Pokrewne
- Strona Główna
- Crichton Michael Norton N22 (SCAN dal 739)
- Crichton Michael Norton N22 (2)
- Norton N22 Michael Crichton (2)
- Crichton Michael Norton
- Norton Andre Lackey Mercedes Elfia Krew (SCAN dal 996)
- Norton Andre Sokola magia (SCAN dal 1164)
- Norton Andre Cesarska corka (SCAN dal 1106)
- Chmielewska Joanna Wielki diament t.1 (SCAN dal 85 (2)
- Duenas Maria Krawcowa z Madrytu
- Willocks Tim DwanaÂścioro z Paryża
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pustapelnia.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Jeszcze nie wyszli za północną bramę.Nie pamiętam takiego wrzenia od czasu, kiedy podwodne duchy dokonały najazdu na garnizon, a byłam wtedy jeszcze małą dziewczynką.Po odejściu kobiety Thom popatrzył na dziewczynę.— Wygląda na to, że nas zgubili…— Ciebie zgubili! — poprawiła go szorstko.— Myślę, że…Jednak to, co myślał, nigdy nie miało zostać wypowiedziane, ponieważ oba zorsale siedzące dotychczas na klifie wzbiły się w powietrze i trzepocząc skrzydłami opadły wirowym ruchem w dół.Simsa nie potrzebowała ich pohukiwania w gęstniejącym mroku, żeby się domyślić, iż zobaczyły coś więcej niż zwykły ruch wzdłuż wybrzeża.Gwiezdny człowiek chwycił ją za rękę.Zdążyła jedynie złapać Zass, nim pociągnął ją w kierunku łodzi, niemal wrzucił na pokład i ostro rozkazał zostać na miejscu.Przygotowaną wcześniej długą tyczką zaparł się o skałę.Widziała, jak mięśnie napinają się od wielkiego wysiłku.Odepchnął łódź od skały i wymanewrował z wąskiej zatoczki.Znajdowali się już na otwartym morzu, kiedy dostrzegła światła mrugające na szczycie klifu i zobaczyła, jak jedno z nich schodzi w dół.Zrozumiała, że pościgu nie zaniechano, że w jakiś sposób zostali wytropieni.Simsa nie lubiła morza.Kołysanie małej łódki było dla niej czymś przerażającym, choć nigdy nie okazałaby strachu przed Thomem.Nie ociągała się też, gdy zacumowali, żeby napełnić wodą słoje.Spontanicznie wzięła się do roboty, pomagając mu nalewać wodę, przetransportować słoje w dół i załadować je z powrotem ze szczególną troską.Już przedtem, za dnia, Thom roztropnie umieścił na pokładzie ich niewielki ładunek zapasów i wtedy też zwrócił jej uwagę na fakt, że Lustita włączyła do ich wyposażenia zarówno linki do połowu, jak i małą sieć.Zorsale siedziały razem na krawędzi małej nadbudówki, tuż nad środkową częścią pokładu, stanowiącej jedyne zabezpieczenie przed wiatrem i wodnym pyłem.Przybysz ustawił niewielki maszt i rozwinął trójkątny żagiel, żeby łapał nocny wiatr.Ujął rumpel i nakierował łódź na północ, podczas, gdy Simsa kuliła się pod osłoną nadbudówki i marzyła, żeby znów być w Ziemiankach, obszarpana, głodna, lecz z bezpiecznym, stałym gruntem pod stopami.Nigdy nie zamierzała posunąć się tak daleko.Od dawna jej zamiarem było wydębić od obcego okrągłą sumkę i ukryć się, być może w wiosce rybackiej, nawet gdyby to kosztowało ją większość jej zysków.Lecz wydarzenia potoczyły się tak gwałtownie, że nie pozostawiono jej wyboru — przynajmniej nie w chwili obecnej.Jednakże kiedy łódź mknęła z wiatrem, a nudności sprawiały, że znienawidziła własne ciało, powzięła nieugięte postanowienie — nigdy, przenigdy nie pójdzie na pustynię! Niech tylko ten pomyleniec z innego świata dojrzy widok swoich wzgórz i pomaszeruje, żeby upiec się na śmierć! Wtedy ona zostanie przy łodzi i jakoś znajdzie drogę powrotną.Zaczęła w myślach rozwodzić się nad tym planem.Przyszło jej do głowy, że może udawać rozbitka z wraku statku, nawet jeśli o morzu wiedziała tak mało, że nie zwiodłaby żadnego prawdziwego żeglarza.Tak, to było to… podróżniczka z zamorskich krajów… rozbitek…Będzie miała mnóstwo czasu, może nawet całe dnie, żeby obmyślić swoją bajeczkę.A, będąc Simsą, wymyśli niewątpliwie bardzo dobrą.Ostatecznie tylko zorsale mogły teraz zdradzić jej prawdziwą tożsamość.Ale one powinny być szczęśliwe wracając do wolnego życia na dzikich terenach, zostawiając ją, by mogła odegrać rolę, na jaką się zdecydowała.Dziewczyna objęła ramionami podciągnięte kolana, wsparła na nich brodę i pogrążyła się w planach, mając tym samym nadzieję zapomnieć o nieprzyjemnym bulgotaniu we wnętrznościach.Rozdział szóstySłońce rzucało na ląd palące promienie.Simsa posmarowała możliwie największą powierzchnię skóry tłuszczem, pozostałym w słoiku po zjedzonej w czasie rejsu zupie.Kiedy podniosła się i stanęła obok przybysza na rozgrzanej niczym piec skale, zrozumiała, że plany Thoma są nierealne.To, co mieli teraz zrobić było jeszcze gorsze od udręki podczas tej koszmarnej morskiej podróży.Jeśli on chce, niech idzie na tę rozpaloną do białości pustynię i usmaży się na popiół.Ona raz jeszcze zmierzy się z morzem, mimo straszliwych doświadczeń, jakie miała już na swoim koncie.Na samą myśl o tym, co musiała wycierpieć przez minione dwa dni, miotana czymś, co jej towarzysz nazywał „świeżym wiatrem”, objęła pusty, obolały brzuch popękanymi od słonej wody i krwawiącymi od ran po linach rękoma.Te ręce to również pamiątka po rejsie, gdyż mimo całego braku wyszkolenia, musiała użyczyć swoich sił do walki z wiatrem i falą.Przed nimi rozciągał się opustoszały ląd.Gdyby ktoś go namalował, obraz ten mógłby stanowić lekcję poglądową, zniechęcającą każdego podróżnika.Wszędzie ciągnęły się naniesione wiatrem zwały piasku, a ich biała, oświetlona słońcem powierzchnia raziła w oczy.W miejscach, gdzie nie było piasku, sterczały zwietrzałe i odrapane ciskanym przez wiatr żwirem skały, tworzące rafy na lądzie.Były równie zębate i odstręczające jak te, przez które jakimś cudem wydostali się na otwarte morze.W tych warunkach nic nie mogło żyć…Jednakże przybysz nie interesował się bynajmniej zabójczym lądem, ciągnącym się od samego podnóża klifu, na który właśnie się wdrapali.Wysunął natomiast z pętli na pasku złożone, nachodzące na siebie szkła służące do patrzenia na odległość, rozłożył je i coś przy nich pomajstrował.Teraz z ich pomocą lustrował tę zakazaną krainę poprzez falującą od gorąca lekką mgiełkę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.— Jeszcze nie wyszli za północną bramę.Nie pamiętam takiego wrzenia od czasu, kiedy podwodne duchy dokonały najazdu na garnizon, a byłam wtedy jeszcze małą dziewczynką.Po odejściu kobiety Thom popatrzył na dziewczynę.— Wygląda na to, że nas zgubili…— Ciebie zgubili! — poprawiła go szorstko.— Myślę, że…Jednak to, co myślał, nigdy nie miało zostać wypowiedziane, ponieważ oba zorsale siedzące dotychczas na klifie wzbiły się w powietrze i trzepocząc skrzydłami opadły wirowym ruchem w dół.Simsa nie potrzebowała ich pohukiwania w gęstniejącym mroku, żeby się domyślić, iż zobaczyły coś więcej niż zwykły ruch wzdłuż wybrzeża.Gwiezdny człowiek chwycił ją za rękę.Zdążyła jedynie złapać Zass, nim pociągnął ją w kierunku łodzi, niemal wrzucił na pokład i ostro rozkazał zostać na miejscu.Przygotowaną wcześniej długą tyczką zaparł się o skałę.Widziała, jak mięśnie napinają się od wielkiego wysiłku.Odepchnął łódź od skały i wymanewrował z wąskiej zatoczki.Znajdowali się już na otwartym morzu, kiedy dostrzegła światła mrugające na szczycie klifu i zobaczyła, jak jedno z nich schodzi w dół.Zrozumiała, że pościgu nie zaniechano, że w jakiś sposób zostali wytropieni.Simsa nie lubiła morza.Kołysanie małej łódki było dla niej czymś przerażającym, choć nigdy nie okazałaby strachu przed Thomem.Nie ociągała się też, gdy zacumowali, żeby napełnić wodą słoje.Spontanicznie wzięła się do roboty, pomagając mu nalewać wodę, przetransportować słoje w dół i załadować je z powrotem ze szczególną troską.Już przedtem, za dnia, Thom roztropnie umieścił na pokładzie ich niewielki ładunek zapasów i wtedy też zwrócił jej uwagę na fakt, że Lustita włączyła do ich wyposażenia zarówno linki do połowu, jak i małą sieć.Zorsale siedziały razem na krawędzi małej nadbudówki, tuż nad środkową częścią pokładu, stanowiącej jedyne zabezpieczenie przed wiatrem i wodnym pyłem.Przybysz ustawił niewielki maszt i rozwinął trójkątny żagiel, żeby łapał nocny wiatr.Ujął rumpel i nakierował łódź na północ, podczas, gdy Simsa kuliła się pod osłoną nadbudówki i marzyła, żeby znów być w Ziemiankach, obszarpana, głodna, lecz z bezpiecznym, stałym gruntem pod stopami.Nigdy nie zamierzała posunąć się tak daleko.Od dawna jej zamiarem było wydębić od obcego okrągłą sumkę i ukryć się, być może w wiosce rybackiej, nawet gdyby to kosztowało ją większość jej zysków.Lecz wydarzenia potoczyły się tak gwałtownie, że nie pozostawiono jej wyboru — przynajmniej nie w chwili obecnej.Jednakże kiedy łódź mknęła z wiatrem, a nudności sprawiały, że znienawidziła własne ciało, powzięła nieugięte postanowienie — nigdy, przenigdy nie pójdzie na pustynię! Niech tylko ten pomyleniec z innego świata dojrzy widok swoich wzgórz i pomaszeruje, żeby upiec się na śmierć! Wtedy ona zostanie przy łodzi i jakoś znajdzie drogę powrotną.Zaczęła w myślach rozwodzić się nad tym planem.Przyszło jej do głowy, że może udawać rozbitka z wraku statku, nawet jeśli o morzu wiedziała tak mało, że nie zwiodłaby żadnego prawdziwego żeglarza.Tak, to było to… podróżniczka z zamorskich krajów… rozbitek…Będzie miała mnóstwo czasu, może nawet całe dnie, żeby obmyślić swoją bajeczkę.A, będąc Simsą, wymyśli niewątpliwie bardzo dobrą.Ostatecznie tylko zorsale mogły teraz zdradzić jej prawdziwą tożsamość.Ale one powinny być szczęśliwe wracając do wolnego życia na dzikich terenach, zostawiając ją, by mogła odegrać rolę, na jaką się zdecydowała.Dziewczyna objęła ramionami podciągnięte kolana, wsparła na nich brodę i pogrążyła się w planach, mając tym samym nadzieję zapomnieć o nieprzyjemnym bulgotaniu we wnętrznościach.Rozdział szóstySłońce rzucało na ląd palące promienie.Simsa posmarowała możliwie największą powierzchnię skóry tłuszczem, pozostałym w słoiku po zjedzonej w czasie rejsu zupie.Kiedy podniosła się i stanęła obok przybysza na rozgrzanej niczym piec skale, zrozumiała, że plany Thoma są nierealne.To, co mieli teraz zrobić było jeszcze gorsze od udręki podczas tej koszmarnej morskiej podróży.Jeśli on chce, niech idzie na tę rozpaloną do białości pustynię i usmaży się na popiół.Ona raz jeszcze zmierzy się z morzem, mimo straszliwych doświadczeń, jakie miała już na swoim koncie.Na samą myśl o tym, co musiała wycierpieć przez minione dwa dni, miotana czymś, co jej towarzysz nazywał „świeżym wiatrem”, objęła pusty, obolały brzuch popękanymi od słonej wody i krwawiącymi od ran po linach rękoma.Te ręce to również pamiątka po rejsie, gdyż mimo całego braku wyszkolenia, musiała użyczyć swoich sił do walki z wiatrem i falą.Przed nimi rozciągał się opustoszały ląd.Gdyby ktoś go namalował, obraz ten mógłby stanowić lekcję poglądową, zniechęcającą każdego podróżnika.Wszędzie ciągnęły się naniesione wiatrem zwały piasku, a ich biała, oświetlona słońcem powierzchnia raziła w oczy.W miejscach, gdzie nie było piasku, sterczały zwietrzałe i odrapane ciskanym przez wiatr żwirem skały, tworzące rafy na lądzie.Były równie zębate i odstręczające jak te, przez które jakimś cudem wydostali się na otwarte morze.W tych warunkach nic nie mogło żyć…Jednakże przybysz nie interesował się bynajmniej zabójczym lądem, ciągnącym się od samego podnóża klifu, na który właśnie się wdrapali.Wysunął natomiast z pętli na pasku złożone, nachodzące na siebie szkła służące do patrzenia na odległość, rozłożył je i coś przy nich pomajstrował.Teraz z ich pomocą lustrował tę zakazaną krainę poprzez falującą od gorąca lekką mgiełkę [ Pobierz całość w formacie PDF ]