaśnić, o co tu chodzi, co wstąpiło w ciotkę, jakie są przyczyny jej dziwactw i Justynka będzie mogła odczepić się od tematu.A w każdym razie coś zro­zumieć.Justynka lubiła rozumieć.Nie wtrącać się, broń Boże, wtrącanie nie wchodziło w rachubę, nie gadać, nie plotkować, zachować dla siebie, ale rozumieć porządnie i rzetelnie.Nie cierpiała niewiedzy i nie trawiła niepewności, męczyły ją i denerwowały.Zrobiła porządek z łupem kota, dała mu nową, czystą kartkę, żeby na razie nie kradł niczego więcej, i zawahała się [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl