[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Malkus znów zarżał złowieszczo.Jego śmiech odbił się echem wśród kamiennych ścian.— Oto obraz urażonej cnoty — wysyczał przez zęby.Spojrzałem mu prosto w oczy.— Czyżbyś drwił ze mnie, Panie? — zapytałem.Wzruszył ramionami, lecz zamilkł.Powstałem.Gwałtownym ruchem zerwałem z siebie pas z mieczem.— Skoro, o Wielki, wygląda na to, iż nie jestem już godzien twego zaufania, zwracam na twoje ręce symbol mojego urzędu.Jestem jedynie prostym żołnierzem i takim do końca życia pozostanę.Mało wiem o polityce, jednak jest dla mnie jasne, że z nieznanej mi przyczyny jestem potrzebny komuś jako kozioł ofiarny.Jeżeli w tej roli będę w stanie przyczynić się do pomyślności mojego kraju, jestem gotów ją odegrać.— Panowie, tylko niewielu mężów w Yu–Lac potrafiłoby w dzisiejszych czasach tak szlachetnie się zachować.— Przez Salę przetoczył się czyjś dźwięczny, stanowczy głos.Odwróciłem się.W drzwiach stał mężczyzna w moim wieku.Jego ubiór nie pozostawiał wątpliwości, że jest członkiem kasty Oświeconych.A jednak nawet pośród Wielkich znałem zaledwie trzy osoby, których głos i postawa emanowały podobnym spokojem i pewnością siebie.Była to Thrala, sam Cesarz i… Kepta.Nie potrafiłem więc odgadnąć, kim jest nowo przybyły, jednak instynkt podpowiedział mi, że jest on osobą cieszącą się wśród zgromadzonych szacunkiem i poważaniem.— Pozdrawiam cię, Thranie.— Cesarz wstał.— I ja cię pozdrawiam, Panie.Witam was wszystkich, szlachetni zgromadzeni.Swobodnym krokiem przybysz przeszedł przez komnatę i stanął obok mnie.— A teraz powiedzcie mi, co się tutaj dzieje? Dlaczego ten szlachetny żołnierz chce wam oddać swój miecz? Jakiż to ciężki zarzut postawiono Garanowi z Yu–Lac?— Przed chwilą — powiedziałem gorzko — zadałem to samo pytanie.Lordzie.Na krótki moment jego spojrzenie spotkało się z moim i poczułem, jak przez moje ciało przepływa łagodna fala ciepła.— Obserwowałem cię.Lordzie Garanie.Znam ciebie i pragnę z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, tutaj, wobec rady i samego Cesarza, że nie znam w Yu–Lac żadnego mężczyzny, któremu byłbym skłonny zaufać bardziej niż tobie.Mówię to ja.Thran Gorl.Cesarz uśmiechnął się, a jego oblicze złagodniało.— Zatrzymaj swój miecz.Lordzie.Nie udowodniliśmy ci, że źle wykonujesz swe obowiązki.Jednak dla własnego dobra wyjaśnij tę sprawę.Zupełnie zaskoczony tym wszystkim, co się wydarzyło, zapiałem pas z mieczem i padłem na kolana, aby pokłonić się przed radą.— Czy pozwalasz mi odejść, o Wielki? — zapytałem.Cesarz skinął głową.Odwróciłem się i ruszyłem do wyjścia, lecz przez cały czas.gdy szedłem do drzwi, czułem na swoich plecach spojrzenie Thrana.Gdy wreszcie wyszedłem z Sali, odetchnąłem z ulgą.Toczyła się tutaj jakaś gra.której absolutnie nie rozumiałem.Nie miałem jednak najmniejszej wątpliwości, że jestem elementem tej gry.Wciąż zastanawiając się nad znaczeniem sceny, która rozegrała się w Sali Dziewięciu Książąt, skręciłem do ogrodów, zamiast udać się prosto do mojego latacza.Zdawałem sobie sprawę, że powinienem natychmiast znaleźć osobę lub osoby odpowiedzialne za to, że wśród moich dokumentów znalazły się również dokumenty z Koom.Muszę natychmiast wprawić w ruch moją tajną maszynerię obserwacji i dedukcji.A jednak przekonany byłem, że niesprawiedliwe oskarżenie wywołane było działaniem kogoś, kto chciał zdyskredytować mnie w oczach rady, pozbawić mnie mojej pozycji.Mogło to oznaczać tylko jedno: byłem w niebezpieczeństwie.Czy któryś z rosnących w potęgę ministrów, czy też Kepta z Koom, na myśl o którym gotowała mi się krew w żytach, zgotowali mi tę niespodziankę? W ciągu minionego roku nakazywałem obserwację i ministrów, i Kepty.chcąc dotrzeć do sedna czegoś, co — byłem o tym przekonany — wszyscy oni starannie ukrywali.Gdzieś w Krand znajdowało się centrum niepokojów, które było odpowiedzialne za każdą próbę rewolty, za wszystkie najcięższe przestępstwa, nawet za nie wyjaśnione dotąd wypadki powietrzne.Co do istnienia takiego ośrodka nie miałem wątpliwości.Potrzebowałem jednak dowodów pewniejszych niż moja niezachwiana wiara w to.że mam rację.Zastanawiałem się, dlaczego Thran Gorl.którego w dniu dzisiejszym po raz pierwszy ujrzałem na oczy.pośpieszył mi z pomocą akurat w chwili, gdy była mi ona tak bardzo potrzebna.Do tej pory zdawało mi się.że znam wszystkich lordów z kasty Oświeconych, jednak Thrana spotkałem w Sali Dziewięciu Książąt po raz pierwszy.A przecież osoba o takiej charyzmie i uprawnieniach powinna być szeroko znana.Gorl, wyspa, na której najwidoczniej mieszkał Thran.była skalistym fragmentem stałej ziemi, daleko na północy.Nie miała żadnego znaczenia strategicznego, a zamieszkiwali ją prawie wyłącznie rybacy.Kim więc był Thran Gorl?Zatopiony w takich myślach zaszedłem w głąb ogrodu dalej, niż miałem zamiar.Niespodziewanie moim oczom ukazał się duży.starannie utrzymany trawnik, a na nim grupa kobiet, przyglądających się zabawnym igraszkom tych pociesznych, małych stworzeń, które nazywały się Ana.Chciałem natychmiast się wycofać, jednak któraś z kobiet dostrzegła mnie i zawołała:— Och.Lordzie, zechciej nam pomóc! Jeden z Ana zniknął w gęstwinie i nie chce do nas powrócić.Wydobądź go stamtąd, gdyż bez pomocy ludzi zginie z głodu, biedne stworzenie!Kobietą, która mnie zawołała, była Analia, młodsza siostra Anatana.tak jak i brat wychowana w szanowanej rodzinie znanego żołnierza.Usłyszawszy jej prośbę nie wahałem się długo: zrzuciłem płaszcz oraz hełm i bez namysłu zagłębiłem się w gęstwinie.Odnalazłem Ana bez problemu i wkrótce z triumfem wynurzyłem się z krzaków.Miałem potargane włosy i kilka drobnych zadrapań na ramieniu.Analia była rozradowana.a ujrzawszy moje skaleczenia, natychmiast pociągnęła mnie w stronę fontanny, postanawiając, że je przemyje.Na moje nieśmiałe protesty nie zwracała uwagi.W towarzystwie tych wesołych kobiet zapomniałem o swoich problemach.Tak naprawdę to nie miałem w życiu dzieciństwa ani beztroskiej młodości, od samego początku wypełniały je duże i małe zmartwienia.Prawie że nie zaznałem chwili spokoju i radości.Dopiero teraz, w ciągu krótkiej godziny spędzonej w towarzystwie dam dworu, zrozumiałem, co to takiego wesoła młodość i zadowolenie.Godzina ta minęła bardzo szybko.A jednak nie żałowałem, że minęła.Oto bowiem wśród liści wysmukłych paproci ujrzałem kobietę, która od tak dawna była obiektem moich marzeń…Thrala, Oświecona Thrala, stała przed nami i uśmiechała się.Moje serce zaczęło bić jak szalone, a ja zamarłem w bezruchu.Pragnąłem móc tak stać i patrzeć na nią bez końca, jednak natychmiast obstąpiły ją damy dworu i na kilka chwil straciłem ją z pola widzenia.Jednak za moment znów ją ujrzałem.Niespodziewanie postąpiła kilka kroków w moim kierunku.3.Pałac przyjemności w dzielnicy Sotan— Pozdrawiam cię, Lordzie Garanie — powiedziała do mnie z uśmiechem.— Pozdrawiam cię, o Kwiecie Yu–Lac.— Ująłem dłoń.którą ku mnie wyciągnęła, \ przyłożyłem ją do moich ust i czoła.— Zaniedbujesz nas, Lordzie.Czyżby obowiązki twojego urzędu były aż tak ogromne, że nie jesteś w stanie znaleźć czasu, by spędzić godzinę lub dwie w naszym towarzystwie?Patrzyłem na nią z szeroko otwartymi ustami.Naprawdę, nawet w najgłębszych zakamarkach umysłu nie byłem w stanie znaleźć odpowiedzi na ten wysunięty żartobliwym tonem zarzut.— Jestem zawsze do twoich usług, córko Cesarza — wykrztusiłem wreszcie.— Cieszę się — odrzekła.— Poprowadź mnie więc do Błękitnego Stawu, mój Lordzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl