Pokrewne
- Strona Główna
- Smierc slowika Lene Kaaberbol, Agnete Friis
- Alex, Joe Smierc mowi w moim imieniu
- Harry Harrison Planeta Smierci 4 (rtf)
- Watson Ian Lowca Smierci
- Christie Agatha Zakonczeniem jest smierc (2)
- Anne McCaffrey Sen jak smierc (3)
- ÂŚw. Faustyna Kowalska DZIENNICZEK DUCHOWY(2)
- Chmielewska Joanna Pafnucy
- dolęga mostowicz tadeusz znachor. profesor wilczur (2)
- c5 9aw. Jan Od Krzy c5 bca Dzie c5 82a
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- frania1320.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Cieszę się, że tu jesteś.Skinęła głową.Wyglądała na wykończoną.Miała zaczerwienione oczy i ciemne cienie pod nimi.- Oddzwoniłabym do ciebie, ale nie zostawiłaś żadnego numeru.Kiedy razem z detektywem Ryanem byliśmy u was we wtorek, nie widzieliśmy tam ciebie.- Byłam tam, ale.- Jej głos się załamał.Poczekałam.Birdie pojawił się w drzwiach i wycofał się, zniechęcony napięciem.Zegar wybił połowę godziny.Palce Kathryn nie puszczały frędzli.Wreszcie nie wytrzymałam.- Kathryn, gdzie jest Cariie? - Położyłam swoje dłonie na jej.Spojrzała na mnie.Oczy miała puste, bez wyrazu.- Oni się nim zajmują.- Zabrzmiała jak dziecko, które odpiera oskarżenie.- To znaczy kto?Uwolniła swoje ręce, oparła na stole łokcie i potarła skronie.Znowu patrzyła na serwetkę.- Czy Cariie jest na Świętej Helenie?Znowu skinięcie,- Chciałaś go tam zostawić?Pokręciła głową i znowu sięgnęła do skroni.- Czy z małym wszystko w porządku?- To jest moje dziecko! Moje!Zdziwiła mnie tym nagłym wybuchem.- Umiem się nim zająć.- Kiedy uniosła głowę, na obu policzkach błysnęły łzy.Jej oczy wpatrywały się w moje.- A kto twierdzi, że nie?- Jestem jego matką.- Głos jej drżał.Z jakiego powodu? Z wyczerpania? Strachu? Urazy?- Kto opiekuje się Carlie'em?- A jeżeli nie mam racji? Jeżeli to wszystko prawda? - Znowu patrzyła na stół.- Co ma być tą prawdą?- Kocham moje dziecko.Chcę dla niego jak najlepiej.Jej odpowiedzi nie pasowały do moich pytań.Była w jakichś ciemnych miejscach, jakby kolejny raz prowadząc jakąś rozmowę ze sobą.Ale tym razem miało to miejsce w mojej kuchni.- Oczywiście, że tak.- Nie chcę, żeby umarł.- Ręce jej drżały, gdy bawiła się frędzelkami serwetki.Tym samym ruchem głaskała główkę dziecka.- Czy on jest chory? - zapytałam zaniepokojona.- Nie.Jest idealnie zdrowy.- Słowa były ledwie słyszalne.Na serwetkę spadła łza.Bezradnie spojrzałam na małą, ciemną plamkę.- Kathryn, nie wiem, jak mam ci pomóc.Musisz mi powiedzieć, co się dzieje.Zadzwonił telefon, ale nie zwróciłam na to uwagi.Z drugiego pokoju dotarło do mnie kliknięcie, mój głos na sekretarce, potem sygnał, a po nim metaliczny głos.Znowu kliknięcie i cisza.Kathryn się nie poruszyła.Jakby sparaliżowały ją myśli, przez które była torturowana.W ciszy jej ból był niemal wyczuwalny; czekałam.Kilka następnych kropelek spadło na niebieskie płótno.Dziesięć.Trzynaście.Po chwili, która wydawała się wiecznością, Kathryn uniosła głowę.Wytarła oba policzki i zaczesała włosy do tyłu, potem splotła palce i obie dłonie położyła ostrożnie na samym środku serwetki.Dwa razy odchrząknęła.- Nie wiem, jak to jest żyć normalnie.- Uśmiechnęła się skromnie.- Dopiero w tym roku stwierdziłam, że nie wiem.Spuściła wzrok.- To chyba ma coś wspólnego z narodzinami Carlie'ego.Nigdy nie wątpiłam w nic, zanim się nie urodził.Nigdy nie przyszło mi do głowy, by zadawać pytania.Uczyłam się w domu, więc to, co wiem.- Kolejny uśmiech.- Nie wiem wiele o świecie.- Zamyśliła się na moment.- O świecie wiem to, co oni chcą, bym wiedziała.- Oni?Tak mocno zacisnęła dłonie, że pobielały jej kostki.- Nie powinniśmy rozmawiać o sprawach grupy.- Przełknęła ślinę.- Oni są moją rodziną.Są moim światem od kiedy skończyłam osiem lat.On jest moim ojcem i doradcą, i nauczycielem, i.- Dom Owens?Znowu spojrzała mi w oczy.- To inteligentny człowiek.Wie wszystko o zdrowiu, rozmnażaniu, ewolucji, zanieczyszczeniach i jak utrzymać równowagę między duchowymi, biologicznymi i kosmicznymi siłami.Widzi i rozumie rzeczy, o których my nie mamy najmniejszego pojęcia.To nie Dom.Ja mu ufam.Nigdy nie skrzywdziłby Carlie'ego.On robi to, co robi, żeby nas chronić.On nas pilnuje.Tylko nie jestem pewna.Zamknęła oczy i uniosła głowę.Łza spłynęła po szyi.Jej przełyk uniósł się i opadł, wzięła głęboki oddech, opuściła brodę i spojrzała mi prosto w oczy.- Ta dziewczyna.Ta, której szukaliście.Ona tam była.Ledwie ją słyszałam.- Heidi Schneider?- Nie znałam jej nazwiska.- Powiedz mi, co o niej pamiętasz.- Heidi dołączyła do grupy gdzieś indziej.Chyba w Teksasie.Mieszkała na Świętej Helenie jakieś dwa lata.Była starsza ode mnie, ale ją lubiłam.Zawsze chętnie ze mną rozmawiała i mi pomagała.Była śmieszna.- Przerwała.- Partnerem Heidi miał być Jason.- Że co? - Wydawało mi się, że źle słyszę.- Jej partnerem miał być Jason.Ale ona była zakochana w Brianie, tym chłopaku, który był z nią, kiedy dołączyła do nas.Tym na waszym zdjęciu.- To Brian Gilbert.- Miałam sucho w ustach.- Oni się czasem wymykali, by być razem.- Spojrzała na jakiś odległy punkt.- Kiedy Heidi zaszła w ciążę, była przerażona, bo dziecko mogło nie być uświęcone.Próbowała to ukryć, ale i tak się w końcu dowiedzieli.- Owens?Popatrzyła na mnie i zobaczyłam prawdziwy strach.- To nie jest ważne.To dotyczy każdego.- Ale co?- Porządek.- Potarła dłońmi serwetkę i z powrotem złożyła dłonie.- Pewne rzeczy, o których nie wolno mi mówić.Chce pani to usłyszeć? - Spojrzała na mnie i znowu w jej oczach dostrzegłam łzy.- Mów.- Pewnego dnia Heidi i Brian nie pojawili się na porannym spotkaniu.Odeszli.- Dokąd?- Nie wiem.- Myślisz, że Owens wysłał kogoś za nimi?Spojrzała w kierunku okna i zagryzła dolną wargę.- To nie wszystko.Jednej nocy zeszłej jesieni Carlie obudził się i marudził, więc zeszłam na dół po mleko.Usłyszałam ruch w biurze, potem głos jakiejś kobiety, cichy, jakby nie chciała, by ktoś ją usłyszał.Na pewno rozmawiała przez telefon.- Rozpoznałaś ten głos?- Tak.To była jedna z kobiet, które pracowały w biurze.- Co mówiła?- Mówiła komuś, że ktoś jest okej.Nie słyszałam więcej, poszłam na górę.- Mów dalej.- To samo miało miejsce jakieś trzy tygodnie temu, tylko że tym razem to była kłótnia.Ci ludzie byli naprawdę wściekli, ale drzwi były zamknięte i nie słyszałam słów.To był Dom i ta sama kobieta.Wytarła łzę z policzka wierzchem dłoni.Wciąż unikała mojego wzroku.- Następnego dnia jej nie było i już nigdy jej nie widziałam.Jej i jeszcze jednej kobiety.Po prostu zniknęły.- Czy ludzie nie przychodzą i odchodzą?Spojrzała na mnie.- Ona pracowała w biurze.To chyba ona odbierała te telefony, o które pytaliście.- Klatka piersiowa opadała i unosiła się, jakby z całych sił powstrzymywała łzy.- I to była najlepsza przyjaciółka Heidi.Poczułam ucisk w żołądku.- Miała na imię Jennifer?.Przytaknęła.Wzięłam głęboki oddech.Zachowaj spokój ze względu na nią.- Kim była ta druga kobieta?- Nie jestem pewna.Nie była długo.Chwileczkę.Na imię miała chyba Alice.Albo Annę.Serce zabiło mi bardzo mocno.Boże, nie.- Wiesz, skąd ona była?- Gdzieś z Północy.Nie, może z Europy.Czasami rozmawiała z Jennifer w innym języku [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.- Cieszę się, że tu jesteś.Skinęła głową.Wyglądała na wykończoną.Miała zaczerwienione oczy i ciemne cienie pod nimi.- Oddzwoniłabym do ciebie, ale nie zostawiłaś żadnego numeru.Kiedy razem z detektywem Ryanem byliśmy u was we wtorek, nie widzieliśmy tam ciebie.- Byłam tam, ale.- Jej głos się załamał.Poczekałam.Birdie pojawił się w drzwiach i wycofał się, zniechęcony napięciem.Zegar wybił połowę godziny.Palce Kathryn nie puszczały frędzli.Wreszcie nie wytrzymałam.- Kathryn, gdzie jest Cariie? - Położyłam swoje dłonie na jej.Spojrzała na mnie.Oczy miała puste, bez wyrazu.- Oni się nim zajmują.- Zabrzmiała jak dziecko, które odpiera oskarżenie.- To znaczy kto?Uwolniła swoje ręce, oparła na stole łokcie i potarła skronie.Znowu patrzyła na serwetkę.- Czy Cariie jest na Świętej Helenie?Znowu skinięcie,- Chciałaś go tam zostawić?Pokręciła głową i znowu sięgnęła do skroni.- Czy z małym wszystko w porządku?- To jest moje dziecko! Moje!Zdziwiła mnie tym nagłym wybuchem.- Umiem się nim zająć.- Kiedy uniosła głowę, na obu policzkach błysnęły łzy.Jej oczy wpatrywały się w moje.- A kto twierdzi, że nie?- Jestem jego matką.- Głos jej drżał.Z jakiego powodu? Z wyczerpania? Strachu? Urazy?- Kto opiekuje się Carlie'em?- A jeżeli nie mam racji? Jeżeli to wszystko prawda? - Znowu patrzyła na stół.- Co ma być tą prawdą?- Kocham moje dziecko.Chcę dla niego jak najlepiej.Jej odpowiedzi nie pasowały do moich pytań.Była w jakichś ciemnych miejscach, jakby kolejny raz prowadząc jakąś rozmowę ze sobą.Ale tym razem miało to miejsce w mojej kuchni.- Oczywiście, że tak.- Nie chcę, żeby umarł.- Ręce jej drżały, gdy bawiła się frędzelkami serwetki.Tym samym ruchem głaskała główkę dziecka.- Czy on jest chory? - zapytałam zaniepokojona.- Nie.Jest idealnie zdrowy.- Słowa były ledwie słyszalne.Na serwetkę spadła łza.Bezradnie spojrzałam na małą, ciemną plamkę.- Kathryn, nie wiem, jak mam ci pomóc.Musisz mi powiedzieć, co się dzieje.Zadzwonił telefon, ale nie zwróciłam na to uwagi.Z drugiego pokoju dotarło do mnie kliknięcie, mój głos na sekretarce, potem sygnał, a po nim metaliczny głos.Znowu kliknięcie i cisza.Kathryn się nie poruszyła.Jakby sparaliżowały ją myśli, przez które była torturowana.W ciszy jej ból był niemal wyczuwalny; czekałam.Kilka następnych kropelek spadło na niebieskie płótno.Dziesięć.Trzynaście.Po chwili, która wydawała się wiecznością, Kathryn uniosła głowę.Wytarła oba policzki i zaczesała włosy do tyłu, potem splotła palce i obie dłonie położyła ostrożnie na samym środku serwetki.Dwa razy odchrząknęła.- Nie wiem, jak to jest żyć normalnie.- Uśmiechnęła się skromnie.- Dopiero w tym roku stwierdziłam, że nie wiem.Spuściła wzrok.- To chyba ma coś wspólnego z narodzinami Carlie'ego.Nigdy nie wątpiłam w nic, zanim się nie urodził.Nigdy nie przyszło mi do głowy, by zadawać pytania.Uczyłam się w domu, więc to, co wiem.- Kolejny uśmiech.- Nie wiem wiele o świecie.- Zamyśliła się na moment.- O świecie wiem to, co oni chcą, bym wiedziała.- Oni?Tak mocno zacisnęła dłonie, że pobielały jej kostki.- Nie powinniśmy rozmawiać o sprawach grupy.- Przełknęła ślinę.- Oni są moją rodziną.Są moim światem od kiedy skończyłam osiem lat.On jest moim ojcem i doradcą, i nauczycielem, i.- Dom Owens?Znowu spojrzała mi w oczy.- To inteligentny człowiek.Wie wszystko o zdrowiu, rozmnażaniu, ewolucji, zanieczyszczeniach i jak utrzymać równowagę między duchowymi, biologicznymi i kosmicznymi siłami.Widzi i rozumie rzeczy, o których my nie mamy najmniejszego pojęcia.To nie Dom.Ja mu ufam.Nigdy nie skrzywdziłby Carlie'ego.On robi to, co robi, żeby nas chronić.On nas pilnuje.Tylko nie jestem pewna.Zamknęła oczy i uniosła głowę.Łza spłynęła po szyi.Jej przełyk uniósł się i opadł, wzięła głęboki oddech, opuściła brodę i spojrzała mi prosto w oczy.- Ta dziewczyna.Ta, której szukaliście.Ona tam była.Ledwie ją słyszałam.- Heidi Schneider?- Nie znałam jej nazwiska.- Powiedz mi, co o niej pamiętasz.- Heidi dołączyła do grupy gdzieś indziej.Chyba w Teksasie.Mieszkała na Świętej Helenie jakieś dwa lata.Była starsza ode mnie, ale ją lubiłam.Zawsze chętnie ze mną rozmawiała i mi pomagała.Była śmieszna.- Przerwała.- Partnerem Heidi miał być Jason.- Że co? - Wydawało mi się, że źle słyszę.- Jej partnerem miał być Jason.Ale ona była zakochana w Brianie, tym chłopaku, który był z nią, kiedy dołączyła do nas.Tym na waszym zdjęciu.- To Brian Gilbert.- Miałam sucho w ustach.- Oni się czasem wymykali, by być razem.- Spojrzała na jakiś odległy punkt.- Kiedy Heidi zaszła w ciążę, była przerażona, bo dziecko mogło nie być uświęcone.Próbowała to ukryć, ale i tak się w końcu dowiedzieli.- Owens?Popatrzyła na mnie i zobaczyłam prawdziwy strach.- To nie jest ważne.To dotyczy każdego.- Ale co?- Porządek.- Potarła dłońmi serwetkę i z powrotem złożyła dłonie.- Pewne rzeczy, o których nie wolno mi mówić.Chce pani to usłyszeć? - Spojrzała na mnie i znowu w jej oczach dostrzegłam łzy.- Mów.- Pewnego dnia Heidi i Brian nie pojawili się na porannym spotkaniu.Odeszli.- Dokąd?- Nie wiem.- Myślisz, że Owens wysłał kogoś za nimi?Spojrzała w kierunku okna i zagryzła dolną wargę.- To nie wszystko.Jednej nocy zeszłej jesieni Carlie obudził się i marudził, więc zeszłam na dół po mleko.Usłyszałam ruch w biurze, potem głos jakiejś kobiety, cichy, jakby nie chciała, by ktoś ją usłyszał.Na pewno rozmawiała przez telefon.- Rozpoznałaś ten głos?- Tak.To była jedna z kobiet, które pracowały w biurze.- Co mówiła?- Mówiła komuś, że ktoś jest okej.Nie słyszałam więcej, poszłam na górę.- Mów dalej.- To samo miało miejsce jakieś trzy tygodnie temu, tylko że tym razem to była kłótnia.Ci ludzie byli naprawdę wściekli, ale drzwi były zamknięte i nie słyszałam słów.To był Dom i ta sama kobieta.Wytarła łzę z policzka wierzchem dłoni.Wciąż unikała mojego wzroku.- Następnego dnia jej nie było i już nigdy jej nie widziałam.Jej i jeszcze jednej kobiety.Po prostu zniknęły.- Czy ludzie nie przychodzą i odchodzą?Spojrzała na mnie.- Ona pracowała w biurze.To chyba ona odbierała te telefony, o które pytaliście.- Klatka piersiowa opadała i unosiła się, jakby z całych sił powstrzymywała łzy.- I to była najlepsza przyjaciółka Heidi.Poczułam ucisk w żołądku.- Miała na imię Jennifer?.Przytaknęła.Wzięłam głęboki oddech.Zachowaj spokój ze względu na nią.- Kim była ta druga kobieta?- Nie jestem pewna.Nie była długo.Chwileczkę.Na imię miała chyba Alice.Albo Annę.Serce zabiło mi bardzo mocno.Boże, nie.- Wiesz, skąd ona była?- Gdzieś z Północy.Nie, może z Europy.Czasami rozmawiała z Jennifer w innym języku [ Pobierz całość w formacie PDF ]