[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Znowużnaleli mu z dwóch flaszek.UtkwiÅ‚o mi w pamiÄ™ci, że napoje byÅ‚y przeważnie kombinowane, jakgdyby w przeczuciu dzisiejszych cocktailów.Raz nalali z jednej flaszki, mimo skomplikowanegozamówienia:  Szpagatówka w kratkÄ™. Potem, z czasem, poznaÅ‚em tam inny trunek,przeznaczony na wyszukane libacje; nazywaÅ‚ siÄ™ knikebein, zÅ‚ożony z kunsztownie nalanychwarstw kolorowych wódek (czy rosolisów?), które nie mieszajÄ… siÄ™ z sobÄ…, ale tworzÄ… tÄ™czoweobrÄ™cze, a na wierzch daje siÄ™ żółtko od jajka.Znakomite na wymioty.Ale to poznaÅ‚em dopieropózniej.Na razie zakrztusiÅ‚em siÄ™ solennie przy pierwszym  ojcu z matkÄ… , drugi poszedÅ‚gÅ‚adziej; jakich wrażeÅ„ doznawaÅ‚em, nie podejmujÄ™ siÄ™ zanalizować; sÄ…dzÄ™, że przeważaÅ‚ouczucie mÄ™skiej dumy.Po jakimÅ› czasie przestaÅ‚em być obcy, Å›miaÅ‚em siÄ™, bÅ‚aznowaÅ‚em, czuÅ‚emsiÄ™ jak w szkole.Ale zrobiÅ‚o siÄ™ pózno, baÅ‚em siÄ™ powrotu do domu, wybiegÅ‚em.MgÅ‚a wydaÅ‚a misiÄ™ jeszcze gÄ™stsza.Na powietrzu uczuÅ‚em, jak bardzo mi siÄ™ w gÅ‚owie krÄ™ci.Latarnie naftowemiaÅ‚y tÄ™czowe koÅ‚a, ludzie przesuwali siÄ™ jak cienie.BiegÅ‚em z bijÄ…cym sercem przez tÄ™ mgÅ‚Ä™.I kiedy to wspominam, kiedym oczyma duszy oglÄ…daÅ‚ tego szkraba pÄ™dzÄ…cego przez ulice,uczepiÅ‚ mi siÄ™ natrÄ™tny frazes.PamiÄ™tacie Cieplarnie Maeterlincka i ich dziwne wyliczania: muzyka trÄ…b pod oknami nieuleczalnych.zapach eteru w lesie. etc.WymyÅ›liÅ‚o mi siÄ™ nowe: pijane dziecko we mgle. To brzmi dosyć maeterlinkowsko, prawda? I przyszÅ‚a mi oto myÅ›l,czy to nie jest motto mojego życia.Gdyby mnie ktoÅ› spytaÅ‚ w tej chwili, czym jestem,odpowiedziaÅ‚bym szeptem:  Pijane dziecko we mgle.Ach!RozczuliÅ‚em siÄ™ nad sobÄ….93 WAKACJE Z PRYDUMKPrzypomniaÅ‚o mi siÄ™ z nadejÅ›ciem lata, że już trzeci rok nie korzystam z urlopu.Czemu, samnie wiem.Nie chce mi siÄ™, lubiÄ™ powszedni dzieÅ„, nudzi mnie Å›wiÄ™towanie.Ale czasem czujÄ™jakieÅ› ciÄ…goty. Natura. Natura jest wÅ‚aÅ›ciwie dla mnie tylko jedna: Tatry i ich akcesoria.Zakrztusić siÄ™ dymem pÅ‚onÄ…cej kosówki, dać siÄ™ odmuchać do czysta górskiemu wiatrowi,usÅ‚yszeć dzwoneczki na hali.A może by znów, jak tyle razy dawniej, przenocować sobie wRoztoce i powÄ™drować przez BiaÅ‚Ä… WodÄ™, gdzieÅ› pod Polski GrzebieÅ„, w górÄ™.Ale bojÄ™ siÄ™smutku, który pewnie tam czeka na mnie przyczajony.Zakopane, Tatry, cóż oklepaÅ„szego, wstyd prawie mówić o tym.Ale w moim tatrzaÅ„skimwtajemniczeniu byÅ‚o coÅ›, co je wyodrÄ™bnia z bezliku innych.ByÅ‚em miÄ™dzy czternastym aosiemnastym rokiem życia towarzyszem włóczÄ™g górskich Kazimierza Tetmajera, mÅ‚odegowówczas poety, dla którego powziÄ…Å‚em fanatyczne uwielbienie.ByÅ‚em smarkatym Horacjemtego Hamleta, którego pÄ™kniÄ™cie duszy nie byÅ‚o nigdy fasonem literackim, ale najgÅ‚Ä™bszÄ… inajboleÅ›niejszÄ… prawdÄ….I on, mam wrażenie, w okresach mizantropii lubiÅ‚ towarzystwo chÅ‚opca,którego wierna obecność broniÅ‚a go od samotnoÅ›ci nie nakÅ‚adajÄ…c ciężarów, który umiaÅ‚ sÅ‚uchać iumiaÅ‚ szanować jego milczenie, i smucić siÄ™ z nim, i bÅ‚aznować po trosze dla jego rozrywki.Dla mnie zbliżenie to  i na tym tle!  byÅ‚o cudownÄ… przygodÄ…, byÅ‚o niezapracowanym idarowanym przez los rozszerzeniem skali życia i wrażeÅ„.Z zachwytem przechodziÅ‚em kursżrÄ…cego pesymizmu, który tak oczyszcza serce dziecka.AsystowaÅ‚em czarnoksiÄ™skim operacjom,w których powszedniość przetapia siÄ™ na sztukÄ™.ByÅ‚em pod nieustajÄ…cym urokiem.Tetmajer wgórach byÅ‚ nie tylko najmilszym towarzyszem; byÅ‚ tym, czym jest medium na seansie: wabikiemdla Å›wiata zjaw.PrzyszÅ‚y autor Skalnego Podhala samÄ… obecnoÅ›ciÄ… swojÄ… dobywaÅ‚ tam zewszystkiego poezjÄ™  och, wolnÄ… od wszelkiego poetyzowania  poezjÄ™ in statu nascendi.ZresztÄ…, urodzony i wychowany na Podhalu, miaÅ‚ tam przyjaciół po wszystkich szaÅ‚asach, znaÅ‚skomplikowane góralskie parentele, znaÅ‚ miejscowÄ… gwarÄ™ i etykietÄ™, umiaÅ‚ zagadywać starych iprzekomarzać siÄ™ z młódkami, i ciÄ…gnąć bajarzy za jÄ™zyk.W mieÅ›cie nie zdradzajÄ…cy swejmuzykalnoÅ›ci, tutaj rozróżniaÅ‚ wszystkie odcienie i warianty trudnej nuty góralskiej i znaÅ‚ donich najudaÅ„sze teksty.Wszystko przy nim stawaÅ‚o siÄ™ interesujÄ…ce: Å›wistak, kozica, orzeÅ‚wiszÄ…cy w powietrzu, niedzwiedz, który nigdy zresztÄ… nie raczyÅ‚ mi siÄ™ pokazać, dziwacznenazwy szczytów i przeÅ‚Ä™czy, noce przesiedziane w szaÅ‚asie przed dÅ‚ugo dopalajÄ…cym siÄ™polanem, wyiskrzone niebo nad szaÅ‚asem.Na wszelki sposób uczyÅ‚em siÄ™ mowy poezji.CzÄ™sto wieczór, w obliczu gór, Tetmajer lubiÅ‚mówić  wiersze morskie Heinego.W jakiejÅ› korespondencji zakopiaÅ„skiej, pisanej przeznauczyciela gimnazjalnego, autor powiadaÅ‚, że wyszedÅ‚szy na szczyt Zwinicy nie mógÅ‚ siÄ™wstrzymać, aby nie zakrzyknąć:  Ej, ty na dzielnym koniu, gdzie pÄ™dzisz, kozacze? Podobniewiersze morskie mogÅ‚yby siÄ™ wydawać nie na miejscu w górach.A jednak nie.Kiedy zapadÅ‚mrok, a wiatr rozkoÅ‚ysaÅ‚ falÄ™ Czarnego Stawu, jakże wzruszajÄ…ce byÅ‚o siedzieć na wcinajÄ…cymsiÄ™ w wodÄ™ kamieniu i sÅ‚uchać tego np.wiersza mówionego zwolna, nabrzmiaÅ‚ym od melancholiipółgÅ‚osem:94 Es ragt ins Meer der Runenstein,Da sitz ich mit meinen Träumen,Es pfeift der Wind, die Möwen schrei n,Die Wellen, die wandern und schäumen.Serce mi siÄ™ wzdymaÅ‚o jakimÅ› nie doznanym wprzódy uczuciem przy tych pierwszychinicjacjach w osobisty jÄ™zyk liryki.A cóż dopiero, kiedy przyszÅ‚a nastÄ™pna strofa:Ich habe geliebt manch schönes Kind,Und manchen guten Gesellen. wówczas, mimo że miaÅ‚em piÄ™tnaÅ›cie lat i nie straciÅ‚em ani kochanki, ani przyjaciela, ledwiemogÅ‚em wstrzymać wewnÄ™trzne Å‚kanie, zwÅ‚aszcza że już czuÅ‚em nadchodzÄ…ce zamkniÄ™cie frazytym echowym nawrotem, który dziÅ› wydaje mi siÄ™ dość Å‚atwÄ… sztuczkÄ… wersyfikacyjnÄ…, ale którywówczas miaÅ‚ dar wywlekania duszy ze mnie:Wo sind sie hin? Es pfeift der Wind,Es schäumen und wandern die Wellen.Czy jeszcze bÅ‚Ä…dzi kiedy nad Czarnym Stawem cieÅ„ Heinego? Gdyby tak sprawdzić?Tetmajer byÅ‚ niezrównanym przodownikiem wÄ™drówek górskich.ZnaÅ‚ szlaki niebanalne,przejÅ›cia dolinami o dziewiczej roÅ›linnoÅ›ci, zawalone pniami swobodnie próchniejÄ…cych drzew.ByÅ‚ zresztÄ… jednym z najÅ›mielszych taterników, a ja.lazÅ‚em wszÄ™dzie za nim, choć nie mogÄ™powiedzieć, abym siÄ™ nie baÅ‚.Kiedy wieczorem, na noclegu, popatrzyÅ‚em na czarnÄ… prostopadÅ‚Ä…Å›cianÄ™ i wyobraziÅ‚em sobie, że nazajutrz mamy piąć siÄ™ na niÄ…, ciarki chodziÅ‚y mi po plecach, wnocy budziÅ‚em siÄ™ zlany potem.ModliÅ‚em siÄ™ w duchu o deszcz, który by uniemożliwiÅ‚ wyprawÄ™.Ale kiedy już znalazÅ‚em siÄ™ na turni, dotkniÄ™cie jej upajaÅ‚o mnie, doznawaÅ‚em jakiegoÅ›zmysÅ‚owego drżenia (wszÄ™dzie te zmysÅ‚y!), owego mdÅ‚awego Å‚askotania w piersiach, jakie siÄ™odczuwa wiszÄ…c na rÄ™kach nad przepaÅ›ciÄ….Przypuszczam, że wszystkie te trwogi i niebezpieczeÅ„stwa wydaÅ‚yby siÄ™ naiwne dzisiejszympogromcom gór; ale wówczas byÅ‚a inna technika i inne przygotowanie: nie Å›niÅ‚o siÄ™ o linach anizabezpieczeniach  lazÅ‚o siÄ™, jak Pan Bóg przykazaÅ‚, na rÄ™kach, na nogach, na siedzeniu, kÅ‚adÄ…cw to wiÄ™cej serca niż zrÄ™cznoÅ›ci.Tetmajer lubiÅ‚ odkrywać Tatry  te Tatry maleÅ„kie i olbrzymie, dziecinne i grozne  nie byÅ‚ywówczas tak zdeptane jak dziÅ›.WdrapaÅ‚em siÄ™ za nim na parÄ™ szczytów, na których nie stanęławprzódy  stopa ludzka : na StaroleÅ›nÄ…, na Furkot, może jeszcze na jaki, którego nie pamiÄ™tam [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl